MKTG SR - pasek na kartach artykułów

[ALBUM RODZINNY] Domek był rekompensatą za udział w pierwszej wojnie światowej

Halina Malczyńska-Baran
Mały domek na rogu Szosy Chełmińskiej i ul. Wodociągowej, skąd wyruszył w świat Marian Sztul jest dziś ruiną. Niebawem na jego gruzach zostanie wybudowana nowa jezdnia Szosy Chełmińskiej w Toruniu
Mały domek na rogu Szosy Chełmińskiej i ul. Wodociągowej, skąd wyruszył w świat Marian Sztul jest dziś ruiną. Niebawem na jego gruzach zostanie wybudowana nowa jezdnia Szosy Chełmińskiej w Toruniu nadesłane
Dziś historia rodzinna, która miała swój początek w niewielkim, białym domku na skrzyżowaniu ulicy Wodociągowej z Szosą Chełmińską w Toruniu.

[break]
- Ten domek otrzymał mój wujek Ludwik Sztul, jako pewnego rodzaju rekompensatę za udział w pierwszej wojnie światowej - wspomina Halina Malczyńska-Baran. - Rodzina pochodziła ze wsi Sokolniki w Wielkopolsce. Wujek przed wojną był listonoszem, w czasie wojny został ranny, i jako inwalida wojenny, aby mógł dorobić do renty, otrzymał zgodę na prowadzenie w tym domku sklepiku, a właściwie kiosku ze słodyczami.

To ja z kuzynem i jego żoną na cyplu John o’ Groats w Szkocji
To ja z kuzynem i jego żoną na cyplu John o’ Groats w Szkocji
nadesłane

Lizaki i dropsy wujek sprzedawał przez okno znajdujące się w bocznej ścianie. W tym domku młode lata spędził też syn wujka Ludwika, mój kuzyn Marian Sztul. Kiedy miał 17 lat, mój ojciec Władysław Sztul, który był zawodowym żołnierzem, szefem mechaników w 4. Pułku Lotniczym w Toruniu, poręczył za niego i w pewnym sensie pomógł swojemu bratankowi dostać się do Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich. W Bydgoszczy, Świeciu i Krośnie młodzi ludzie, w wieku od 16 do 18 lat, poznawali tajniki latania, obsługi sprzętu oraz nawigacji.

W 1939 roku Marian Sztul, wówczas jako osiemnastoletni chłopak wraz z całą szkołą z Krosna został ewakuowany przez Lwów do Łucka, a potem przez Rumunię do Francji i Anglii.

Długie, kilkugodzinne loty nad terytorium wroga zmuszają do ogromnego wysiłku całą załogę - ppłk Wacław Makowski

W marcu 1940 roku - jak opisywał we wspomnieniach - trafił do RAF, gdzie został wcielony do formującego się tam, pierwszego polskiego dywizjonu bombowego nr 300 nazywanego Mazowieckim.

Rok 1939. Rodzina Władysława Sztula na przyjęciu komunijnym mojej kuzynki lusi w ogrodzie domu na rogu Szosy Chełmińskiej i ul. Wodociągowej
Rok 1939. Rodzina Władysława Sztula na przyjęciu komunijnym mojej kuzynki lusi w ogrodzie domu na rogu Szosy Chełmińskiej i ul. Wodociągowej
nadesłane

- Praca załóg bombowych nie jest należycie doceniana przez ludność cywilną, która pasjonuje się wiadomościami o strąconych maszynach wroga przez myśliwce - mówił w czasie wojny, cytowany przez Mariana Sztula we wspomnieniach ppłk Wacław Makowski, dowódca dywizjonu 300. - Praca załóg bombowych odbiega swoim charakterem od zadań myśliwców. Jest ona jednostajna, ciężka, wymagająca dużej wytrzymałości, stałego napięcia i gruntowego przeszkolenia. Długie, kilkugodzinne loty nad terytorium wroga zmuszają do ogromnego wysiłku całą załogę. Czas lotu to ciągłe czuwanie, by nie dać się zaskoczyć przez wrogie myśliwce, uniknąć ognia artylerii, dotrzeć do celu i wykonać zadanie. Często zaś dochodzą do tego ciągłe zmagania z mgłą i niskimi chmurami.

Marian Sztul był w bombowcu radiotelegrafistą przygotowanym do obsługi radiostacji pokładowej oraz karabinu maszynowego. Brał udział w pierwszym nalocie polskich bombowców na Berlin w nocy z 23 na 24 marca 1941 roku, a także w lotach bojowych mających za zadanie zniszczenie zbiorników paliwa w porcie w Rotterdamie, Bremie, okręgów przemysłowych w Niemczech.

Londyn 1946 rok. Mój kuzyn Marian Sztul (z prawej) ze swoim przyjacielem z lat wojny Marianem Bartkowiakiem
Londyn 1946 rok. Mój kuzyn Marian Sztul (z prawej) ze swoim przyjacielem z lat wojny Marianem Bartkowiakiem
nadesłane

- Podczas lotu 11 lipca 1941 roku jego samolot zestrzelono, a mój kuzyn uratowany przez spadochron, dostał się do niemieckiej niewoli - wspomina Halina Malczyńska-Baran. - Po wojnie pozostał w Anglii, skończył studia i jako inżynier przez wiele lat pracował w elektrowni wodnej na jeziorze Loch Ness. Ożenił się z Angielką Margaret. Miał syna Leonarda i córkę Jean, która jako jedyna z jego najbliższej rodziny nauczyła się polskiego i samodzielnie przyjeżdżała zwiedzać ojczyznę ojca. W 1987 roku mój kuzyn zmarł i został pochowany Anglii. Jego żona żyje, skończyła ponad 90 lat. W 1983 roku przez cztery miesiące gościłam u nich w Szkocji. Poznałam środowisko polskich kombatantów. Wielu z nich miało pretensje do żołnierzy, którzy wrócili do Polski, innej niż ta, jaką sobie wyobrażali. Uważam, że to niesprawiedliwe i krzywdzące.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska