<!** Image 3 align=none alt="Image 214270" sub="Grażyna Śmiarowska: - Rodziny najczęściej są pozostawione same sobie, wpadają w panikę [Fot.: Sławomir Kowalski]">
Konsultanci biją na alarm: dla chorych wymagających całodobowej opieki nie przewidziano miejsc ani w szpitalu, ani w specjalnej placówce. A w domach rozgrywają się dramaty.
Pani Elżbieta ma 82 lata. Do tej pory opiekowała się w domu cierpiącym na chorobę Alzheimera mężem - Janem. Kilka dni temu kobieta z wylewem trafiła do szpitala. Pan Jan został sam. Dzieci przebywają za granicą. Pan Zygmunt, też po osiemdziesiątce, miał lekką demencję. Mieszkał z synem i jego rodziną. Pewnego dnia przewrócił się, z krwiakiem trafił do szpitala. Teraz tylko przyjmuje pokarmy, wymaga całodobowej opieki. Ze szpitala go wypisano.
Nigdzie nie ma miejsc
- Jesteśmy załamani. Nie mamy warunków, żeby wziąć tatę do siebie. Oboje pracujemy. W żadnym toruńskim zakładzie nie ma miejsc - mówi syn pana Zygmunta. - A jeśli mają, to go nie przyjmą, ponieważ ma 0 punktów w skali Barthel (jest to stan bardzo ciężki).
W Toruniu są trzy placówki opiekuńczo-lecznicze i pielęgnacyjno-opiekuńcze. Szefowa Zakładu Pielęgnacyjno-Opiekuńczego przy ul. Ligi Polskiej, Grażyna Śmiarowska, jednocześnie wojewódzki konsultant ds. opieki długoterminowej, jest bezsilna. Ma 94 osoby zapisane w kolejce. Czeka się od sześciu do dwunastu miesięcy.
<!** reklama>
Minister nie widzi powagi
- Sytuacja w Toruniu, pomimo że mamy tu placówki, jest dramatyczna. W ogóle nie ma łóżek interwencyjnych dla pacjentów przewlekle chorych. Jest próżnia - podkreśla Grażyna Śmiarowska. - Nie umiem sobie z tym poradzić. Nie mogę nikogo przyjąć z dnia na dzień, bo jest długa kolejka. Rodziny najczęściej są pozostawione same sobie, wpadają w panikę. Nikt przecież nie może przewidzieć, że znajdzie się w takim położeniu. A takich przypadków jest coraz więcej. Niestety, minister zdrowia nie widzi powagi problemu.
Kiedyś przy szpitalach działały oddziały dla pacjentów, którzy już nie wymagają intensywnego leczenia. Potem te oddziały polikwidowano i powstały specjalne zakłady, które są niewydolne albo nastawione na konkretnych pacjentów. I tak do zakładu opiekuńczo-leczniczego dla chorych w stanach apalicznych pana Zygmunta czy męża pani Elżbiety przyjąć nie mogą. - Jesteśmy wysokospecjalistyczną placówką. Mogę przyjąć tylko osoby w śpiączce. Inaczej NFZ nie zapłaci. Też mamy kolejkę - zaznacza Janina Mirończuk, dyrektor zakładu przy ul. Grunwaldzkiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?