Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak pokonać zarazę? Rogiem jednorożca, a może muszkietowym prochem? [Retro]

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
W latach 1708 - 1711 dżuma zabiła 40 procent mieszkańców Torunia
W latach 1708 - 1711 dżuma zabiła 40 procent mieszkańców Torunia Kojawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa
Z dr Katarzyną Pękacką-Falkowską z Katedry i Zakładu Historii i Filozofii Nauk Medycznych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, autorką książki „Dżuma w Toruniu w trakcie III wojny północnej”, rozmawiamy o tym, jak nasi przodkowie próbowali sobie radzić z zarazami.

Przedzieramy się przez zadżumiony Toruń z początku XVIII wieku. Tydzień temu skończyliśmy na tym, że zaraza dotarła do miasta, jego mieszkańcy zrzucili się na walkę z nią, a władze powołały służby przeciwepidemiczne. Do walki z zarazą ruszali aptekarze, wyposażeni m.in. w broszury ze spisami leków oraz ustalonymi odgórnie cenami za te medykamenty. Mówiła Pani także o tym, że w tamtych czasach nikt nie znał skutecznego lekarstwa na dżumę. Co w takim razie było w użyciu?

Takie specyfiki, jak na przykład proszki z rogu jednorożca. Przy czym, co ważne, te jednorożce - jednorożce morskie - rzeczywiście istniały. Medykamenty były wytwarzane z ciosów narwali. Cóż jeszcze? W tamtych czasach ludzie sięgali również po amulety na bazie rtęci. Kiedy rtęć się utleniała, amulet przebarwiał się i czerniał. Oni wierzyli, że staje się tak, ponieważ amulet wchłonął trujące miazmaty. Używali ponadto rozmaitych „kamieni i klejnotów zdrowia”, jak na przykład bezoary, perły. Specyfików złożonych ze smoły, siarki, połączonych z prochem muszkietowym i sproszkowanymi kośćmi umarłych. Korzystali z plastrów, maści, wódek prostych i złożonych. Takich „leków” zaaprobowanych, wraz z cenami wyznaczonymi przez władze miasta, było kilkadziesiąt. Żaden z nich jednak nie leczył. Dżuma jest chorobą bakteryjną, a oni nie znali bakterii. Skutecznym środkiem w walce z dżumą okazały się dopiero antybiotyki, których historia zaczyna się w 1928 r. Można też było jeszcze zastosować surowicę, ale to rozwiązanie pojawiło się na przełomie XIX i XX wieku.

Polecamy

Przed czarną śmiercią w XVIII wieku ludzie stawali zatem w gruncie rzeczy bezbronni...

Tak. Byli jednak przekonani, że środki, jakie stosują, leczą. To był świat bez wirusów i bakterii. Jego mieszkańcy postrzegali go zupełnie inaczej. Ich zdaniem mechanizmy zachorowania były zupełnie inne. Według obowiązujących wówczas teorii medycznych, stosowane przez torunian leki miały działać. My dziś wiemy, że nie mogły.

W 1708 roku, z powodu zarazy, zostało zamknięte Gimnazjum Akademickie, zostały też zawieszone nabożeństwa w kościele św. Jerzego.

W takich sytuacjach gimnazjum było zamykane zawsze. Podczas epidemii w Toruniu zawsze zamykano też część kościołów. To było miasto luterańskie, a luteranie, którzy wierzą w Słowo, mogli oddawać się dewocji indywidualnej. Podczas epidemii modlili się więc w domach, korzystając m.in. ze specjalnie drukowanych zestawów modlitw na czas zarazy. Takich druków, niemieckich i polskich, zachowało się do naszych czasów sporo. Część świątyń oczywiście nadal działała, jednak przyjść do nich mogły tylko osoby zdrowe. Gdyby pojawił się tam ktoś chory albo na kwarantannie, mógł za to zapłacić gardłem bądź zostać zaciągnięty do lazaretu. A nikt tam nie chciał trafić, ponieważ lazaret był nazywany „seminarium mortis”, czyli (po ogrodniczemu) siewnym łożem śmierci lub jej rozsadnikiem.

Trwa głosowanie...

Czy wybory prezydenta Polski w formie korespondencyjnej to dobry pomysł?

A jak w czasie zarazy funkcjonowały pozostałe miejskie szpitale?

Proszę pamiętać, że były to miejsca opieki społecznej, nie leczenia. Tam nadal mieszkali pensjonariusze.

Zaraza z początku XVIII wieku miała dwa etapy. Między jednym i drugim dezynfekowano miejsca przez nią dotknięte?

Epidemia z 1708 roku wygasła w styczniu roku 1709. To była jedna z najmroźniejszych zim XVIII wieku, w różnych kronikach jest mowa o ptakach zamarzających w locie. Mróz, który mógł wtedy sięgać minus 30 stopni Celsjusza, dezaktywował bakterie dżumy. 21 stycznia 1709 roku toruńska Rada Miejska wydała specjalne zarządzenie na temat czyszczenia zainfekowanych domów. Przedstawiciele służb wchodzili do budynków, w których albo wszyscy byli już zdrowi, albo wszyscy umarli, i zaczynali je okadzać, wysuszać „zgniłe” powietrze. Do okadzania służyły na ogół zioła, np. piołun. Okadzane były m.in. łóżka, w których wcześniej leżeli chorzy. Rzeczy wykonane z metali wkładano do octu. W użyciu były również różnego rodzaju kwasy, mastyks, siarka. Poza tym myto i otwierano okna, aby do tych pomieszczeń weszło czyste powietrze. Rzeczy, w których znajdowały się pióra i pierze, na ogół palono, podobnie jak różnego rodzaju lumpy. Sztućce, naczynia, meble, książki itp. były natomiast czyszczone kwasem, octem albo wodą z ziołami. Co ciekawe, ci ludzie już wcześniej tworzyli specyfikacje rzeczy, które są mniej lub bardziej niebezpieczne. To się wiązało z teorią, że niektóre materiały ciągną do siebie miazmę i nasiona zarazy. Najmniej niebezpieczne były np. naczynia z miedzi czy cyny - je wystarczyło tylko wymoczyć. Najbardziej niebezpieczne były natomiast pierze, skóry, futra, rzeczy z lnu itd. One powinny zostać spalone, ale oczywiście ludzie, którzy chcieli zarobić, przetrzymywali część tych przedmiotów i później puszczali ponownie w obieg. W tych rzeczach cały czas mieszkały pchły… Po kilku miesiącach zaraza wróciła, wszystkie wcześniejsze zarządzenia zostały odnowione i rozpoczęła się kolejna walka.

Jak ten powrót dżumy był odbierany? Jak ludzie to sobie tłumaczyli?

Przede wszystkim jako karę bożą. Oni zrobili wszystko, co mogli, ale Bóg się na nich nadal gniewał. Niektórzy członkowie Rady Miejskiej mówili, że wzięło się to stąd, że część mieszkańców nie przestrzega zarządzeń. Fundamentem w walce z niewidzialnym wrogiem była bowiem dyscyplina społeczna.

Ilu mieszkańców Torunia zabrała wtedy czarna śmierć?

W samym 1708 roku w mieście i na przedmieściach zmarło około 35 procent mieszkańców. Proszę jednak pamiętać, że były to czasy ogromnego kryzysu demograficznego. Już w 1703 roku, w wyniku oblężenia szwedzkiego, miasto poniosło pod tym względem wielkie straty. Gdyby nie one, zarazę z 1708 roku mogłoby przeżyć około 40 procent mieszkańców miasta; w demografii historycznej stosuje się specjalne wskaźniki, które pozwalają to oszacować.

Ciała zmarłych były wywożone. Jeden z cmentarzy ofiar dżumy, o czym tydzień temu wspominaliśmy, znajdował się w rejonie obecnej „Budowlanki” z przyległościami. Gdzie były inne?

Część ofiar była chowana na zwykłych cmentarzach, część trafiała do masowych grobów. Znajdowały się one między innymi na przedbramiu Jakubskim, przedbramiu Świętej Katarzyny, za lazaretem, w ogrodzie lazaretu, za kościołem świętego Wawrzyńca, na Górkach Piekarskich itd.

Polecamy

Dziś Górami Piekarskimi niektórzy nazywają Góry Zajęcze. Prawdziwe Góry Piekarskie znajdowały się w okolicach sali gimnastycznej przy ulicy Mickiewicza. W książce wskazała Pani te miejsca na współczesnym planie miasta.

Dzięki zestawieniu źródeł narracyjnych z kartograficznymi można zakładać, że masowe groby ofiar zarazy z lat 1708-1711 umiejscowiono w kwadracie między ulicami Dekerta, Legionów, Bawarczyków, Młodzieżową i Podgórną. Kolejne lokalizacje to parcele, na których znajdują się „Leśny Ludek”, Przychodnia Zdrowia Psychicznego i dawna szkoła muzyczna przy Mickiewicza. Teren między hotelem „Bulwar” a schronem. Trójkąt między ulicą Warszawską (odcinek Poniatowskiego -Traugutta) i Bulwarem Filadelfijskim itd. Były też pochówki potajemne, bo nie każdy chciał, aby jego bliscy trafili do masowego grobu. Wówczas zwłoki chowało się na tyłach kamienic. Ludzi umierało więcej niż można było pogrzebać w akceptowalny sposób. W szczytowej fazie epidemii zadżumieni byli chowani bez żadnych posług, przed śmiercią nie dostawali wiatyku. Poza tym zimą zwłoki były układane w stosy i przysypywane ziemią. Gdy był mróz, nic się z nimi nie działo, jednak gdy temperatura rosła, trzeba było pilnie się tym problemem zająć.

Przeglądając gazety z XIX i XX wieku, znalazłem informacje o ludzkich kościach wykopanych przed Bramą Klasztorną i na placu św. Katarzyny, a ile było tam wzmianek o szkieletach odkrytych podczas rozbiórek czy przebudów domów na starówce! To mogły być ofiary dżumy?

To prawdopodobne.

Czy te dżumowe cmentarze były jakoś oznaczane?

I tak, i nie. Po zarazie różni przedstawiciele władz miasta mówili, że należałoby te miejsca albo ogrodzić, albo coś na nich posadzić, aby bydło się tam nie pasło. Z jednej strony oni starali się te miejsca oznaczyć i odgrodzić, aby spokój zmarłych nie został naruszony, ale z drugiej chcieli o tych strasznych czasach zapomnieć.

Polecamy

Ale nie zapominali?

Kiedy w pierwszej połowie XIX wieku wybuchła epidemia cholery, lokalne gazety wspominały dżumę z 1708 roku. Pisały, że taka plaga w mieście już była i teraz będzie podobna, ale mimo cierpień i strat przetrwamy.

Co się działo, gdy zaraza się kończyła?

W kościołach organizowano dziękczynne modły. Poza tym bardzo szybko starano się odbudować potencjał demograficzny miasta. Było dużo ślubów, szczególnie między wdowcami i pannami oraz wdowami i kawalerami. Te drugie często odbywały się w ramach tego samego rzemiosła. Czeladnicy wychodzili za wdowy po mistrzach i w ten sposób otrzymywali możliwość prowadzenia własnego zakładu. Rodziło się więcej dzieci, napływało też więcej ludzi z zewnątrz. Generalnie, ludzie przystępowali do odbudowy wszystkich potencjałów miasta. Z różnym skutkiem.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska