To bowiem opowieść o krainie, w której zlepiał się świat niemiecki, kaszubski i polski. W której gotowały się trudne związki, bo w końcu kultura kaszubska tkwiła w imadle kultur silniejszych, do tego zawsze obwieszona podejrzeniami każdej z nich, że bliżej jej do tej drugiej... Ale w tym świecie funkcjonowano jednak razem, a pokoleniami wypracowano relacje, czasami dla nas - ludzi z wbitymi w głowy stereotypami - bardzo zaskakujące.
Filip Bajon wie, jak opowiadać historie i świetnie czuje się w kinie kostiumowym, ale „Kamerdyner” na kolana mnie nie rzucił, tak jak kiedyś jego „Magnat”. I tak sobie dumam, że chyba dobrze byłoby poczekać na serial, bo taka epicka opowieść o pół wieku koegzystencji trzech kultur, znacznie lepiej wybrzmiałaby, gdyby dano jej trochę oddechu.
ZOBACZ TEŻ
No ale zacznijmy od plusów. Na pewno możemy dotknąć niezwykłej wspólnoty dawnych Prus. I ani przez chwilę nie czujemy fałszu w kadrach, jak to się często w kostiumówkach zdarza. Do tego mamy jeszcze niezłe zdjęcia i kilka mocnych sekwencji, jak mord w Lasach Piaśnickich, pokazany sugestywnie, choć w nieco odrealnionej tonacji. W Lasach Piaśnickich zginęli Polacy, Kaszubi, ale i wielu Niemców, zwiezionych choćby z zakładow psychiatrycznych - i trochę szkoda, że to lepiej nie wybrzmiało. Jeśli chodzi o wymowę filmu, to nienachalnie pokazał pan Bajon to, skąd się bierze i to wielkie, i to bardzo małe zło... Niby nic nowego, a wrażenie robi.
No a minusy? Mamy tu kilku głównych herosów dramatu, niestety o kilku za dużo. Jest kaszubski król, jest pruski junkier, jest rozkochana para, jest hrabina... Trudno nam się z kimś związać, zarówno jeśli chodzi o czarne, jak i białe charaktery. No a ten melodramat pałacowy z mezaliansem... Mówiąc szczerze kompletnie niczym nas nie zaskakuje.
**
Spod ekranu: CZYTAJ WIĘCEJ - klijnij**
Tak więc wszystko zaczyna się w roku 1900, a kończy w 1945. Śledzimy perpypetie rodziny von Kraussów, Kaszuba Bazylego Miotke, wielką miłość Marity i Matiego. Losy ludzi na kresach ich świata, których wielka historia nie oszczędza.
Pan Adam Woronowicz gra junkra, tak, że berety z głów. Pan Janusz Gajos gra Bazylego – niby wioskowego mędrka, a tak naprawdę prawdziwego mędrca - i to tak, jak zwykle. Czyli po prostu kapitalnie. No, może jedna rzecz jest inna niż zwykle, bo gra po kaszubsku. No ale tego, to już ocenić nie potrafię.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?