Funkcjonuje wyraźny podział na „stare”, powstałe w 1992 roku, dźwigające wieloletnie doświadczenia swoich poprzedników (przedszkoli przyzakładowych) i „nowe”, które powołano do życia kilka lat temu.
Wiele osób prowadzących ten coraz mniej intratny biznes nawet boi się odezwać, choć w głębi duszy ma przeświadczenie, że coś z tymi dotacjami może nie być tak. Wybierają milczenie, bo na korzystnych warunkach wynajmują lokale należące do miasta. Wolą status quo niż wojenkę z niepewnym rezultatem. I czy można im się dziwić?
Nie potrafię powiedzieć, kto w sporze miasto kontra prywatne przedszkola ma rację. To już kwestia dla prawników i sądu. Widzę jednak, że byt tych ostatnich jest zagrożony. Dzieci nam nagle nie przybędzie, a koszty działania placówek są coraz wyższe. I wierzę, że w tej chwili nie walczą one o większe pieniądze, ale po prostu o własny byt i miejsca pracy dla kilkuset nauczycieli. A to wysoka stawka.
PRZECZYTAJ:[KONTROWERSJE] Przedszkolna gra o toruńskie dzieci
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?