[break]
Jest połowa lutego 2011 roku. Ja, Zdzisław Klemp mam w tej chwili 85 i pół roku. Chcę opowiedzieć o wydarzeniach, jakie miały miejsce jeszcze w 1939 roku.
Jako że w zaborach pruskim i rosyjskim nie można było pobierać nauki w języku polskim, dziadkowie wysłali Franusia - mojego ojca - do gimnazjum prowadzonego przez ojców Palotynów do Wadowic, na Kopiec. Tam ukończył ojciec wszystkie klasy gimnazjalne, aż do klasy przed maturą.
PRZECZYTAJ:Obiad z zielonych pomidorów i praca przy suszeniu warzyw [ALBUM RODZINNY]
Trwała wtedy pierwsza wojna światowa. Ojciec ukończył w lipcu 1918 roku 18 lat i jako pruski poddany, bo urodził się w Toruniu, został powołany do wojska pruskiego. Po przeszkoleniu rekruckim nabawił się wrzodów pod pachami i musiał nosić rękę na szynie. Wojna się skończyła.
Więcej pieszo niż koleją wrócił do Torunia. Po przejęciu miasta przez polskie władze służył w toruńskiej kompanii wartowniczej, potem przy ulicy Wały w Pierwszym Komisariacie Policji Państwowej biuro meldunkowe, które potem przeniesiono do ratusza.
Po niedługim czasie awansował Franciszek Klemp na stanowisko kierownika Hali Maszyn. Polska Akademia Umiejętności wprowadziła nowe zasady pisowni polskiej. Jeden z prominentnych urzędników magistrackich napisał pismo według nowych zasad. Maszynistka zauważyła w treści pisma zmiany, które uważała za błędy i przyszła z tym do swojego kierownika, a ten czerwonym ołówkiem poprawił to, co autor pisma napisał zgodnie z nowymi zasadami.
Rozpętało się piekło i nowy dyrektor przeniósł ojca na stanowisko personalnego w Zarządzie Miejskim. Zarządowi Miejskiemu podlegały wtedy: elektrownia, gazownia, tramwaje, wodociągi, kanalizacja, lasy miejskie, ogrody miejskie, cegielnia, klinkiernia, rzeźnia, Zakład Oczyszczania Miasta i tak dalej...
Na początku września 1939 roku ojciec otrzymał polecenie wywiezienia dwóch skrzyń tajnych akt do Lublina, do jednego z klasztorów na przechowanie na czas wojny. Akta miały wieźć dwa czteroipółtonowe samochody ciężarowe chevrolet z gazowni. Samochody te miały zawieść urzędników miejskich i ich rodziny na wschód, jak najdalej od frontu.
Zabrali się więc Franciszek Bała, wiceprezydent miasta, z żoną Marią i synami Stanisławem lat około 11 i młodszym Zenkiem. Marian Reinke z żoną Stanisławą i synami, Bohdanem lat 13 i Julkiem 6 lat. Alojzy Kirschtein z żoną i trójką dzieci: synem Witoldem, córką, którą nazywano Buba, i najmłodszym Kazikiem - Kagi. Władysław Łukaszewski z żoną, bezdzietni. Damian Lipski bez rodziny. Kierowca Przyborowski zabrał żonę i jedynego ich syna, lat około 14, Henryka. Kierowca Rybacki z żoną i córeczką Jadwigą, lat około trzech.
I nasza rodzina. Franciszek Klemp z żoną Rozalią i trzema synami: Zdzisławem lat 14, Marianem i Andrzejem. Marianowi do 12 lat brakowało wtedy miesiąc, a Andrzejowi do 6 lat też miesiąc.
Obydwa samochody z otwartymi skrzyniami ładunkowymi podjechały w niedzielę 3 września 1939 rano przed nasze mieszkanie przy ulicy Podmurnej 6/8 w Toruniu (Dwór Mieszczański) już z wszystkimi pasażerami. Nie pamiętam, o której godzinie wyruszyliśmy, aby wyjechać przez most im. Józefa Piłsudskiego w kierunku do Lublina.
Była niedziela, zatrzymaliśmy się przy jakimś wiejskim kościółku na mszę świętą i jazda dalej. Zatrzymaliśmy się kilka razy z powodu przelotu niemieckich samolotów. Samochody stawały pod drzewami, a my pasażerowie biegliśmy daleko w pole. Nie pamiętam już którego września dojechaliśmy do Lublina...
(Dokończenie za tydzień)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?