<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/pociznicka_joanna.jpg" >Boję się motocykli. Niezmiennie, od wielu lat. Przyczyna jest prozaiczna, jeszcze za czasów szkolnych było mi dane pożegnać przyjaciela, który w terminologii motocyklistów „śmiga teraz po niebieskich autostradach”.
Chłopak nie zdążył pójść na wymarzone studia, zakochać się, ponieważ jeden z zakrętów okazał się dla niego za ostry. Kilka lat później, już podczas studiów, patrzyłam z kolei na rozpacz znajomej. Jej narzeczony na zakończenie sezonu chciał zrobić sobie ostatnią rundkę. Była ostatnia - dosłownie i w przenośni.
<!** reklama>Chłopak nie zapanował nad motocyklem, który przewrócił się na śliskiej drodze. Dziewczyna trzymała w rękach zakrwawiony kask, chociaż za kilka miesięcy miała wziąć do ręki wiązankę ślubną. W obu przypadkach i pewnie w każdym kolejnym, kierowcy uwielbiali pęd i to uczucie wolności, jakie towarzyszy jeździe. Jeden z nich przekonywał mnie nawet, że związek człowieka z maszyną to prawie jak miłość.
Coś w tym jest, skoro motocykliści marzą o śmierci na maszynie i nie boją się ponieść najwyższej ceny. Ja za śmiercią widzę jednak wyłącznie dramat rodzin, nie powód do ideologicznej chwały. Nie do każdego wypadku dochodzi z winy amatorów dwóch kółek. Jednak to motocyklista właśnie zostaje pozbawiony szans - czy to w zderzeniu z drzewem, barierką, czy samochodem.
Bez szans zostaje również rodzina. Bo życie z motocyklistą to trochę jak tykanie bomby zegarowej. Czy jazda będzie tą ostatnią w życiu? Dziękuję za taką adrenalinę. Mimo wszystko wybieram spokój.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?