Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słynny fizyk UMK w Toruniu winny kłamstwa lustracyjnego! Orzeczenie w sprawie prof. Andrzeja Kowalczyka, twórcy tomografu optycznego

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Prof. Andrzej Kowalczyk, fizyk UMK w Toruniu, twórca tomografu optycznego, w drugim procesie został uznany za winnego kłamstwa lustracyjnego - zataił współpracę z SB w oświadczeniu. Orzeczenie z 22 listopada br. znów jest jednak nieprawomocne. Od początku sprawy naukowiec nie kryje wizerunku i personaliów.
Prof. Andrzej Kowalczyk, fizyk UMK w Toruniu, twórca tomografu optycznego, w drugim procesie został uznany za winnego kłamstwa lustracyjnego - zataił współpracę z SB w oświadczeniu. Orzeczenie z 22 listopada br. znów jest jednak nieprawomocne. Od początku sprawy naukowiec nie kryje wizerunku i personaliów. Polska Press archiwum
Zakończył się drugi proces lustracyjny prof. Andrzeja Kowalczyka, znanego fizyka UMK w Toruniu, twórcy tomografu optycznego. Był wynikiem skutecznej apelacji prokuratury IPN, która ustaliła, że naukowiec współpracował z tajnymi służbami jako TW Andrzej. 22 listopada Sąd Okręgowy uznał profesora za winnego kłamstwa lustracyjnego.

Zobacz wideo: Tak pracują ratownicy w lotniczym pogotowiu w Bydgoszczy

od 16 lat

Słynny fizyk UMK w Toruniu winny kłamstwa lustracyjnego

Emerytowany już fizyk UMK ma obecnie 75 lat i po raz drugi stawał przed Sądem Okręgowym w Toruniu oskarżony o kłamstwo lustracyjne. Według prokuratury IPN zataił współpracę z esbecją jako TW Andrzej przy składaniu oświadczenia lustracyjnego w związku z obejmowaniem funkcji prodziekana.

W pierwszym procesie przed Sądem Okręgowym w Toruniu naukowiec został od tych zarzutów całkowicie uniewinniony, ale Sąd Apelacyjny w Gdańsku, po odwołaniu się prokuratury IPN, zarządził sprawę rozpoznać ponownie.

Kolejny proces

Drugi proces trwał od kwietnia 2021 rok i i właśnie się zakończył. 22 listopada br. Sąd Okręgowy w Toruniu ogłosił orzeczenie.
-Uznał lustrowanego za winnego złożenia niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego - przekazuje Jarosław Szymczak, asystent rzecznika sądu.

Profesor Andrzej Kowalczyk nie kryje wizerunku, personaliów oraz tego, że kontakt z SB na początku lat 80. minionego wieku miał. Ale - jak twierdził - nigdy świadomie nie współpracował, na nikogo nie donosił i nie wiedział, że został zarejestrowany jako tajny współpracownik.

Polecamy

Uznany za winnego

Teraz fizyk uznany za winnego kłamstwa lustracyjnego poprzez zatajenie współpracy ze służbami ma zakaz pełnienia funkcji publicznych na 5 lat i utracił na ten sam czas prawo wybieralności w wyborach parlamentarnych i samorządowych - tak głosi orzeczenie.

Orzeczenie to jest nieprawomocne i znów, jak przy pierwszym ogłaszanym w Toruniu, przysługuje od niego prawo do odwołania się do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Najprawdopodobniej odwoływać się będą prawni reprezentanci lustrowanego - adwokat Zdzisław Gordon i adwokat Marek Poksiński.

Pierwszy wyrok: "Rejestracja fikcyjna, jak i sama współpraca"

W pierwszym procesie znany fizyk został uniewinniony od zarzutu kłamstwa lustracyjnego. Nie był TW "Andrzejem", nie współpracował ze służbą bezpieczeństwa - orzekł 11 stycznia 2019 roku Sąd Okręgowy w Toruniu. Publiczność klaskała po ogłoszeniu wyroku.

- Funkcjonariusz służby bezpieczeństwa Marek T. spotkał się z Andrzejem Kowalczykiem jedynie czterokrotnie (prokuratura IPN twierdziła, że 23 razy-przyp.red.). Nigdy nie odebrał od niego zobowiązania do współpracy. Rejestracja Andrzeja Kowalczyka była fikcyjna, podobnie jak współpraca z SB. Niemal wszystkie dokumenty z teczki pracy zostały przez Marka T. spreparowane. Miały uprawdopodobniać w oczach jego przełożonych rzekome spotkania z Andrzejem Kowalczykiem. Prawdopodobnie jedyny prawdziwy dokument w tej teczce to lista uczestników konferencji naukowej na UMK, przekazana przez Andrzeja Kowalczyka za wiedzą i zgodą przełożonych, która zresztą była ogólnie dostępna - mówił wtedy sędzia Grzegorz Waloch z Sądu Okręgowego w Toruniu.

Prof. Andrzej Kowalczyk oskarżony był przez prokuraturę Instytutu Pamięci Narodowej o kłamstwo lustracyjne. Miał zataić swoją współpracę z SB jako tajny współpracownik "Andrzej" w latach 80. Znany fizyk UMK, twórca tomografu optycznego, od początku mówił, że jest niewinny. Owszem, w dramatycznych okolicznościach życiowych sam szukał kontaktu z kontrwywiadem, ale nigdy nie podjął współpracy z bezpieką - tłumaczył. Co ustalił Sąd Okręgowy w Toruniu podczas pierwszego procesu, na podstawie analizy dokumentów i zeznań świadków?

Polecamy

Wypadki w Manchesterze - gotowy scenariusz na film

Po pierwsze to, że jeszcze przed wyjazdem na początku lat. 80 na staż naukowy do Wielkiej Brytanii, fizyk UMK był opracowywany przez SB jako kandydat na osobowe źródło informacji. Przed wylotem do Anglii spotkał się z funkcjonariuszem toruńskiej bezpieki Markiem T. Z nim też sam skontaktował się 28 lipca 1983 roku. Wtedy, gdy podczas trwania stażu odwiedził Toruń i dowiedział się, że dr Gilbert, u którego mieszkał w Manchesterze, popełnił samobójstwo. Ten naukowiec brał udział w pracach nad pierwszą na świecie bomba atomową i był w zainteresowaniu służb zachodnich. Andrzej Kowalczyk bał się, że po powrocie do Anglii w zainteresowaniu znajdzie się i on. Bał się prowokacji.

Fizyk UMK, wówczas członek PZPR i lojalny obywatel Polski Ludowej (jak sam mówi), szukał rady w kontrwywiadzie. Nie wiedział, jak twierdził, że spotyka się z esbekami. Podpisał zobowiązanie do zachowania w tajemnicy spotkania z oficerem Markiem T., a także do przekazania informacji w razie, gdyby w Anglii indagowały go służby brytyjskie. W takiej sytuacji na wskazany adres miał przysłać kartkę z Manchesterem, podpisaną "Andrzej". Prokuratura IPN przyjęła, że było to zobowiązanie do współpracy z SB i obranie pseudonimu. Sad Okręgowy w Toruniu stwierdził: absolutnie nie.

Co działo się dalej? Jak ustalił sąd, oficer Marek T. fikcyjnie zarejestrował naukowca jako TW "Andrzeja" i zaczął preparować notatki z rzekomych spotkań. Miały mieć one miejsce nie tylko w Instytucie Fizyki UMK, ale i kawiarniach czy w samochodzie. Z 23 rzekomych spotkań tak naprawdę odbyły się tylko cztery, a funkcjonariusz wytwarzał nieprawdziwe dokumenty - stwierdził sąd. Były w nich informacje pozyskiwane od innych TW oraz wiedza ogólnie dostępna. Wyrejestrowanie Andrzeja Kowalczyka nastąpiło faktycznie dlatego, że esbekowi ciążyła już ciągnąca się latami fikcja.

Prokurator IPN: "Wiedział, co to jest kontrwywiad i SB". Drugi proces to potwierdził

Z tymi ustaleniami nie godzi się prokuratura IPN. "Mamy teczkę personalną i teczkę pracy. W teczce są informacje operacyjne, które były według twórcy tych informacji przekazane przez TW "Andrzeja". Jest również oświadczenie o zachowaniu w tajemnicy kontaktów. Z całości dokumentów wynika, że pan Kowalczyk wiedział, co to jest kontrwywiad i co to jest SB. Współpraca miała miejsce w latach 1982-1987. On mówi, że po jego drugim wyjeździe do Wielkiej Brytanii już nic nie było, ale gdyby była to prawda, to nie byłoby dalszych notatek" - mówił dziennikarzom prokurator Krzysztof Grodziewicz przy pierwszym procesie.

Po skutecznej apelacji prokuratury IPN w Sądzie Okręgowym w Toruniu toczył się drugi proces znanego fizyka. Jednego z najważniejszych świadków przesłuchiwanego w USA. Tym razem sądowe postępowanie dowiodło słuszności zarzutów prokuratury. Naukowca uznano za winnego zatajenia współpracy z SB i kłamstwa lustracyjnego. Jak jednak zaznaczamy na wstępie, jest to orzeczenie nieprawomocne.

Poznaj ciekawe grupy lokalne na Facebooku:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska