Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Toruńska para latając w przestworzach czyta sobie w myślach

Piotr Bednarczyk
Rozmowa z Magdaleną Kłoss i Jarosławem Balcerzewskim z Grupy Falco 2, najpopularniejszymi sportowcami Torunia 2018 roku

Zaskoczeni wyborem w plebiscycie „Nowości”?

JB:- Jest nam miło, że kibice i ci, którzy doceniają naszą dyscyplinę sportu, oddali na nas tyle głosów. W naszym regionie ten sport nie jest jeszcze tak popularny, ale na świecie robi się coraz bardziej znany. Slalomy motoparalotniowe od 2017 roku stały się dyscypliną na olimpiadzie lotniczej odbywającej się co cztery lata. Środowisko z całego świata głosowało na nas po ogłoszeniu plebiscytu w sieci. Z tego, co wiemy, głosy napływały od Tajlandii po Kanadę, za co chcielibyśmy wszystkim bardzo podziękować. Polacy są dobrze kojarzeni, zwłaszcza od 2015 roku, gdy zorganizowaliśmy, jako Grupa Falco, najlepsze w historii sportu mikrolotowego slalomowe mistrzostwa świata. Jesteśmy szczęśliwi, że zostaliśmy docenieni po tylu latach. Pierwszy medal mistrzostw świata przewieźliśmy w 2007 roku z Chin, a potem był już tylko postęp. Z ostatnich zawodów MŚ w Tajlandii wywieźliśmy prawie wszystko, co było do wywiezienia - dwa złota drużynowo i srebro indywidualnie - moje i Magdy. Zabrakło nam więc tylko tego jedynego złota, ale postaramy się „pociągnąć” temat w 2020 roku na mistrzostwach w Brazylii.

MK:- Przynajmniej mamy jeszcze motywację do dalszej pracy, bo czegoś do kolekcji nam brakuje. W ciągu 10 lat zdobyliśmy 27 medali na MŚ I ME.

Skąd wziął się pomysł na latanie motoparalotniami?

JB: - Zaczęło się ode mnie. Jako „gówniarz” najpierw latałem na szybowcach, potem samolotach i balonach. Magda trafiła do nas jako młoda, 16-letnia kobieta. W Falco prowadziliśmy wtedy strzelnicę, założyliśmy też sekcję baloniarstwa. I właśnie do niej trafiła, a potem postanowiła latać na motoparalotniach. Tandem stworzyliśmy w 2008 roku. Ja jestem pilotem, Magda nawigatorem.

MK: - Kiedyś byłam koszykarką, w życiu bym nie pomyślała, że zwiążę się z lotnictwem. Ale raz poleciałam i... tak już „przepadłam w chmurach….” Teraz nie zmieniłabym dyscypliny na żadną inną.

Jak najprościej wytłumaczyć to, na czym polega motoparalotniarstwo?

JB: - Są dwa rodzaje sportów motoparalotniowych. Pierwszy to slalom, który niewiele różni się od pokazów samolotowych Air Race Red Bulla - też latamy między pylonami nad wodą, tylko z mniejszymi prędkościami i bliżej publiczności. Drugi rodzaj to zawody klasyczne, składające się z trzech kategorii. Pierwsza to nawigacja. Dostajemy mapę i musimy bez żadnego GPS-a znaleźć ukryte punkty. Nieraz ludzie są zaskoczeni poziomem precyzji lotu, że w czasie np. 1 godz., 32. min. i 51 sek. trzeba być 36432 metrów od startu w danym miejscu z dokładnością co do sekundy. Za to odpowiada Magda, która przelicza czas w powietrzu i sprawdza mapy. Druga część to ekonomia - dostajemy np. pięć litrów paliwa i rywalizujemy, kto dłużej utrzyma się w powietrzu…

MK:- ...a czasami łączy się nawigację z ekonomią, czyli trzeba przelecieć wyznaczoną trasę mając ograniczony zapas paliwa. I to jest najtrudniejsze.

JB:- A do tego nie możemy przekroczyć wyznaczonego czasu, bo nie dostaniemy wtedy żadnych punktów. Trzecia konkurencja to latanie precyzyjne, czyli celność lądowania, slalomy. To najbardziej efektowne w tym sporcie. Dodam, że zawody są rozgrywane około siedmiu dni, liczy się łączna suma punktów we wszystkich konkurencjach.

MK: - Codziennie rozgrywanych jest kilka konkurencji. Latem wstajemy o godzinie trzeciej lub czwartej, latamy od wschodu, a kończymy pół godziny po zachodzie słońca.To wyczerpujące zawody. Trzeba mieć niezłą kondycję, by to wszystko wytrzymać.

Jak kontaktujecie się podczas lotu?

MK: - Mamy interkom. Dzięki sponsorom - najwyższej klasy na rynku.

JB: - Generalnie cały sprzęt mamy z najwyższej półki. Wychodzimy z założenia, że musi być on takiej kasy, abyśmy nie byli od niego uzależnieni. Choć zepsuć może się wszystko. Na MŚ w Tajlandii przed ostatnią konkurencją zepsuła się nam pompa paliwa i wystartowaliśmy tylko dzięki pomocy sprzętowej rywali i błyskawicznej naprawie silnika.

A ile kosztuje taki sprzęt?

JB: - Jeśli mówimy o sprzęcie wyczynowym, to dobry waha się między 50 a 100 tysięcy złotych. Ale to i tak najtańsza forma latania, każda inna zaczyna się od setek tysięcy euro. Do latania amatorskiego wystarczy 20-30 tys. zł.(nowy sprzęt) lub 10-15 tys. w przypadku używanego kompletu. Dodatkowa zaleta jest taka, że motoparalotnia to jedyny samolot, który zmieścimy do bagażnika samochodu. Niestety, drogie są wyjazdy, gdy zawody odbywają się poza Europą, np. w Tajlandii. Część pieniędzy zarabiamy sami, zajmując się monitoringiem lotniczym, produkcją filmową, zdjęciami lotniczymi na zlecenia ( min. produkcje kinowe takie jak: „Dywizjon 303” czy „Syberiada Polska”), wykorzystując sprzęt zawodniczy. Mamy też duże wsparcie finansowe od naszych partnerów, firm z regionu: Erbudu, Nord Partnera, Bella Line oraz Gminy Toruń i Urzędu Marszałkowskiego. Dzięki przychylności prezydenta miasta i zarządu MPO mamy szansę na przejęcie starego wysypiska śmieci i utworzenie tam lądowiska motoparalotniowego, bo jesteśmy jedynymi pilotami, którzy nie mając lotniska, startują z „drogi dojazdowej”, a zdobywają medale.


Żeby polecieć czymś takim jak paralotnia trzeba mieć chyba skończone jakieś kursy?

MK: - Zdarzają się tacy partyzanci, którzy kupują sprzęt i latają bez przygotowania, ale zdecydowanie tego nie polecamy. Zresztą obecnie jest to już karane tak jak jazda samochodem bez prawa jazdy.

JB: - Kiedyś jakiś „artysta” latał sobie nad lotniskiem w Rzeszowie i uniemożliwiał wylądowanie dużemu samolotowi, bo chciał mu zrobić zdjęcia. Trzeba było poderwać helikopter, by go „przegonić”. A ten po wylądowaniu zadzwonił jeszcze na policję, że ktoś „dybał” na jego życie. Oczywiście został zatrzymany za stworzenie zagrożenia w ruchu lotniczym. Generalnie uczulamy młodych ludzi garnących się do latania, by poświęcili dwa tysiące złotych na kurs i zdobyli umiejętności i uprawnienia. Zwłaszcza że paralotniarstwo tak się ostatnio rozwinęło, że można go odbyć niemal w każdym mieście.

Co uważacie za swój największy dotychczasowy sukces?

MK: - Mistrzostwa świata w Tajlandii. Zdobyliśmy Puchar Narodów - mistrzostwo świata polskiego teamu, złoto drużynowe i srebro indywidualnie... Tajlandia to było spore wyzwanie. Transport sprzętu, zmiana czasu, zmiana klimatu...

JB: - A do tego panowały skrajnie różne warunki pogodowe. Była to chyba najtrudniejsza impreza, w jakiej startowaliśmy. Dla mnie porównywalne były jedynie mistrzostwa z 2007 roku, kiedy uciekłem ze szpitala z rurą w brzuchu po wypadku lotniczym i poleciałem do Chin. Tam wywalczyłem brązowy medal, a zoperowano mnie dopiero po powrocie do kraju. Natomiast Magda przed mistrzostwami Europy w 2008 roku też uległa groźnemu wypadkowi. Miała 18 złamań. Ledwo przeżyła, ale wróciła do latania zawodniczego i dziś zdobywa najwyższe laury.

Jak wyglądają Wasze treningi?

MK: - Najlepszym treningiem są dla nas zawody, bo możemy skonfrontować swoją formę z rywalami.Jako członkowie motoparalotniowej kadry Polski trenujemy na zgrupowaniach. Jesteśmy generalnie mocno uzależnieni od pogody. Nasz sezon trwa od końcówki marca do października, więc wykorzystujemy każdą chwilę, żeby polatać i poćwiczyć.

JB:- Bywa, że latem latamy cztery razy w tygodniu, ale bywa też, że raz na dwa tygodnie. Startujemy w każdych możliwych zawodach, bo to świetny trening. W okresach jest martwych siłownia, mapy, analiza konkurencji, praca nad modyfikacją sprzętu.

Mieliście kiedyś jakieś niebezpieczne sytuacje w powietrzu?

MK: - Podczas zawodów raczej nie. Więcej „ryzykownych” sytuacji zdarza się podczas treningów, kiedy być może jesteśmy bardziej wyluzowani lub mniej skoncentrowani. Na mistrzostwach Czech mieliśmy raz „lądowanie w polu”, gdy urwał się nam wał w silniku. Nic się jednak nie stało, Jarek jest świetnym pilotem. W tej chwili chyba nie powierzyłabym nikomu innemu swojego życia zawodniczego.

JB: - Latamy razem od dziesięciu lat i praktycznie czytamy sobie w myślach. Każdy zna swoje obowiązki i mamy do siebie zaufanie. Na pewno inaczej lata się indywidualnie, a inaczej w duecie, kiedy człowiek czuje się bardziej odpowiedzialny za drugą osobę i bardziej waży podejmowane ryzyko.

Na jakich pułapach latacie?

JB: - Najniżej na… 40 centymetrach nad wodą na slalomach. Najwyżej leciałem na wysokości prawie czterech kilometrów. Na zawodach latamy na pułapie ok. 150-300 m.

Jakie macie plany na ten rok?

MK: - Mistrzostwa świata odbywają się co dwa lata. Kolejne będą w kwietniu 2020 roku w Brazylii, gdzie będziemy bronić zdobytego mistrzostwa, więc ten sezon traktujemy, jako przygotowawczy. Będziemy mieli nowy sprzęt i chcemy go jak najlepiej skonfigurować, oswoić z nim.

JB: - Na pewno wystartujemy w mistrzostwach Polski, Czech, Niemiec, jeśli uda się to też i Oceanii - w Indiach.

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska