<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/nienartowicz_marek.jpg" >Kontakty ze zwykłymi śmiertelnikami to dla władzy zawsze spory problem. Oczywiście, pomijając nadzwyczajne sytuacje jak powódź lub inne kataklizmy albo czas przedwyborczy. Wtedy władza rozmawia z ludem przed kamerami, dojeżdżając na miejsce specjalnym autobusem. Na co dzień rzeczywistość jest brutalniejsza.
Weźmy choćby takie dyżury radnych. I ich spotkania z mieszkańcami. Przez ostatnie tygodnie pisaliśmy w „Nowościach” o radnych z Rubinkowa w Toruniu. Zamiast tam, dyżury organizowali w centrum miasta. Argument mieli jeden - mieszkańcy nie szukają kontaktu z radnymi. I... coś w tym jest.
<!** reklama>Aktywność w tak zwanym czasie wolnym, po pracy, to też problem. Znają go na przykład wspólnoty mieszkaniowe, które szukają chętnych do działania, zainteresowanych tym, co się wokół dzieje.
Chociaż z drugiej strony od razu przypomina mi się historia byłego toruńskiego radnego, Janusza Borkowskiego. Też z Rubinkowa. Dyżury organizował raz w miesiącu. Jeśli coś mu wypadło, na mieszkańców czekała żona. I zawsze miał frekwencję na dyżurach. Można więc? Można. Trzeba tylko chcieć. I mieć pomysł, by do ludzi dotrzeć. Albo by ludzie przyszli. Taka też jest rola radnych - pobudzić mieszkańców do aktywności i działania. Na diecie się nie kończy.
Macie więc, Panie i Panowie Radni, pole do nieustającego popisu. A my, wyborcy, zapamiętajmy, kto i jak starał się zdobyć naszą uwagę i nas wysłuchał. Nie tylko tuż przed wyborami, ale przez całą kadencję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?