Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Błąd lekarza czy "žanonimowa wina"?

Opinia
Głębokie poparzenia stóp, zaszyta w ciele pacjentki chirurgiczna chusta, fałszywy zapis w szpitalnym dokumencie. Tak zakończył się pobyt Danuty Kotowicz w świeckiej lecznicy. Czy w końcu ktoś za to odpowie?

Głębokie poparzenia stóp, zaszyta w ciele pacjentki chirurgiczna chusta, fałszywy zapis w szpitalnym dokumencie. Tak zakończył się pobyt Danuty Kotowicz w świeckiej lecznicy. Czy w końcu ktoś za to odpowie?

<!** Image 3 align=none alt="Image 189354" >

Dziś Sąd Rejonowy w Świeciu wyda wyrok w sprawie oskarżonego o lekarskie zaniedbania ginekologa miejscowego szpitala. Jest nim Michał Sz., pełniący też zaszczytną funkcję zastępcy Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej w lekarskim samorządzie. Winien był tę funkcję zawiesić, gdy przedstawiono mu karne zarzuty, ale tego nie zrobił. - Nie powiadomił nas o toczącym się przeciw niemu postępowaniu i to nie jest w porządku - potwierdza Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej, Jolanta Orłowska-Heitzman.

- Bez komentarza! - tak Michał Sz. kwituje nasze pytania. W sądzie nie przyznał się do lekarskiego błędu. Sugerował, że zaszytą w ciele pacjentki chustę mogli zostawić inni lekarze podczas wcześniejszych zabiegów. Sędzia tę linię obrony wyśmiał: „Nawet bez wiedzy medycznej należy uznać za niedorzeczne twierdzenie, że gazik, pozostawiony podczas laparoskopii woreczka żółciowego albo w czasie nieinwazyjnego poszerzenia odbytu miałby przywędrować w okolice podbrzusza pacjentki” - uzasadniał.

Proces toczy się już prawie osiem lat. W tym czasie sąd w Świeciu wydał już dwa wyroki. Pierwszy (z 2009 r.) Michała Sz. uniewinniał, drugi (z 2010 r.) postępowanie karne warunkowo umarzał, wyznaczając lekarzowi rok próby. Obydwa uchylił bydgoski sąd okręgowy i

sprawa toczyła się od nowa.

- Brakuje mi już sił... - skarży się Ryszard Kotowicz. Od ośmiu lat pochyla się troskliwie nad schorowaną żoną - wozi ją od lekarza do lekarza, biega w jej imieniu po sądach. - O zwykłą ludzką sprawiedliwość mi chodzi. O to, by lekarz przyznał się do błędu i powiedział mojej żonie: „przepraszam”, a nie szedł w zaparte i zrzucał winę na innych.

Państwo Kotowiczowie (oboje po sześćdziesiątce) mieszkają w Polskim Konopacie koło Świecia. Wychowali czworo dzieci. - Mogłabym dziś wnuki bawić, gdyby mnie tak w szpitali nie potraktowali - żali się pani Danuta. Jeden prosty ginekologiczny zabieg zakończył się dla niej tragicznie. - Okaleczono mnie podwójnie, bo nie dość, że zostawiono mi bandaż w podbrzuszu, to jeszcze poparzono stopy.

Konsekwencje obu medycznych zaniedbań odczuwa do dziś, a feralny pobyt w świeckim szpitalu tak zapamiętała: - Dostałam znieczulający zastrzyk i nic nie czułam, a że miałam zimne nogi, to pielęgniarki nalały gotowanej wody w termofor i podłożyły mi go pod stopy. Wybudził mnie potworny ból...

- Przyjeżdżam do żony, widzę jej spalone pięty, całe w bąblach. „Co oni ci zrobili?”, pytam, a ona wije się z bólu i mówi: „To odleżyny, lekarz mi tak powiedział” - wspomina pan Ryszard i pokazuje nam kartę informacyjną leczenia szpitalnego żony, gdzie po łacinie zdiagnozowano przypadłość żony jako „dekubitus” (odleżyny) zamiast „compustio” (oparzenia).

- To była

próba zatuszowania błędu

i jawne fałszerstwo, za które nikt nie poniósł konsekwencji! - zgodnie twierdzą Kotowiczowie. Pokazują wyrok sądu grodzkiego w Świeciu, który ukarał grzywną dwie pielęgniarki za to, że „pełniąc dyżur na oddziale ginekologii nieumyślnie spowodowały uszkodzenia ciała Danuty Kotowicz w ten sposób, że nie upewniając się dostatecznie, czy nastąpił powrót czucia pacjentki po znieczuleniu zabiegowym, zastosowały ogrzewanie jej nóg termoforem ze zbyt ciepłą wodą, powodując głębokie oparzenia skóry obu pięt”.

- Nie był to koniec mojej gehenny. Mogłam stracić obie stopy, bo zamiast je oczyścić z martwych tkanek, owinięto bandażem. Trzymali mnie na ginekologii przez dwa tygodnie, a potem wypisali do domu i kazali jeździć na opatrunki do przychodni - wspomina pani Danuta. Jest wdzięczna młodemu lekarzowi z przychodni, którego stan jej nóg przeraził. - Kazał mi natychmiast jechać na oddział chirurgii, bo rozpoznał martwicę tkanek.

Pojechała i żałowała, że wybrała ten sam szpital, bo... - Wycięli mi skórę z uda, nałożyli na tę martwicę i wszystko pospadało - dodaje pani Danuta.

- Żona się wtedy załamała, miała nawet myśli samobójcze - twierdzi jej mąż. Zabrał ją i przewiózł do szpitala w Bydgoszczy. - Tam lekarze łapali się za głowy, że ktoś zdecydował się przeszczepić skórę na martwe tkanki i ścięgna. Od razu zaczęli żonę profesjonalnie leczyć.

Stopy się goiły, pani Danuta przestała brać antybiotyki i leki przeciwbólowe. Wtedy dał o sobie znać kolejny z lekarskich błędów.

- Żona odczuwała silne bóle w podbrzuszu i powtarzała w kółko: „Ja na czymś siedzę, coś tam mam w środku”- wspomina pan Ryszard. Gdy małżonka mdlała z bólu, zadzwonił do świeckiego szpitala. - Przyjechała sama pani dyrektor do spraw lecznictwa. Zabrała żonę i umieściła w jednoosobowej sali. Przez pięć dni badali ją lekarze, nic nie znaleźli i wypisali do domu.

Ból jednak nie ustępował, więc Ryszard Kotowicz zawiózł żonę do bydgoskiej lecznicy. Tam zrobiono jej kolonoskopię i wykryto w podbrzuszu guz. Pobrano wycinek, wykluczono złośliwy nowotwór i zdecydowano o jego usunięciu.

- Jest dzień po operacji, profesor każe mi spokojnie usiąść. „Zaraz panu pokażemy, co żona miała w środku”, mówi i...

pokazują mi słoik.

W środku był zwinięty w kulkę bandaż, wielkości jajka, obrośnięty ciałem - relacjonuje pan Ryszard.

Kotowiczowie trzymali ten słoik przez siedem lat w domowej lodówce. - Na szczęście, bo był to ważny dowód dla powołanych przez sąd biegłych - twierdzą.

Nie był to jeszcze kres cierpień pani Danuty, bo... - Za szybko ją po tym wyjęciu chusty zaszyli. Żona wróciła do domu, zaczęła się gorączka, stan zapalny. Zawieziono ją karetką na salę operacyjną, bo traciła przytomność. Drugi raz zrobiono jej cięcie, żeby ropa wyleciała i wtedy trzymano ją tak długo, aż się wszystko zagoiło - wspomina pan Ryszard.

Zapewnia, że doniesienie do prokuratury złożył lekarz, który wyjął zaszytą w podbrzuszu jego żony chirurgiczną chustę. Dość szybko śledczy postawili zarzut zaniedbania obowiązków lekarzowi Michałowi Sz. i asystującej mu przy zabiegu pielęgniarce Marii O. Sądowy przewód ujawnił przyczyny bałaganu na operacyjnej sali. Z zeznań świadków wynikało, że tego dnia rolę tzw. brudnych sanitariuszek pełniły salowe. Do nich też należało liczenie zużytego podczas zabiegu materiału.

- Dostałam telefon, że mam zmienić przebywającą na sali operacyjnej koleżankę D. - zeznawała salowa Wiesława K. Twierdzi, że przeliczyła wspólnie z panią D. zużyte materiały i wszystko się zgadzało. Trwało to minutę lub dwie, a potem D. wyszła, bo śpieszyła się na autobus.

Biegli dostrzegli, że w protokole zabiegu zabrakło informacji dotyczącej tego, czy liczenia zużytych gazików rzeczywiście dokonano. - Moi zwierzchnicy nigdy nie nakazywali, by pisemnie odnotowywać liczenie gazików - broniła się oskarżona pielęgniarka Maria O., a ginekolog Michał Sz. zeznał, że pytał pielegniarkę o zgodność zużytych materiałów z pobranymi i uzyskał potwierdzenie.

Pierwszy wyrok dla oskarżonych brzmiał

„niewinni”.

Sąd uznał, że „zebrane dowody nie wykazały w sposób pewny, aby oskarżeni nie zachowali należytej ostrożności przy wykonywaniu swoich funkcji w czasie zabiegu Danuty Kotowicz i nie ma wystarczających podstaw do przypisywania im winy za pozostawiony w ciele pacjentki gazik”.

W uzasadnieniu sędzia zauważył, że taki wyrok nie przekreśla ewentualnych roszczeń odszkodowawczych poszkodowanej względem spółki prowadzącej świecki szpital. „Możliwa jest odpowiedzialność cywilna, oparta na tzw. winie anonimowej, to jest winie nieustalonego bliżej pracownika jednostki organizacyjnej, jeśli nie budzi wątpliwości fakt, że do szkody doszło w związku z jej działalnością” - podpowiedział sędzia.

Kotowiczowie byli w szoku. - Anonimowa wina? Przecież to niedorzeczne... - komentowali wyrok.

Podobne wątpliwości miał bydgoski sąd okręgowy, który to orzeczenie uchylił. Podobny los spotkał kolejne postanowienie: o zawieszeniu postępowania karnego i wyznaczeniu Michałowi Sz. oraz Marii O. rocznej próby. Kolejny raz zamawiano opinie u biegłych z Poznania i Białegostoku, a ci nie mieli wątpliwości, że przy prostym ginekologicznym zabiegu Danuty Kotowicz doszło do zaniedbań. Sąd wysłuchał ich wyjaśnień na poniedziałkowej rozprawie. Dziś oskarżeni powinni usłyszeć wyrok.

- Mocą ustawy o izbach lekarskich, zastępca Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej, wobec którego toczy się postępowanie karne, zawiesza swoją funkcję - informuje nas Katarzyna Strzałkowska, rzeczniczka Naczelnej Izby Lekarskiej.

Jolanta Orłowska-Heitzman, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej jest zbulwersowana. - Michał Sz. powinien nas poinformować o postawionych mu zarzutach karnych, ale tego nie zrobił - mówi. Uważa, że nie jest w porządku, bo... - Jesteśmy przecież przedstawicielami samorządu lekarskiego i sami prowadzimy postępowania. Skoro oceniamy, czy inni lekarze popełniają błędy i uchybienia, to sami powinniśmy świecić przykładem. Ja oceniam innych według tego, jak sama postępuję i uważam, że jeśli któryś z moich zastępców zataja informację o toczącym się przeciw niemu postępowaniu karnym, to wydaje o sobie odpowiednie świadectwo.

 

Opinia

dr Wojciech Szczęsny, członek Okręgowej Rady Lekarskiej w Bydgoszczy

Każdy szpital i oddział mają swoje procedury zapobiegania błędom, a
tzw. zdarzenia niepożądane zdarzają się zawsze. Pragnę przypomnieć, że
zawalają się również budowane przez specjalistów domy i mosty. Po to są
sądy oraz powoływani przez nie biegli, by ocenić kto temu zawinił. Tak
samo jest w medycynie i nie ma nic nienormalnego w tym, że sąd zajmuje
się zaszytą w ciele pacjentki chirurgiczną chustą. Takim przypadkom
trudno zapobiec, bo dopóki człowiek będzie na Ziemi egzystował, to
będzie popełniać błędy. Zawiedzie on albo aparatura i to są tego typu
rozważania. Jesteśmy państwem prawa, więc pokrzywdzeni mogą się
odwoływać nawet do Strasburga, jeżeli będą niezadowoleni z wyroku.
Koniec. Kropka. Nie mam innego komentarza.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska