Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr MARZENNA CYZMAN, adiunkt w Instytucie Literatury Polskiej UMK, mówi o swojej pracy w Azji

Michał Żarski
Marzenna Cyzman na Wielkim Murze Chińskim
Marzenna Cyzman na Wielkim Murze Chińskim Archiwum M. Cyzman
Osób, które chcą się uczyć polskiego, w wielu miejscach Chin są już setki, między innymi w Pekinie czy w Kantonie, gdzie jest bardzo dobra polonistyka.

Skąd bierze się boom na polonistykę w Chinach?

Osób, które chcą się uczyć polskiego, w wielu miejscach Chin są już setki, między innymi w Pekinie czy w Kantonie, gdzie jest bardzo dobra polonistyka. Wydaje mi się, że nie chodzi tylko o fascynację polską kulturą, językiem czy kuchnią, ale o ukryty program podboju gospodarczego. Z tego, co zdążyłam zaobserwować, wynika, że najbardziej pożądanym kierunkiem studiów byłaby polonistyka w połączeniu z prawem i ekonomią, czego skutkiem byłyby nie tylko kompetencje językowe, ale również umiejętność prowadzenia interesów w Polsce. Do tych studiów Chińczycy podchodzą bardzo utylitarnie.

Co jest najtrudniejsze w uczeniu Chińczyków polskiego?

Wydaje mi się, że jest to brak języka pośrednika. Co prawda, zgodnie z wytycznymi metodyki, języka obcego powinniśmy się uczyć bez pośredników, ale czasami, aby zyskać zwykły ludzki kontakt, jest on potrzebny. Chińczycy znają język angielski szczątkowo, więc jeśli nie zna się chińskiego, bardzo trudno nawiązać ten kontakt. Mieszkańcy Chin mają problem z fonetyką i właściwą intonacją, poza tym – i tu pojawia się największa trudność – są uczeni zupełnie innymi metodami, poprzez powtarzanie zdań za nauczycielem. Mają świetnie wykształcone umiejętności odtwarzania, bez problemu będą w stanie powtórzyć frazę „jak masz na imię”, ale nie są w stanie odpowiedzieć w sytuacji ćwiczeniowej.

Jak sobie z tym poradzić?

Trzeba ich do bólu zmuszać, aby odpowiadali na pytania kreatywne, a po pewnym czasie ta metoda działa. Zaczynają rozumieć, że komunikacja musi być skuteczna. Metody, do których są przyzwyczajeni, można zmienić, ale trzeba bardzo dużo czasu i cierpliwości.

Podejrzewam, że niektórzy są oporni do końca.

Nieoficjalnie i żartem używam kategorii „stracony dla języka polskiego”. Nie stworzyłam jej dla Chińczyków, bo już od kilkunastu lat uczę obcokrajowców porozumiewania się po polsku. Mam tu na myśli osoby, które z powodu braku predyspozycji, mimo starań, nigdy się naszego języka nie nauczą. Polski jest trudnym językiem i wszyscy o tym wiemy.

Uczy pani nie tylko języka, ale i literatury. Co chińscy studenci cenią sobie w naszym piśmiennictwie?

Literatura polska, którą tam się wykłada, trafia na nieco bezkontekstowy grunt. Ich wiadomości na temat historii i literatury Europy są właściwie żadne, tak jak nasze o Chinach. Poruszają się więc po zupełnie nieznanym rejonie. Ale na przykład lubią Szymborską. Zachwyca ich prostota i urok jej poezji, czasami czują też poczucie humoru. Trudno natomiast zrozumieć im literaturę w kontekście komunizmu. Zdawałam sobie sprawę, że mówienie o utworach walczących z tą ideologią może być niezbyt bezpieczne, ale poruszałam te tematy na zajęciach. Widziałam ich zainteresowanie, ale nie wiem, czy zrozumieli sens. A przecież mówienie o literaturze współczesnej bez kontekstu politycznego mija się z celem.

A czy przybliża się Chińczykom starszą literaturę?

Prowadzę na przykład wykład o noblistach. Gdy mówię o Sienkiewiczu, próbuję przemycać informacje na temat pozytywizmu. Studenci Sienkiewicza nieco znają, przede wszystkim z fragmentów filmów, bo trudno oczekiwać, że będą go czytać w oryginale. Ten temat ich jednak interesuje. Być może dzięki barwności przekazu filmowego.

Kogo z naszych się w Chinach wydaje?

Na pewno tłumaczy się Szymborską. Ale jest jeszcze ciekawsza informacja, dotycząca całej Azji - obecnie w Tokio, Wietnamie i Korei Południowej, przekłada się „Lalkę” Prusa. Te trzy wielkie ośrodki, chociaż się nie umawiały, mniej więcej w tym samym czasie skończą tę pracę. O podobnej inicjatywie w Chinach nie słyszałam, ale poznałam w Kantonie panią profesor, znaną nestorkę polonistyki. Bardzo wiele zrobiła dla upowszechnienia literatury polskiej w Chinach: tłumaczyła fragmenty dzieł, prowadziła wykłady. Coś więc w tej kwestii się dzieje, choć to jest niewiele.

Jak wygląda środowisko polonistów na Dalekim Wschodzie?

Częściowo są to osoby, które przyjeżdżają z Polski, na przykład wysłani przez ministerstwa native speakerzy. Są też poloniści rodzimi, chociażby Koji Morita pracujący na uniwersytecie w Tokio, który jest Japończykiem i świetnie mówi po polsku. Takich polonistów można spotkać wielu; mówią dobrą polszczyzną, są dobrze zorientowani w naszej kulturze i historii. Najbardziej wzięci są jednak Polacy, którzy przyjeżdżają tam, aby uczyć języka i literatury.

Planuje pani powrót do Azji?

Jeśli czas pozwoli, w kolejną podróż chciałabym pojechać do Tajlandii. Dobrze się czuję w Azji, choć wiem, że nigdy nie będę jej częścią, bo to zbyt odległy świat i nie moja wspólnota kulturowa. W Chinach czułam swoją odmienność. Czasem mnie ona uwierała, bo odczuwałam ją jako pewnego rodzaju wyższość. Wydaje mi się, że Europa przechodzi fazę wyczerpania, Azja - niekoniecznie. Azja potrafi być fascynująca, dlatego wiem, że w następną podróż pojadę właśnie tam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska