Tir zabił matkę i synka pod Toruniem. Kierowca niewinny. "Nie miał szans uniknąć wypadku"
Tir zabił matkę i synka pod Toruniem. Kierowca niewinny
Pochodząca z Zawałów pani Sylwia zamieszkała w Toruniu. 38-letnia kobieta do rodzinnej wsi przyjeżdżała regularnie autobusem PKS, by odwiedzić matkę. Tamtej marcowej niedzieli też tak zrobiła, zabierając ze sobą 7-letniego syna Krzysia. Wysiadła na przystanku, ale zamiast kierować się do domu matki, postanowiła jeszcze szybko sprawdzić sobie autobus powrotny - na przystanku PKS po drugiej stronie krajowej "dziesiątki".
Zobacz także:
Koronawirus. Które imprezy masowe zostaną odwołane
Prezydent Zaleski wypłacił pół miliona naruszając prawo?
O. Tadeusz Rydzyk buduje tężnie w porcie drzewnym
Kłopoty ze wzrokiem, jak mówią miejscowi, kobieta miała od dawna. A drogę w tym miejscu, między przystankami, przebiegała też nie pierwszy raz. Zresztą, wielu tak robiło. Przejścia dla pieszych tam nie było i nie ma do dziś. Pani Sylwia wybiegła na drogę razem z synkiem. W starciu z TIR-em tych dwoje nie maiło najmniejszych szans... Matka i dziecko zginęli na miejscu.
Za kierownicą DAF-a z naczepą siedział 37-letni Paweł. To zawodowy kierowca, pochodzący ze wsi pod Pułtuskiem.
- Przekroczył dozwoloną w tym miejscu trasy prędkość (70 km/h) jadąc 79 km/h. Jak stwierdzili jednak biegli, nawet jadąc wolniej, nie uniknąłby wypadku. Spowodowali go piesi, przebiegając drogę poza przejściem i nie ustępując należnego pierwszeństwa pojazdowi. Przy nagłym wbiegnięciu nawet jadąc przepisowo z prędkością 70 km/h kierowca nie mógłby wyhamować - mówi prokurator Marcin Licznerski, szef Prokuratury Rejonowej Toruń Wschód.