Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Facet na miarę" - Laurent Tirad [RECENZJA]

Paulina Błaszkiewicz
Paulina Błaszkiewicz
Paulina Błaszkiewicz
Paulina Błaszkiewicz Jacek Smarz
Komedia romantyczna to gatunek, który latem ma się wyjątkowo dobrze. W te wakacje zdążyłam obejrzeć „Kampera” Łukasza Grzegorzka o współczesnych trzydziestolatkach i „Lolo” Julie Delpy.

Ostatni film to opowieść o kobiecie po czterdziestce, która na swojej drodze spotyka rówieśnika, będącego o parę szczebli niżej na drabinie społecznej. Francuska aktorka i reżyserka pokazała, że los bywa przewrotny i czasem warto zainwestować w mezalians. Z podobnego założenia wyszedł też Laurent Tirad, reżyser „Faceta na miarę”.

Czytaj także: Kiedy aktorki pokazują swój kunszt

Jak to w komedii romantycznej bywa, mężczyzna poznaje kobietę, kobieta poznaje mężczyznę, coś iskrzy, no i pojawia się problem. W tym przypadku przeszkodą na drodze do szczęścia jest... niski wzrost mężczyzny. Mierzy on bowiem tylko 136 centymetrów. Kontrast pomiędzy nim a partnerką jest ogromny, ale żeńskiej części widowni to absolutnie nie przeszkadza, bo w postać wciela się Jean Dujardin, jeden z najprzystojniejszych francuskich aktorów, znany z roli amanta w oscarowym „Artyście”. Teraz oglądamy go w komedii, na której widz się śmieje, ale też zastanawia. Reżyser pokazuje nam, że nawet w wyzwolonej, jeśli chodzi o wszelkie związki i zawiązki uczuciowe, Francji, z tolerancją dla inności bywa różnie. Niski wzrost w przypadku mężczyzny wystarczy, by go zdyskredytować i nie ma znaczenia, że jest inteligentny i świetnie zarabia! Po prostu nie pasuje do pięknej kobiety, którą gra belgijska aktorka - Virginie Efira. Socjologowie twierdzą, że w pary dobieramy się na zasadzie homogamii, czyli podobieństw. Im jest ich więcej, tym lepiej.

Naukowcy przestrzegają, że mezalianse się nie zdarzają, ale w kinie są możliwe. Oglądając „Faceta na miarę” przez chwilę uwierzyłam, że nie warto przejmować się takimi błahostkami, jak właśnie wzrost, choć sama mam 174 centymetry i nie wyobrażam sobie partnera, który byłby niższy ode mnie o prawie 40 centymetrów! Obejrzałam mądrą komedią, z której wypływa jeden zasadniczy wniosek: Czasami warto dać się ponieść i być pewnym swoich uczuć, nawet wtedy, gdy cały świat się z nich śmieje. A niech się śmieje. Nowy film Laurenta Tirada bawi i wzrusza, czyli spełnia warunki, których w polskich komediach romantycznych brakuje. Kilka tygodni wcześniej też oglądałam fancuską komedię: „Za jakie grzechy, dobry Boże?” - o rodzicach, których cztery dorosłe córki wychodzą za mąż za facetów z różnych kultur, o różnych kolorach skóry, wyznaniach i poglądach.

Nie wiem, kto z naszych reżyserów byłby na tyle odważny, by coś takiego nakręcić. A może to byłby dobry sposób, by w końcu pośmiać się z tych lęków i obaw? Francuzi robią to po mistrzowsku. Po raz kolejny udowadniają, że w komedii można przemycić kwestie, od których na co dzień uciekamy. I chyba takich filmów chcą też widzowie. Oni coraz rzadziej dają się nabierać tylko na znane twarze. W końcu ile można oglądać filmów, które ciągle opowiadają o tym samym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska