Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ceny maksymalne na mięso młodych wron

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Tak wyglądała ulica Grudziądzka pod koniec pierwszej dekady XX wieku. Przed sobą mamy skrzyżowanie z obecną ulicą Bażyńskich. Szkieletowy budynek oberży „Pod złotym lwem” widzimy po lewej stronie.
Tak wyglądała ulica Grudziądzka pod koniec pierwszej dekady XX wieku. Przed sobą mamy skrzyżowanie z obecną ulicą Bażyńskich. Szkieletowy budynek oberży „Pod złotym lwem” widzimy po lewej stronie. Ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Toruniu
W maju 1917 roku doniesienia z frontu, którego linię wyznaczały kolejki przed punktami zaopatrzenia, stawała się coraz bardziej dramatyczna.

W tytule mamy wrony, jednak dzisiejszą wyprawę do dawnego Torunia rozpoczniemy od poszukiwania lwa. Złotego lwa. Wzmiankę o nim „Gazeta Toruńska” zamieściła na początku maja 1917 roku.

„Położoną przy ulicy Grudziądzkiej na Mokrem oberżę „Pod złotym lwem” nabył na subchaście (licytacji - przypis red.) za 9500 marek i przejęcie hipotek w wysokości 33 tysięcy marek kapitalista p. Wincenty Wiśniewski z Torunia.”

Czytaj też: Państwowy grunt dla o. Tadeusza Rydzyka z bonifikatą

Ślady „Złotego lwa” pojawiają się w prasie z początków XX wieku dość często. W lokalu odbywały się zabawy, wybory, w 1916 roku toruński magistrat otworzył tam jeden ze swoich składów żywnościowych. Tam, czyli gdzie? Według księgi adresowej z 1912 roku, przy ulicy Grudziądzkiej 68-70, po zmianie numeracji w latach 30. znalazł się przy ul. Grudziądzkiej 52-54. Charakterystyczny, przykryty dwuspadowym dachem budynek szkieletowy przetrwał przy skrzyżowaniu ul. Grudziądzkiej i Bażyńskich do przełomu lat 70. i 80. Kiedyś w tym miejscu z niezwykle bogatej i ciekawej historii zatrzymamy się na dłużej. Dziś, wracając do czasów zapomnianej już pierwszej wojny światowej zakręcimy się wokół miejskich punktów zaopatrzeniowych.

Pierwszy z nich powstał na początku wojny przy Piekarach, obok Łuku Cezara. To tam właśnie pod koniec maja 1916 roku pojawił się jeden z symboli wojennej niedoli - mięso z młodych wron. Jak się okazuje, przysmak ten stał się z konieczności tak bardzo popularny, że zaczęli się nim żywić spekulanci. Jak zawsze w takiej sytuacji do akcji wkroczyły aprowizacyjne służby specjalne.

„Wojenny urząd spożywczy przesłał odnośnym władzom wskazówki co do cen na wrony, aby zapobiec ewentualnemu przepłacaniu - informowała „Gazeta Toruńska” 20 maja 1917 roku. - Strzelcom wolno brać od 0,60 do 1 marki za wronę młodą, w handlu detalicznym kosztować ma wrona od 1,10 do 1,60 marki. W miastach ponad 100 tys. mieszkańców można przekroczyć te ceny o 20 fenigów”.

Zgoda, ten komunikat był raczej ciężkostrawny. Jeżeli jednak ktoś czuje potrzebę, aby zdezynfekować sobie po tym układ pokarmowy, może mieć problem. Dostęp do napojów procentowych i spirytusu był sto lat temu mocno ograniczony. Punkt, w którym wydawano kartki na spirytus (pierwsze rozdanie odbyło się 16 maja 1917 r.) działał przy ul. Mostowej 13. Co ciekawe, zajmujące się tym biuro powstało kilka miesięcy wcześniej, aby wydawać kartki na mleko.

Skoro sto lat temu na stołach królowały wrony, to do wyrabianej wtedy kiełbasy lepiej się było nie zbliżać? Niezupełnie, władze miasta zapewniały, że mimo wszystko była ona smaczna.

Przeczytaj także: Sędzia z Wąbrzeźna oskarżony o znęcanie się nad żoną

„Magistrat zwraca uwagę w ogłoszeniach zamieszczonych w tutejszych gazetach niemieckich, że z powodu braku wieprzowiny kiełbasa miejska nie może być tak dobra jak dotąd, ale zawsze jest smaczna - pisał sto lat temu toruński dziennik. - Prócz wątrobianki i krwawej kiszki w rzezalni wyrabia się teraz także rodzaj kiełbasy mięsnej, którą w składach mięsa kupować można za oddaniem znaczka na kiełbasę” .

W szczegółowy opis receptury nikt się już na szczęście nie wdawał. Prasa z wielką uwagą śledziła za to dostawy docierające do magistrackich punktów zaopatrzenia.

„Wielkiego śledzia lub puszkę sardynek nabywać można w Toruniu w składach miejskich na nr 26 odcinka żywnościowego - donosiła „Gazeta Toruńska” na początku maja. - Śledź kosztuje 40 fenigów”.

Produkty oferowane w składach miejskich były na ogół przez przedstawicieli magistratu kupowane lub zdobywane. Dzięki ich licznym zabiegom, pod koniec maja 1917 roku pojawiła się na przykład, sprzedawana oczywiście na kartki, czekolada dla dzieci poniżej szóstego roku życia. Źródła zaopatrzenia znajdowały się w różnych, czasami dość nietypowych miejscach. Równo sto lat temu jedno z nich pojawiło się na dworcowym peronie.

„Na dworcu miejskim wzbudził podejrzenie kosz podróżny - czytamy na kartach naszego gazetowego przewodnika po dawnym Toruniu. - Podejrzenie okazało się jako usprawiedliwione, gdyż znaleziono w nim bochenek sera, 25 funtów masła i zabitą świnię wagi około 80 funtów. Kufer skonfiskowano i oddano towar do składów miejskich do rozsprzedania”.

Składy miejskie nie były rzecz jasna jedynymi punktami zaopatrzenia. Toruńscy kupcy, o ile nie siedzieli w okopach, bądź aresztach dokąd niektórzy z nich trafili za przekraczanie cen maksymalnych, bądź handel przemycanym towarem, pracowali względnie normalnie. Im dłużej trwała wojna, tym kłopoty z zaopatrzeniem były większe. Z drugiej strony jednak w maju 1917 roku godzina policyjna została przesunięta z 22 na 23. Władze zgodziły się również, aby w święta sklepy mogły być otwarte dłużej niż zazwyczaj.

„W niedzielę przed Zielonemi Świątkami mogą być składy otwarte do godziny 6 po południu - informowała „Gazeta Toruńska”. - W sobotę 26 maja mogą być składy żywnościowe oraz gazeciarnie otwarte do godziny 9 wieczorem, natomiast wszystkie inne składy tylko do godziny 8”.

Jak to było wcześniej? Zgodnie z rozporządzeniem dowództwa XVII korpusu z października 1916 roku w dni powszednie sklepy miały być zamykane o godz. 19, a w soboty o 20. Wyjątek stanowiły składy kolonialne, spożywcze, cygar i papierosów oraz golarnie, które każdego dnia mogły pracować do godziny 20.

Niepokój o bliskich na froncie, problemy ze zdobyciem żywności, opału czy ubrań, bo przecież wtedy już nawet buty były na kartki, spędzał sen z powiek wielu torunianom, jednak świat nie obracał się wtedy wyłącznie wokół garnków. Polacy na przykład założyli fundusz im. zmarłego w kwietniu księdza Jana Męczykowskiego i pod wodzą jego następcy na stanowisku proboszcza kościoła mariackiego ks. Józefa Wysińskiego, zbierali pieniądze na budowę świątyni na Mokrem. Stanęła ona przy ul. Bażyńskich - jeśli tak można powiedzieć - za plecami „Złotego lwa”, który już wtedy jednak „Złotym lwem” nie był. Na początku lat 30. lokal o takiej nazwie znajdował się przy ul. Grudziądzkiej 85.

Zobacz także

NowosciTorun

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska