Przez pierwsze miesiące otrzymywaliśmy pocztowe kartki wysyłane ze Starobielska, „jaszcik polowy 15”, ale wkrótce i one przystały przychodzić. Ostatnia kartka ze Starobielska została nadana 8 lutego 1940 roku. I potem wszelki słuch o wuju zaginął.
Kiedy mój wujek szedł na wojnę, ja miałem dwa lata. Był moim ojcem chrzestnym. Nie pamiętam go osobiście, ale w moim domu był zawsze obecny. Rozmawiali o nim dziadkowie, często wspominała moja mama, jego siostra. Przez lata nie opuszczała nas nadzieja, że jednak kiedyś się odnajdzie, że wróci.
Wujek z zawodu był budowlańcem, zdobył dyplomy mistrza ciesielskiego, murarskiego, a nawet brukarskiego. Miał uprawnienia projektowe i do kierowania budowami. Wujek Janek bardzo udzielał się w toruńskim cechu, był jednym z założycieli Stowarzyszenia Techników i Inżynierów Budownictwa Drogowego.
Praktykował prywatnie. Sporządzał projekty domów, przejmował obowiązki kierowników budowy. Współpracował z takimi firmami jak Sznajder, Mrozowski, spółka Horwat-Mrowiec czy Arnold Rosochowicz, który miał zakład przy ulicy Mickiewicza. W Kaszczorku, Złotorii, przy Szosie Lubickiej stawiał jedno- i trzyrodzinne domy. Budował też drogę do Kowalewa, most na Drwęcy w Brodnicy.
Od lipca 1928 roku odbywał obowiązkową służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie. Służył w 8. Batalionie Saperów w Toruniu. W 1937 roku został awansowany na stopień porucznika. Nominację podpisał prezydent Mościcki. Dowodził kampanią saperów, która we wrześniu 1939 roku wysadziła w powietrze toruńskie mosty przed nacierającymi oddziałami niemieckimi.
Zobacz także
Zobacz galerię: Pejzaż bez Ciebie. Agnieszka Osiecka
Wujek był kawalerem, ale już po oficjalnych zaręczynach. Jego wybranka, pani Irena Wildeheim utrzymywała przez wiele lat kontakt z naszą rodziną i nigdy nie poślubiła innego mężczyzny.
W 1937 roku wuj poszedł do astrologa, aby sporządził dla niego horoskop - Radix. Biorąc pod uwagę układ planet, datę i godzinę urodzenia, miejsce urodzenia, pod taką i taką szerokością i długością geograficzną, stawiający horoskop, na kilkunastu stronach kancelaryjnego papieru, drobnym pismem nakreślił przyszłość mojego wuja.
Znajduje się tam taka przepowiednia. Zacytuję: „O ile zapodana godzina urodzenia jest dokładna, to istnieje możliwości utraty wolności i swobodnego poruszania się przez umieszczenie urodzonego w takich zakładach jak szpital, więzienie, klasztor, sanatoryja itp. W wypadku gdyby urodzony wykonywał pracę w wyżej wymienionych instytucjach, zamieniłaby się ta groźba na wypadek nieszczęśliwy z następstwem śmierci. Proszę się nie przejmować, ale zarazem proszę tego nie lekceważyć. Miecz Damoklesa wisi nad urodzonym i może spaść za trzy lata, to jest w roku 1940”.
Wujek podkreślił to ostatnie zdanie. Przepowiednia się spełniła. Miecz spadł.
OD REDAKCJI
Przed tygodniem rodzina, liczne grono przyjaciół, przedstawiciele wielu organizacji działających na rzecz pomocy szkole, nauczyciele i uczniowie, pan prezydent Torunia oraz członkowie Rodziny Katyńskiej pożegnali Rocha Joachima Kiełpińskiego, znanego także Czytelnikom naszego Albumu Rodzinnego.
Pan Roch opowiadał o swoim wujku, zamordowanym w Katyniu. Wspominał go również podczas ostatniego wigilijnego spotkania Rodziny Katyńskiej, w którym mieliśmy zaszczyt uczestniczyć.
Aby pożegnać Pana Rocha, z którym od czasu do czasu byliśmy w kontakcie, umawialiśmy się na następne albumowe opowieści, sięgnęliśmy raz jeszcze do Jego wspomnień o swoim ojcu chrzestnym, któremu astrolog przepowiedział straszny los.
Panie Rochu, zawsze tak się składało, że brakowało nam czasu, aby porozmawiać w spokoju i dłużej...
Roman Such
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?