Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walczyk biznesu z władzą

Jacek Kowalski
wybory, agitacja
wybory, agitacja Thinkstock
Mimo że każdy z kandydatów, startujących w zbliżających się wyborach samorządowych, deklaruje, że przedsiębiorczość jest dla niego rzeczą ważną, samych przedsiębiorców na listach wyborczych w regionie jest niewielu. A jeśli są, to raczej służą jako listek figowy swoim koleżankom i kolegom, którzy pozjadali zęby nas polityce. Dlaczego tak jest?

Wyjątkiem jest Inowrocław, gdzie do prezydenckiego fotela startuje przedsiębiorca.
Jeśli pogrzebiecie po internetowych forach, zagłębicie się w informacje publikowane przez lokalne portale, okaże się, że dla wszystkich osób kandydujących do rad miast i gmin, a przede wszystkich dla tych, którzy ostrzą sobie zęby na urzędy prezydenckie, najważniejszą rzeczą jest przedsiębiorczość. - Za potrzebami bydgoszczan stoi jedna podstawowa potrzeba - pracy i pieniędzy. Człowiek, który je posiada, ma wszelkie środki, by zapewnić sobie dach nad głową, rozrywkę, edukację i opiekę lekarską. Dlatego moim głównym priorytetem jest wspieranie przedsiębiorczości na wszelkie możliwie sposoby. Chcę, by Bydgoszcz była miejscem dogodnym dla rozwoju małego i wielkiego biznesu - deklaruje jeden z bydgoskich kandydatów, reprezentujący akurat dość niewielką partię. Mniejsza o nazwisko - ważne jest to, że pod tym zestawem ogólników i prawd oczywistych, podawanych jako objawione - podpisać mogliby się wszyscy kandydujący. Kłopot w tym, że za słowami rzadko idą czyny.

Bydgoszcz: może Lewiatan?

Biznes z rzadka lubi chodzić pod rękę z polityką w świetle prasowych fleszy. Jak się to kończy - widać po aferze Rywina, która przeorała świadomość Polaków i nakierunkowała ich myślenie według schematu: „Polityk bierze pieniądze od przedsiębiorcy pod stołem, w zamian za to załatwia mu coś na lewo”. Symbolem bliskiej zażyłości polityków z biznesmenami stał się Pałacyk Sobańskich, siedziba Polskiej Rady Biznesu. To tam podczas eleganckich kolacji zapadać miały decyzje o prywatyzacji czy polityce podatkowej. W Bydgoszczy zorientowani łatwo mogliby wskazać elegancką restaurację w centrum miasta, w której spotykają się ludzie władzy z ludźmi pieniędzy na wspólnych kolacjach. Ale szczerze mówiąc - nie o takie związki nam chodzi.
16 listopada o fotel prezydenta Bydgoszczy ubiegać się będą, m.in., prawnik, urzędujący prezydent i dwoje nauczycieli. Biznes reprezentować będzie była szefowa Spółki Wodnej „Kapuściska”. W tej talii ani śladu jednak po przedsiębiorcy z krwi i kości, prowadzącym własny biznes i znającym realia gry na rynku. Dlaczego? - Wynika to z dwóch przyczyn. Biznes nie lubi brylowania, ciągłego przebywania w świetle jupiterów. Pieniądze lubią ciszę - głosi jedno z chętnie powtarzanych powiedzeń. Jeśli ktoś prowadzi biznes, ma się w nim dobrze, spełnia się - nie będzie pchał się do polityki, bo i po co? Ani z tego nie będą mieli równie dużych pieniędzy, co ze swojego interesu, ani chwały, bo ludzie zawsze psioczą na władzę - mówi Wojciech Rębowski, psycholog biznesu. - Drugi powód - przedsiębiorcy wolą utrzymywać półoficjalne kontakty z władzą, być z nią w dobrych relacjach, niż „dawać twarz” na pierwszej linii. Oczywiście, w tej półoficjalności nie musi być niczego nielegalnego. Chodzi po prostu o dobre stosunki z prezydentem, burmistrzem czy choćby wójtem. Korzystają na tym obie strony: władza ma wsparcie finansowe dla swoich inicjatyw, które służą miastu, a biznes - spokojną głowę.
Może dlatego właśnie w Bydgoszczy trudno znaleźć kandydata, zajmującego się biznesem. Co prawda NSZZ „Solidarność” rozważała możliwości utworzenia komitetu wyborczego razem z bydgoskimi przedsiębiorcami (m.in. zrzeszonymi w sieci „Lewiatan”), jednak na razie ostatecznych decyzji nie podjęła.

Toruń: kobieta, nie przedsiębiorca

- No dobrze - mówię Rębowskiemu. - A prezydent Ukrainy Petr Poroszenko? Wielki biznes, wielkie pieniądze, a jednak poszedł na pierwszą linię, „dał twarz” podejmowanym decyzjom... - Proszę pana, sytuacja na Ukrainie jest wyjątkowa, tam rzeczywiście trzeba było kogoś o stalowych nerwach, a poza tym na tyle zamożnego, żeby oddalić na starcie podejrzenia o chęć czerpania korzyści z władzy. Pamięta pan przecież, jakie pałace zostawił po sobie poprzedni prezydent. Ludzie byli wściekli, potrzeba było radykalnych kroków. Czy jednak wyobraża pan sobie, że w mieście wielkości Torunia zostaje prezydentem przedsiębiorca, który musi podejmować niepopularne dla biznesu decyzje? Po zakończeniu kadencji koledzy biznesmeni nie daliby mu żyć.
Istotnie, najciekawszą kandydaturą do prezydenckiego fotela w grodzie Kopernika jest Joanna Scheuring-Wielgus z komitetu „Czas Mieszkańców”, socjolog, menadżer kultury. Od biznesu - w miarę daleko - na tyle, by nikt nie nazywał jej „bizneswoman”. - Proszę zwrócić uwagę, że gdy pani Joanna Scheuring-Wielgus zdecydowała się kandydować, gazety wybiły na nagłówki jej płeć. Stało się to nagle bardzo ważne! Pisano „Kobieta zmierzy się z Zaleskim”. A więc wciąż jeszcze jest u nas rodzajem sensacji, gdy o urzędy walczą osoby spoza polityki, a w dodatku kobiety. Co by było, gdyby walczyła bizneswomen? Być może konkurencja prześwietliłaby jej interesy, a powtórzę: pieniądze lubią spokój.

Inowrocław: tu jest inaczej

Marcin Wroński, jedyny przedsiębiorca, który zdecydował się wystartować do fotela prezydenta jednego z dużych miast w regionie (Inowrocław). 37 lat, prezes Instytutu Grabskiego i przedsiębiorca, publicysta i ekspert gospodarczy. Tak się przedstawia. Jeśli jednak zajrzycie na strony internetowe instytutu, dowiecie się, że jego pełna nazwa brzmi Instytut Rozwoju Rolnictwa im. Władysława Grabskiego, a nie o takie skojarzenia przecież szło komuś, kto chce szefować niemal 80-tysięcznemu miastu, kto mówi dużo o rozwoju przemysłu, handlu i stawianiu na rozwój eksportu.
Nie ma jednak dwóch zdań, Wroński jest przedsiębiorcą, chociaż jego publikacje ekonomiczne, ukazujące się na łamach jednej z lokalnych gazet, od pewnego czasu bardziej krążą wokół wskazywania braków w rządzeniu obecnemu prezydentowi, niż ogólnych zagadnień ekonomicznych.
Co ciekawe, drugi z oficjalnych kandydatów, Maciej Figas, wiedząc, z kim się mierzy, również sięgnął po retorykę bliską biznesowi. Obaj panowie opowiadają teraz na konferencjach o zadłużeniu miasta, o bezrobociu i podają ekonomiczne recepty na uzdrowienie sytuacji. Ale przedsiębiorcy z miasta machają ręką na słowne przepychanki kandydatów, wiedząc, że deklaracje sobie, a życie sobie i żaden prezydent miasta w cztery lata nie wyprowadzi go z długów. Choćby nawet na co dzień prowadził z sukcesem własny biznes.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Walczyk biznesu z władzą - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska