Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyborcze "žRoboty"i "žKatabasy"

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Na średniowiecznym uniwersytecie istniało tzw. Atrium, wydział wstępny, na którym najpierw zgłębiano nauki należące do trivium, niższych sztuk wyzwolonych - gramatykę, retorykę oraz dialektykę. Dziś znakomita większość polityków i politycznych aspirantów to ludzie po studiach, lecz, niestety, bez zaliczenia trivium. Paskudnie wychodzi to na jaw zwłaszcza w kampaniach wyborczych.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Na średniowiecznym uniwersytecie istniało tzw. Atrium, wydział wstępny, na którym najpierw zgłębiano nauki należące do trivium, niższych sztuk wyzwolonych - gramatykę, retorykę oraz dialektykę. Dziś znakomita większość polityków i politycznych aspirantów to ludzie po studiach, lecz, niestety, bez zaliczenia trivium. Paskudnie wychodzi to na jaw zwłaszcza w kampaniach wyborczych.

Koszmarem poranka w publicznym Radiu Pomorza i Kujaw są dla mnie bezpłatne audycje wyborcze, w których po kolei prezentują się nasi kandydaci na posłów i senatorów w popisach najczęściej przypominających szkolne akademie (do szlachetnych wyjątków należy, m.in., Konstanty Dombrowicz). Występujących z grubsza podzielić można na dwie kategorie. Pierwsza to „Roboty”. Jakiś informatyk zapisał im na twardym dysku, że mają mówić powoli i wyraźnie. Przed mikrofonem ślamazarnie odczytują więc swoje credo, wypranym z emocji nieludzkim głosem. Gdy słyszę ten roboci szum, zaniepokojony wyłączam rozum. Przypomina mi się bowiem „Robokalipsa” - powieść, którą ostatnio przeczytałem. Opowiada ona o buncie robotów, które przejmują władzę nad światem i polują na ludzi.

Druga kategoria wyborczych agitatorów via radio to „Katabasy”. Słowem „katabas” pogardliwie określamy marnego katechetę lub księdza - przemiawiającego do publiczności nienaturalnie wysokim i dziwnie ułożonym głosem, nadmiernie akcentującym niektóre słowa, a całym zdaniom nadającym afektowaną, zwykle pompatyczną intonację. Takiego tonu nie boję się, ale też mu nie ufam. Ci kandydaci brzmią mi niczym facet z popularnej reklamy, któremu spod sutanny wystają piłkarskie korki.

<!** reklama>„Roboty” i „Katabasy” razem przekonują, że jeżeli coś jest za darmo, to ludzie tego nie cenią. I tu się niewiele zmieniło od 1989 roku. Zauważam jedynie, że zniknęły z anteny komunikaty o tym, że taki a taki komitet wyborczy nie nadesłał do radia nagrania swej reklamy. Patrzac z tej perspektywy, darowane jakąś tam wartość jednak mieć zaczęło.

Obywatelskie ucho niezmiennie więc cierpi w kampanii. Na szczęście, coraz bardziej może cieszyć się oko. I to też jest potwierdzenie powiedzonka, że darmochy nie cenimy. Kandydatom nikt na piękne oczy nie ufunduje plakatów, billboardów, city lightów i innych cudeniek w pakiecie firm oferujących reklamę zewnętrzną. Dzięki temu odpoczywają ploty, mury, ściany i słupy. W kampaniach przed wyborami do parlamentu w Bydgoszczy prawie już nie oglądamy małych, tandetnych plakacików na byle jakim papierze i byle jak barwionym farbą drukarską. Zamiast tego wisi niewiele, ale technicznie bezbłędnych reklam o dużej powierzchni. Nie każdego kandydata stać na to. Dlatego z murów i stojaków wdzięczy się do bydgoszczan chyba nie więcej niż kilka procent pomazańców z list zarejestrowanych w naszym okręgu.

Techniczna perfekcja i pokaźne gabaryty reklam nie zawsze wszak idą w parze z pozytywnym przekazem, jaki powinny nieść. Na widok „Króla Piotra V”, który dumnie spogląda na nas, promując kandydata PiS, uśmiecham się niczym po wysłuchaniu dobrej scenki kabaretowej. Ale w Sejmie wolałbym mieć króla prawdziwego, a nie błaznującego.

W przeciwną zaś stronę chyba ciut za mocno przechylił wahadło nr 1 na liście PJN, Andrzej Walkowiak. Jego głęboko zamyślone oblicze nad ulicznym chaosem kojarzy mi się z jakimś modnym filozofem albo laureatem literackiej Nagrody Nobla, ostatecznie z kandydatem do Senatu, nieco złośliwie nazywanego „izbą dumania”, ale nie z dynamicznym posłem, który ma wywalczyć dla Bydgoszczy drogę S5 czy metropolię bez Torunia. Równie ryzykowny wydaje mi się obecnie pomysł na fotografowanie się na billboard z premierem Tuskiem, niczym onegdaj z Wałęsą, co praktykuje np. Andrzej Kobiak, kandydat PO na senatora. Tusk dziś i Wałęsa w 1989 r. - siła sugestii chyba jednak jest różna. Na koniu „Tusk” równie łatwo można wjechać do Sejmu, co się przejechać.

Na co więc można liczyć zawsze? Oczywiście na rodzinę. W wyborach samorządowych rodzinnie pokazywał się Rafał Bruski i został prezydentem. Teraz swą zadowoloną familię pokazują miastu Tomasz Latos z PiS i Konstanty Dombrowicz, kandydat niezależny. Ciekawe, czy któraś z tych rodzinek pl. wespół w zespół da radę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska