Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Współpracownik „Nowości” wspomina zmarłego niedawno redaktora Witolda Kureckiego, jednego z założycieli naszej gazety

Janusz Bąkowski
Witold Kurecki lubił opowiadać, że jego byli podopieczni o nim nie zapominają. Spotykali się z nim, mieli kontakt telefoniczny i listowy.
Witold Kurecki lubił opowiadać, że jego byli podopieczni o nim nie zapominają. Spotykali się z nim, mieli kontakt telefoniczny i listowy. Janusz Bąkowski
Był to człowiek o charakterystycznej sylwetce. Niskiego wzrostu, skromnej postury ciała. Ale za to wielkiego ducha. Kiedyś nosił typowy dla siebie kapelusik.

[break]
Witold Kurecki o sobie zwykł mówić z sarkazmem, że nigdy nie będzie mistrzem świata w podnoszeniu ciężarów, jakim był np. słynny radziecki mistrz sztangi Leonid Żabotyński.

Miał w swoim prawie 90-letnim życiu wiele pasji. Tę największą, można by rzec bez wahania miłością, był sport. Mógł o nim rozpowiadać całymi godzinami. Od brydża sportowego począwszy, a na pływaniu skończywszy.

W ostatnich dniach o jego życiorysie jako wspaniałym dziennikarzu, oddanym bez granic działaczu sportowym, w związku z Jego śmiercią napisano już wiele. Są jednak pewne epizody, mniej znane, którymi chciałbym się podzielić.

W.K.

Takim właśnie skrótem podpisywał swoje teksty redaktor Witold Kurecki. W 1967 roku współuczestniczył w założeniu toruńskiego dziennika „Nowości”. Dla kolegów po prostu Witek, dla współpracowników Pan Witek, dla młodych adeptów sztuki piłkarskiej w toruńskim Pomorzaninie, którymi się opiekował przez wiele lat, po prostu Pan Kierownik.

Byłem jednym z nich. Pierwszy raz ujrzałem Go w 1969 roku podczas piłkarskiego turnieju szkolnego, organizowanego i rozgrywanego pod patronatem działu sportowego „Nowości”. Pamiętam, że gdy osobiście zaniosłem z kolegą do redakcji oficjalne zgłoszenie naszej szkolnej drużyny, odebrał je wtedy osobiście sam szef działu. Mecze odbywały się stadionie Pomorzanina, położonego naprzeciw Tor-Toru.

Pan Kierownik, obserwujący od pierwszego do ostatniego gwizdka zmagania szkolnej młodzieży, po zakończeniu turnieju, wypatrzywszy tych zdolniejszych, zapraszał do udziału w klubowych treningach. To właśnie im starał się uprzyjemniać na wszelkie sposoby ich codzienne, nieraz dość szare życie.

W wydaniu z roku 1987 pisała o Nim Encyklopedia Sportu. A przecież na dobrą sprawę to On nią był...

Jedną z takich form były potem już słynne, tak zwane pogadanki. Odbywały się w soboty o godzinie 17 w pomieszczeniach „Nowości” na pierwszym piętrze kamienicy przy ulicy Mostowej 32.

Młodzi piłkarze przychodzili na nie dzięki przemiłej atmosferze stworzonej przez Pana Kierownika bardzo chętnie. Pomimo że w tamtych czasach chodziło się w sobotnie przedpołudnie do szkoły.

Plakat i Niemen

Omawiano ostanie występy drużyny i poszczególnych zawodników. Później wysłuchiwano z ogromnym zaciekawieniem przeróżnych ciekawostek ze świata sportu. Niektórzy otrzymywali piękne kolorowe plakaty, będące wkładką do francuskiego czasopisma „France Football”. Pan Kierownik nabywał je w Empiku po tzw. znajomości. Plakat z Jeanem-Claudem Killym, słynny francuskim narciarzem alpejskim mam do dzisiaj.

Pewnego dnia puszczono jedną z płyt Czesława Niemena. Później głosowano na najlepszy utwór. Były też i opowiastki zaskakujące. Kiedyś jeden z piłkarzy pochwalił się na takim wspólnym spotkaniu medalem z roku 1920 za udział w wojnie polsko-rosyjskiej, o której nie wolno było wtedy głośno mówić.

Bez przekleństw

Pan Kierownik Witek zwracał bardzo mocno uwagę na poprawną polszczyznę. Tępił przeklinanie.

Potrafił skrytykować ówczesnego mistrza mikrofonu od sportu samego Jana Ciszewskiego. Wypominał mu, że nie mówi się, iż akcja toczy się pod polem karnym Górnika Zabrze, tylko przed polem karnym. - Pod nim to może być najwyżej kopalnia węgla kamiennego - mówił.

Były też wyjazdy pociągiem, gdyż Pomorzanin, jako klub kolejowy, miał zniżkowe lub nawet darmowe bilety, na słynne mecze w europejskich pucharach do Chorzowa. Tam na wypełnionym stutysięcznym stadionie swoje mecze rozgrywał Górnik Zabrze m.in. z AS Roma czy Manchesterem United.

Ulubionymi zespołami piłkarskimi Pana Kierownika były Arsenal Londyn oraz Schalke 04 Gelsenkirchen. W Polsce najbliższy był mu Ruch Chorzów. Lubił wspominać pokrętną historię słynnego piłkarza Ernesta Wilimowskiego, który reprezentował zarówno barwy Polski, jak i potem podczas wojny barwy Niemiec.

O swoich juniorów dbał też pod względem ładnej prezencji. Dlatego też zamówił kiedyś ze specjalnej, drogiej białej włóczki eleganckie getry. Każda sztuka była ręcznie zrobiona na szydełku. Był to strój odświętny, w którym nie grało się na co dzień. Często w szatni powtarzał, chcąc zmobilizować swoich podopiecznych do lepszej gry, że „getry same nie grają”...

Śmierć „Czyżyka”

Przed prawie trzema laty nagle odszedł tragicznie w wieku 60 lat pupil Pana Witka, wypatrzony podczas jednego ze wspominanych turniejów „Nowości” Andrzej Czyżniewski.

Znakomity bramkarz, najpierw Pomorzanina, potem Zawiszy i Chemika Bydgoszcz oraz Arki i Bałtyku Gdynia. Był w kadrze narodowej Antoniego Piechniczka. Potem został ekstraligowym sędzią oraz szefem działu skautingu w Lechu Poznań, dyrektorem do spraw sportowych w Arce Gdynia. Pracując w Poznaniu przyczynił się do sprowadzenia Roberta Lewandowskiego do Lecha.

Andrzej miał marzenie, o czym mi opowiadał, aby wypełnić tzw. triadę, czyli być pierwszoligowym bramkarzem, sędzią oraz samodzielnym trenerem. Tej ostatniej roli niestety, nie doczekał.

Gdy przypadła mi w udziale przykra rola powiadomienia Pana Witka o śmierci Andrzeja, skomentował on to tak: - „Czyżyk, coś ty chłopaku najlepszego zrobił! To ja jeszcze żyję, a ciebie już nie ma...”.

Podczas pogrzebu Andrzeja, który został pochowany w Toruniu na Koniuchach, obok miejsca zamieszkania swojego byłego Pana Kierownika, Pan Witek zasłabł. Mieli z sobą przez cały czas bliski kontakt.

Odzywał się do Pana Witka nie tylko „Czyżyk”. Robili to też inni, piłkarze, hokeiści, także ci zamieszkali za granicą. Lubił o tym z dumą opowiadać, że o nim jednak jego byli podopieczni nie zapominają.

Od 20 lat

W grudniu minie 20 lat od momentu, gdy zaproponował mi współpracę z działem sportowym „Nowości”. Gdy do niego dzwoniłem, był zawsze otwarty, sympatyczny, pełen życia i wigoru.

W mieszkaniu miał niezgłębione archiwum sportu. Na małżonkę, przesympatyczną Panią Wandę mówił żartobliwie Kurecka... Zdradził mi, iż nie lubił, gdy mówiono do niego Panie Wiciu. Wolał zdecydowanie formę Witek.

Jego Mama, długowieczna osoba, która dożyła wspaniałego wieku 104 lat, którą nazywał zdrobniale Walercia (zresztą znajomi także...), zwracała się do niego zawsze per Witold.

Człowiek encyklopedia

Na ubiegłorocznej listopadowej uroczystości z okazji 80-lecia Pomorzanina, najstarszego obecnie klubu toruńskiego, nie było Go. Zmagał się z ciężką chorobą.

Bardzo smutne to uczucie, że nie będzie się już można więcej z Nim spotkać przy ulubionej kawie i posłuchać z wielką

przyjemnością Jego gawęd o sporcie i nie tylko.

Około 30 lat temu, w wydaniu z roku 1987 pisała o Nim Encyklopedia Sportu. A przecież na dobrą sprawę to On nią był...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska