Nie było ścigania na wczorajszym czwartym etapie Giro d’Italia, wiodącym z Quarto dei Mille do Livorno (208 km).
Był to wyścig przyjaźni, zadumy i wspominania zmarłego tragicznie w poniedziałek Woutera Weylandta.
Przypomnijmy, że 26-letni Belg nie przeżył upadku na trzecim etapie. Z tego powodu z Giro wycofał się jego przyjaciel, Tyler Farrar (Garmin-Cervelo).
<!** reklama>Już w poniedziałek wieczorem kolarze, w porozumieniu z dyrektorem wyścigu, zdecydowali o tym, że wyniki uzyskane na czwartym etapie nie będą uwzględniane w klasyfikacjach. Cała trasa została przejechana peletonem. Na policzkach zawodników dostrzec można było łzy, a kibice, stojący przy drodze, mieli ze sobą plastrony z numerem 108 - tym, w którym ostatni raz w karierze pojechał Wouter Weylandt.
Na kilka kilometrów przed metą zawodnicy wszystkich drużyn przepuścili na przód ośmiu kolarzy teamu Leopard-Trek, zespołu, którego barwy reprezentował Belg. Wśród nich znalazł się także Tyler Farrar, bliski przyjaciel Weylandta. Dziewięciu kolarzy metę minęło trzymając się za ramiona.
Sam Farrar podjął decyzję o wycofaniu się z Giro.
- Wouter był jak brat dla Tylera - tłumaczył swojego zawodnika dyrektor teamu Garmin-Cervelo, Lionel Marie. - Do Belgii wysyłamy wraz z nim naszego masażystę Joachima Schoonakera, by go wspierał podczas, gdy jego żona przebywa w USA.(rk, onet.pl)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?