Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Jackie" już w kinach [RECENZJA]

Mariusz Załuski
Kadr z filmu "Jackie".
Kadr z filmu "Jackie". Materiały prasowe
Człowiek, który nagle traci swoją pozycję, lekko nie ma. Jakby nagle mniej ważył. Dookoła robi się pustawo, ludzie traktują jego mądrości jakoś tak ze znacznie większym dystansem, a luka, która po nim została, wypełnia się zaskakująco szybko...

Ale ci inni też z nim lekko nie mają. Jak się do niego odnosić? Jak reagować na jego żądania i pomysły? Wiele osób pewnie ćwiczyło to w skali mikro, Jackie Kennedy dotknęła skala makro. W jednej chwili z najważniejszej na świecie Pierwszej Damy stała się z lekka kłopotliwą dla wszystkich wdową. I wyciągnęła z tej sytuacji, co tylko mogła.

Przyznać muszę, że na „Jackie” Larraina udawałem się z jakąś taką nieśmiałością, bo filmy biograficzne trafiają do mnie z rzadka. I trochę się bałem, że wysiadywał będę na uroczej historii skandalizująco-śliczniutkiej, jak cały mit Kennedych. Najwyraźniej nie tylko ja sobie tak ten film wyobrażałem, bo w trakcie seansu jedni widzowie czmychali aż miło, za to drudzy oglądali przypowieść Larraina z coraz większym entuzjazmem.

Tak naprawdę oglądamy tu bowiem Jackie tylko w ciągu kilku dni. Tych pewnie najważniejszych w jej życiu. Prezydent Kennedy ginie w zamachu w Dallas, pojawia się szok i chaos, na szczytach władzy mieszają się przygotowania do pogrzebu z przejmowaniem władzy przez nową ekipę. A w środku tego wszystkiego jest Jackie - coraz bardziej problematyczna nawet dla rodziny JFK.

I takiej Jackie się przyglądamy. Z jednej strony, zachowuje się jak typowa wdowa, miotana typowymi w takiej sytuacji nastrojami - od tłumionej histerii po apatyczność. Z drugiej strony, wdowa wie, że musi coś zrobić, żeby te kilka dni zaważyło na wizerunku całej prezydentury. Jackie chciałaby sprzedać światu całemu mit Camelotu, prezydentury pięknych ludzi, chodzących potencjałów, którzy, gdyby mogli, zmieniliby świat. Bo przecież tak naprawdę prezydentura JFK była krótka i poza kryzysem rakietowym trudno tam szukać wiekopomnych dokonań... Tak, jak mówi brat zabitego prezydenta, Robert Kennedy - właściwie niczego jeszcze nie zdążyliśmy zrobić.

No, a Jackie ma świetne wyczucie - nie tylko stylu, ale i kultury masowej, która w czasach podbijania świata przez telewizję staje się coraz ważniejsza. Jackie miota się, zmienia zdanie, ale intuicyjnie podejmuje słuszne decyzje. Tylko że pozostawia w nas niemiłe wrażenie. Bo w takim momencie nie spodziewamy się reżyserki dziwacznego spektaklu, kreatorki wizerunku - JFK, ale też swojego - tylko po prostu zbolałej kobiety. I coraz bardziej nie wiemy, co o Jackie myśleć.

Czy ją w tym filmie poznaliśmy? Nie sadzę. Miała tak różnorodne epizody w życiu, że te parę dni rozedrgania pewnie za wiele o niej nie mówi. Ale grająca Jackie Natalie Portman ten akurat moment uchwyciła intrygująco - mimo że momentami jedzie po bandzie, na granicy przerysowania. Ale może Jackie była właśnie taka?

„Jackie”, reż. Pablo Larrain

NowosciTorun

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska