Bednarczyk: Toruń miastem słabego sportu [KOMENTARZ]

Od dłuższego czasu mamy lata chude. Żużlowcy ostatni medal mistrzostw Polski zdobyli w 2016 roku. Koszykarze trochę później - w 2019. Za to koszykarki na podium nie stoją już od ośmiu lat. Od 2019 roku zacięli się futsaliści, ale to i tak nic w porównaniu z hokeistami, którzy ostatni raz mieli okazję do świętowania zdobycia medalu w zeszłym wieku (1996) czy tenisistami stołowymi, którzy okazji do świętowania nie mieli nigdy.

Regularnie na podium stają tylko laskarze, i to dwa razy w roku. O pozostałych dyscyplinach lepiej nie wspominać. Piłkarze stoczyli się do czwartej ligi, siatkarek w ogóle już nie ma. Coś tam próbują robić siatkarze, ale to dopiero druga liga. Mam wrażenie, że hasło „Toruń miastem sportu” jest w tej chwili tylko przyczynkiem do strojenia z nas żartów przez przyjaciół z Bydgoszczy.

Można byłoby mieć nadzieję, że sięgnęliśmy dna, że ta sinusoida osiągnęła najniższy punkt, gdyby nie jedno - niebawem może być jeszcze gorzej.

Właśnie bardzo skomplikowała się sytuacja tenisistów stołowych Energi Manekina, którzy walczą o utrzymanie w LOTTO Superlidze. W ten weekend pauzowali, a ich najważniejsi rywale - Polonia Bytom i Dojlidy Białystok nieoczekiwanie wygrali swoje spotkania. Do zakończenia pozostały jeszcze dwie kolejki, torunianie muszą wygrać oba spotkania. Obawiam się, że może być ciężko, kilka razy bowiem już udowodnili, że nie najlepiej radzą sobie z presją.

Zapewne do końca sezonu presja towarzyszyć będzie tez koszykarzom Twardych Pierników. A raczej - oby towarzyszyła, bo przecież może zdarzyć się i tak, że w końcówce nie będą grali o nic, bo szanse stracą już wcześniej.

I tak to właśnie wygląda toruński sport Anno Domini 2023.