Dyskryminacja niepełnosprawnych na Szerokiej

<!** Image 3 align=none alt="Image 213327" sub="Toruńska starówka nie dla osób niepełnosprawnych - tak przynajmniej wynika z umieszczonych tam znaków
[Fot.: Jacek Smarz]">

Gdy inne miasta likwidują bariery i wprowadzają wiele udogodnień dla niepełnosprawnych, w Toruniu wprowadza się oznakowanie, które, zdaniem samych zainteresowanych, jest dla nich dyskryminujące.

<!** reklama>

Kilka dni temu „Nowości” informowały, że wprowadzenie na starówce nowej organizacji ruchu wywołało komunikacyjny chaos. Otóż na fragmencie Rynku Staromiejskiego zabroniono poruszania się rowerami. Podobnymi ograniczeniami, choć wywołującymi już mniejsze kontrowersje wśród rowerzystów, objęta została także ul. Szeroka.

Problem polegał wówczas na tym, że to właśnie m.in. na dyskusyjnym odcinku rynku zabrakło stosownego oznakowania, które informowałoby o przepisach. Tuż po ukazaniu się artykułu znaki wreszcie się pojawiły, ale ich treść wprawiła torunian w prawdziwe osłupienie.

Dotyczy niepełnosprawnych

Chodzi o znak B-1, czyli zakaz poruszania się po danej drodze. Normalnie nie budzi on większych emocji. Tuż pod nim pojawiła się jednak tablica, która doprecyzowuje, że zakaz obejmuje także... osoby niepełnosprawne lub też dotyczy ich pojazdów.

Taki zapis wywołał przed weekendem wojnę między władzami i urzędnikami a środowiskiem osób niepełnosprawnych. Na czele tego drugiego „obozu” stanął oburzony nowymi regulacjami Leszek Bohl, utytułowany toruński wózkarz.

- Osoba niepełnosprawna nie zawsze może samodzielnie poruszać się wózkiem - grzmi Leszek Bohl. - Tymczasem pozbawia się jej szans na swobodne dotarcie do miejsc, które ogranicza zakaz. Niepełnosprawni nie potrzebują litości, potrzebują odrobiny wsparcia, kilku ułatwień w codziennym życiu. Prosimy jedynie o to, aby nie robić nam świństw i nie tworzyć utrudnień. Tu chodzi na przykład o dzieciaczki z porażeniem. Same nie funkcjonują i muszą mieć opiekuna. To samo dotyczy osób sparaliżowanych, które samodzielnie są w stanie tylko oddychać. Ja sam na swoim handbike’u też już nie pojadę przez starówkę. Co gorsza pokazano, że w Toruniu może dojść do niekontrolowanych i dyskryminujących działań godzących w ludzką godność.

Na te doniesienia zareagowali m.in. wiceprezydent Zbigniew Rasielewski, przewdoniczący Rady Miasta Marian Frąckiewicz oraz radny Michał Jakubaszek. Władze zapewniły jednocześnie, że o takim oznakowaniu nic nie wiedziały.

Chwilę później na stronie internetowej Miejskiego Zarządu Dróg pojawił się komunikat głoszący, że zakaz dotyczy wyłącznie samochodów, którymi poruszają się osoby niepełnosprawne lub pojazdów, w których są one przewożone przez opiekunów, a nie samych wózków inwalidzkich. Wyrażany przez mieszkańców sprzeciw uznano tym samym za „nieuzasadniony”. Tymczasem już w niedzielę okazało się, że władze postanowiły zakleić treść znaków lub w ogóle je usunąć. Stało się tak w poniedziałek przed południem - zapis dotyczący niepełnosprawnych zniknął pod czarną taśmą. Czy tym samym zniknął problem?

W innym brzmieniu

- Od samego rana w poniedziałek trwają debaty, co z tym fantem zrobić - mówi Andrzej Glonek, dyrektor MZD. - Na okres przejściowy zasłoniliśmy znaki, dopóki jednoznacznie tego nie określimy.

Projekt stałej organizacji ruchu przygotował Wydział Gospodarki Komunalnej i zatwierdził prezydent miasta. Jak tłumaczą urzędnicy, przepisy się nie zmienią. Będą tylko inaczej brzmiały. - Tablice są zgodne z przepisami, jednak, aby zapobiec nieporozumieniu, które powstało, zakleiliśmy już te informacje dotyczące osób niepełosprawnych i będziemy zmieniali także brzmienie tych tabliczek - mówi Marcin Kowallek, dyrektor WGK. - Informacje poprawimy, jednak nie uważam, aby było to niezręczne lub aby był to błąd. Stworzyliśmy w końcu system zezwoleń i mówi on, w jakich przypadkach z niego korzystać. Warto więc sięgnąć do tej lektury i na jej podstawie wyciągać wnioski.