Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dokąd zmierza żużlowa ekstraliga?

Piotr Bednarczyk
Udział w ekstralidze zawodników Wybrzeża Gdańsk (jadą na dwóch ostatnich miejscach) był nieporozumieniem
Udział w ekstralidze zawodników Wybrzeża Gdańsk (jadą na dwóch ostatnich miejscach) był nieporozumieniem Sławomir Kowalski
Zdaniem większości obserwatorów zmagania tegorocznej żużlowej Enea Ekstraligi miały kilka niedociągnięć. Choć plusów też nie brakowało.

Mimo zmniejszenia liczby drużyn w Enea Ekstralidze z 10 do ośmiu, zamiast bardziej wyrównanych spotkań, mieliśmy dużo więcej pojedynków „do jednej bramki”. Spowodowane było to głównie słabością dwóch zespołów - Włókniarza Częstochowa i Wybrzeża Gdańsk, ale nie tylko. Niektórzy jako przyczynę takiego stanu rzeczy wskazywali zniesienie limitu kalkulowanych średnich meczowych. Ale byłoby to za duże uproszczenie. W przypadku Włókniarza, który skompletował niezły skład, większe znaczenie odgrywały kłopoty finansowe.
[break]

W 2013 roku, nie licząc walkowera w finale, rozegrano w ekstralidze 97 spotkań. 17 z nich kończyło się wynikami 55:35 lub wyższymi (próg 60 pkt osiągano siedmiokrotnie). Daje to 17,5 procenta spotkań bez historii, czyli nawet nie co piąte. A w tym roku? Rozegrano tylko 64 spotkania, a aż 24 z nich zakończyło się wynikami 55:35 lub wyższymi (w tym aż 13 60:30 lub wyżej). To aż 37,5 procenta wszystkich meczów - statystycznie ponad dwa razy tyle, co przed rokiem. Częściej niż co trzeci mecz rozgrywany był bez żadnych emocji. To musiało mieć wpływ na frekwencję na stadionach.

Gorzowska wpadka

Dostało się tak chwalonym jeszcze przed rokiem komisarzom torów. Zwłaszcza przy okazji rewanżowego meczu półfinałowego Stali Gorzów z Falubazem Zielona Góra. Spotkanie miało status zagrożonego i komisarz, trzeba to podkreślić - zgodnie z obowiązującymi przepisami, długo nie pozwalał gospodarzom na prace na torze. Ideą przepisu jest to, by nie dochodziło do preparowania nawierzchni. Ale akurat w tym przypadku prace zostały rozpoczęte za późno. Mimo heroicznych wysiłków gorzowian, nie udało się doprowadzić toru do odpowiedniego stanu na zaplanowaną godzinę meczu. Ostatecznie zawody rozpoczęły się z godzinnym opóźnieniem, kiedy jury uznało, że warunki są odpowiednie. Ale już w drugim biegu upadł Adam Strzelec. Mecz przerwano i po długiej naradzie jednak zdecydowano o jego przełożeniu. Była to jedna z większych wpadek w tym sezonie, zwłaszcza że przedstawiciele jednej i drugiej ekipy nie szczędzili sobie uszczypliwości.

Wirtualne budżety

Największą jednak bolączką „najlepszej żużlowej ligi świata” były kłopoty finansowe klubów. Niemal wszystkie mają w tej chwili długi, niektóre - idące w miliony złotych.

Z tego powodu doszło do kuriozalnych sytuacji, w których dwa kluby - Włókniarz i Wybrzeże - rezygnowały nieraz z wystawiania do meczów najlepszych i najdroższych zawodników. Wpędzały tym samym w kłopoty swoich rywali. Księgowi musieli liczyć się z rekordowymi wypłatami za zdobyte punkty. Czasami żużlowcy jeździli przeciwko gdańszczanom czy częstochowianom za obniżoną stawkę, by nie pogłębiać kłopotów swoich pracodawców.

Oszczędności, które miały powstać przy okazji zmniejszenia liczby spotkań, w wielu przypadkach wzięły w łeb. Zawodnicy Unii Tarnów w sezonie 2013 zdobyli, łącznie z bonusami, 1110 punktów w 22 meczach (średnio - 50,5 pkt na mecz). W tym roku uzbierali 1049 pkt w 18 spotkaniach, czyli niewiele mniej. Średnia była za to dużo wyższa, bo wyniosła 58,3 pkt.
Ekipa z Tarnowa, mająca za sobą potężnego sponsora, da sobie jednak jakoś radę. Gorzej może być z innymi klubami.

Po raz pierwszy do zaległości finansowych przyznali się zielonogórzanie (podobno zalegają zawodnikom milion zł). O tym, że gorzowianie mają do spłaty trzy miliony kredytu wiadomo od dawna, ale - podobno - nie jest to całe zadłużenie mistrza Polski. Wręcz tragicznie wygląda sytuacja w Częstochowie i Gdańsku.

Nieco lepiej jest u trzech pozostałych tegorocznych ekstraligowców. Unibax skończy swoją działalność na przełomie października i listopada na zero, a wcześniej płacił w terminie. Nie słychać też narzekań zawodników z Leszna i Wroclawia. Działacze Unii jednak już zapowiedzieli oszczędności na przyszły rok.

Wspomniane kłopoty finansowe nieraz przedostawały się do mediów, bo niektórzy zawodnicy tracili cierpliwość. Najwięcej „pyskówek”, nie poprawiających atmosfery wokół rozgrywek, było oczywiście w Częstochowie i Gdańsku.

Na to wszystko nałożyła się plaga kontuzji, która wypaczyła w końcówce sezonu ostateczne wyniki. Choć tu trudno winić kogokolwiek, a jeśli już, to światową federację, upierającą się przy konieczności korzystania z nowych tłumików.

Marketingowy majstersztyk

Pozytywne dane dotarły zaś z telewizji. Średnia widownia meczów Enea Ekstraligi w nSport wyniosła w tym sezonie 128 tys. i była o ponad 45 proc. wyższa od ubiegłorocznej (średnia w 2013 roku: 88 tys.). Z badań oglądalności wynika, że w trakcie całych rozgrywek mecze polskiej ekstraklasy zobaczyły w nc+ łącznie blisko trzy miliony widzów.
I właśnie w telewizji było widać najwięcej. Ekstraklasa zaistniała w niej w dużo szerszym wymiarze, co było marketingowym majstersztykiem. A przy okazji kibice, porównując z relacjami z meczów w lidze szwedzkiej, angielskiej czy polskiej I lidze, mogli zobaczyć, że między nimi, a „najlepszą ligą świata”, jest jednak ogromna przepaść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska