Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Per Jonsson trafił do aresztu

Piotr Bednarczyk
Już jutro o godzinie 18 w Centrum Targowym „Park” Per Jonsson spotka się z kibicami, by promować swoją autobiograficzną książkę.

Już jutro o godzinie 18 w Centrum Targowym „Park” Per Jonsson spotka się z kibicami, by promować swoją autobiograficzną książkę.

<!** Image 3 align=none alt="Image 197185" sub="Per Jonsson, do dziś pozostaje idolem toruńskich kibiców, w Australii spotkał się z innym przyjęciem [Fot.: Nadesłana]">Oto fragment książki przygotowanej przez Wydawnictwo Adam Marszałek, w której Szwed opisuje swoją „przygodę” w Australii:

„Ponieważ nikt inny nie chciał prowadzić, siadłem za kierownicą i ruszyłem, mając zaraz za sobą samochód Bossego. Moim samochodem jechali też Erik, Henka i Tony, pozostali zabrali się z Bosse. Jechaliśmy z prędkością 120-130 km na godzinę, bo trasa wiodła przez rozległe, niezamieszkane tereny, a poza tym była noc. Około godziny 2.00-3.00, kiedy mieliśmy za sobą już trochę kilometrów, zerknąłem w tylne lusterko i zobaczyłem jakiś pojazd, który zbliżał się do samochodu Bosse’go.<!** reklama>

Myśleli, że to żart

Nagle drogę zajechał nam wóz policyjny z włączonym niebieskim światłem na dachu, i o mało nie doszło do zderzenia. Wyszliśmy z samochodów na ugiętych nogach. Spojrzałem na Bosse’go i roześmialiśmy się cicho. Któryś z policjantów zaczął się na nas wydzierać, że naraziliśmy jego życie na niebezpieczeństwo. Myśleliśmy, że sobie żartuje, bo przecież chodziło o drobny incydent. Wtedy policjant wskazał na mnie i powiedział: „Ty tam!” i wykonał gest każąc mi iść do przedniego wozu policyjnego. Natomiast Bosse’mu kazał równie nieuprzejmym tonem iść do drugiego radiowozu stojącego z tyłu. W pośpiechu Bosse przez pomyłkę chciał wejść do środka od niewłaściwej strony (jak wiadomo, w Australii obowiązuje ruch lewostronny), a wtedy dostał kuksańca w pierś i usłyszał groźnie brzmiące polecenie: „Tamtędy masz wejść”.

Potem zabrali nas na posterunek policji znajdujący się w położonej w pobliżu niewielkiej wiosce. Natomiast nasi koledzy musieli jechać za nami wypożyczonymi samochodami.

Wprowadzono nas na posterunek i wsadzono za kraty. Pomieszczenie to przypominało areszt z Dzikiego Zachodu. Wkrótce potem znowu usłyszeliśmy, że jesteśmy głupcami i że naraziliśmy na niebezpieczeństwo życie policjantów. Ciekawe, bo na tamtym odcinku drogi nie odnotowano zbyt wielu śmiertelnych wypadków.

Policjant cały czas wrzeszczał

Mieliśmy stanąć przed sądem i trafić do więzienia. Nasi koledzy stali na zewnątrz i czekali zaniepokojeni. Później przyszedł do nas Peter, który usłyszał, że to trochę potrwa i że możemy trafić do więzienia. Myślał, że sobie żartujemy. Kiedy zrozumiał, że to nie żarty, wsiadł do samochodu i razem z pozostałymi osobami wrócił do Brisbane.

Zadzwoniliśmy do Trevora, który był organizatorem całego tournee pytając, czy może zająć się naszą sprawą. Odpowiedział, że przyjedzie do nas. Policjant przez cały czas na nas wrzeszczał. Kazał nam zdjąć łańcuszki z szyi i paski, a potem pobrał od nas odciski palców i spisał dane osobowe. Chyba przez dwie godziny siedzieliśmy za kratkami.

Potem zaprowadzono nas przez okratowane drzwi do celi ze stalowymi drzwiami i judaszem. Każdy z nas dostał po materacu do rozłożenia bezpośrednio na posadzce, koc i nocnik. Kiedy zamknęły się za nami drzwi i usłyszeliśmy szczęk przekręcanego w zamku klucza, nie chciało nam się wierzyć, że to wszystko prawda. Przez dłuższą chwilę gapiliśmy się na siebie w milczeniu. Potem przez pewien czas chodziliśmy po celi w tę i z powrotem, aż w końcu położyliśmy się. W środku pełno było karaluchów, więc podciągnęliśmy skarpetki aż na spodnie. Nie mogłem zasnąć i przez cały czas gapiłem się sztywnym wzrokiem w sufit. O ósmej rano zaczęliśmy wołać na strażnika, bo wydawało nam się, że wszyscy o nas zapomnieli.

W końcu ktoś się zjawił pytając, o co chodzi. Powiedzieliśmy, że chcemy zadzwonić, więc wypuścili Bosse’go, który zadzwonił do swej żony, Iris. Peter czy Jimmy już dzwonili do naszych dziewczyn i powiedzieli im, że siedzimy w areszcie, ale obie sądziły, że to żart.

Jak najgorsi przestępcy

Policjant poinformował nas, że pojedziemy do innej wsi, ok. 40 km dalej. Wsadzono nas do King Cab, który miał z tyłu klatkę na psy i siedzieliśmy tam jak najgorsi przestępcy. Ludzie gapili się na nas i pewnie myśleli, że zrobiliśmy coś okropnego. Kiedy dotarliśmy na nowy posterunek policji, wjechaliśmy przez ogromną bramę, którą otwarto na nasz widok, ale potem szybko ją zamknięto, żebyśmy nie uciekli.

W środku było wiele cel i mnóstwo aresztantów, którzy wydzierali się na cały głos. Ponownie wsadzono nas za kraty i przesłuchiwano. Kiedy powtórzyliśmy nasze wcześniejsze zeznania, zaprowadzono nas do celi, w której na szczęście byliśmy sami. Dali nam po hamburgerze z frytkami, ale nie byłem w stanie przełknąć nawet kęsa. Całkiem oklapłem i ciągle mi się zdawało, że to jakiś koszmar.

Groził im pobyt w więzieniu

W końcu zjawił się adwokat, którego załatwił nam Trevor. Kazali nam wejść do specjalnego pokoju, każdemu oddzielnie. Najpierw mnie. Była to klitka wielkości metra kwadratowego. Przede mną znajdowała się szyba z niewielkim otworem, a za nią siedział adwokat. Przeglądał nasze papiery. Ostrożnie otworzył drzwi, sprawdził, czy nikt za nimi nie stoi i nie podsłuchuje, a potem powiedział, że to niedobrze, iż powiedzieliśmy policjantom, kiedy mamy wracać do Szwecji. Bo wszystko można było załatwić trochę sprytniej. Teraz musi się odbyć proces, po czym odczytał nam listę możliwych kar. Najniższa z nich to grzywna w wysokości ok. 3000 koron szwedzkich, a w najgorszym wypadku mogli nas skazać na 9 miesięcy więzienia. To jak cała ciąża! To nie może być prawda, pomyślałem. Dziewięć miesięcy! Kiedy wychodziłem z pokoju, spotkałem Bosse’go. Zdążyłem tylko rzucić, „dziewięć miesięcy więzienia”, na co Bosse pokiwał głową.

Proces miał się rozpocząć za dwie godziny. Zaprowadzono nas do samochodu, którym przyjechaliśmy, a którym przewożono także jakiegoś innego gagatka w kajdankach na rękach. Spytał nas, co przeskrobaliśmy, ale nie chciało nam się o tym mówić. Wtedy znowu zapytał: „Może zastrzeliliście gliniarza?”, co zobrazował gestem i charakterystycznym dźwiękiem. Spytał, czy mamy papierosy, bo nie palił od trzech dób. Kiedy powiedzieliśmy, że nie, rzucił się na podłogę i zaczął przeszukiwać każdą szparę z nadzieją, że znajdzie choć jakiś niedopałek.

Ponownie przewieziono nas przez bramę garażu i zaprowadzono do celi, gdzie mieliśmy czekać na „Poncjusza Piłata”. W sali rozpraw siedziało kilku sztywnych typów w białych perukach, tak, jak to widać czasem na filmach. Odczytano opis popełnionego przez nas przestępstwa i nasze dane osobowe, po czym miał zapaść wyrok. Nikt nie zadał nam ani jednego pytania! Zacząłem się pocić. Dziewięć miesięcy jak nic, pomyślałem.

„Per Christer Jonsson...” - skazano mnie na najniższą grzywnę, otrzymałem też zakaz prowadzenia samochodu w Nowej Południowej Walii na jeden rok. Uff. A więc nie do więzienia. Taki sam wyrok otrzymał Bosse. Podchodzi adwokat i mówi, że musimy wypełnić kilka formularzy i że zrobimy to zaraz na posterunku policji. Jesteśmy więc wolni, a jeszcze przed chwilą siedzieliśmy zamknięci i traktowano nas brutalnie. Nie do pojęcia! Policjant, który wiózł nas w budzie dla psów podrzucił nas na miejsce. Tam pozwolił nam wysiąść.

To było ciężkie przeżycie

Po wizycie na posterunku policji poszliśmy do biura adwokata. Spytał nas, czy chcemy zapłacić grzywnę. Uważaliśmy, że to oczywiste, bo przecież mieliśmy już całą sprawę za sobą.

„Nie ma się co spieszyć” - odparł adwokat. Potem poszliśmy do baru i czekaliśmy na Trevora. Zastanawialiśmy się nad grzywnami i nad tym, jak to załatwić. Rozmawialiśmy o policjancie, który traktował nas w tak chamski sposób. Może tuż przed tamtym zdarzeniem miał do czynienia z wypadkiem ze śmiertelnymi ofiarami? Było o czym pogadać. Trevor powiedział, że zajmie się grzywnami, a my powinniśmy wydać pieniądze na jakieś przyjemniejsze sprawy, bo było to dla nas ciężkie przeżycie. Faktycznie, miał rację.”


Fakty

  • Książkę „Per Jonsson. Wspomnienia z żużlowych torów” będzie można kupić od czwartku.
  • Biografię Jonssona z twardą okładką kosztuje 40 zł (z twardą okładką), a w miękkiej oprawie 25 zł
  • Będzie można ją nabyć już podczas czwartkowego spotkania ze Szwedem w CT Park
  • Spotkanie jest otwarte dla wszystkich kibiców
  • Cały dochód przeznaczony jest dla Pera Jonssona
  • Po czwartkowym spotkaniu w CT Park będzie wykonane wspólne zdjęcie, które będzie można ściągnąć z Internetu
  • 300 pierwszych zakupionych egzemplarzy książki będzie miało wbity okolicznościowy stempel
  • Sprzedaż książki:
  • - przed oraz w trakcie spotkania w CT Park - od godz. 17:00, czyli godzinę przed rozpoczęciem spotkania
  • - w piątek przed oraz w trakcie treningu przed Grand Prix na Motoarenie (3 stoiska), od godziny 15:00
  • - w sobotę przed turniejem Grand Prix (3 stoiska) od godz. 13:00
  • Na stoiskach podane godziny, o których autor będzie podpisywał książkę w sobotę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska