Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leczyć czy liczyć...

Katrzyna Bogucka
Rozmowa z prof. Małgorzatą Tafil-Klawe (przez dwie kadencje, czyli przez osiem lat była prorektorem ds. Collegium Medicum), kierownikiem Katedry Fizjologii oraz Zakładu Fizjologii Człowieka CM UMK

Rozmowa z prof. Małgorzatą Tafil-Klawe (przez dwie kadencje, czyli przez osiem lat była prorektorem ds. Collegium Medicum), kierownikiem Katedry Fizjologii oraz Zakładu Fizjologii Człowieka CM UMK

<!** Image 2 align=right alt="Image 187852" sub="Zarządzanie jest jak dzielenie tortu ostrym nożem i pewną ręką [Fot. Dariusz Bloch]">Dwukrotnie startowała Pani w wyborach na prorektora Collegium Medicum. Co takiego przyjemnego jest w zarządzaniu?

Na pewno nie chodziło mi o korzyści finansowe. Ten rodzaj pracy daje wiele możliwości. Wiedziałam, że mogę i chcę po sobie zostawić coś trwałego, poświęcić czas na tworzenie pozytywnych wartości.

Przy okazji musiała się Panie jednak zmierzyć z nie lada trudnościami...

To prawda, a jest ich mnóstwo. Chociażby sprawa przepisów. Jesteśmy tak obwarowani różnymi zarządzeniami, że czasem ciężko jest między nimi manewrować i jednocześnie spełniać wszystkie oczekiwania. Ostatnie lata to czas pozyskiwania pieniędzy na rozmaite uczelniane projekty. Nie można tego czasu nie wykorzystać, trzeba ubiegać się w określonym terminie o dotacje celowe. Tych pieniędzy nie wolno nam też wykorzystać na inne cele, na przykład na podwyżki, które ucieszyłyby pracowników. <!** reklama>

Problemem są także długi szpitali uniwersyteckich...

Szpital im. Jurasza zaciągnął kredyt w Agencji Rozwoju Przemysłu na bardzo korzystnych warunkach. Już samo uzyskanie kredytu było sukcesem, bo to drugi szpital w Polsce, który taką pomoc otrzymał. Zarząd szpitala wykazał, że potrafi przeprowadzić proces restrukturyzacji.

Co Pani uważa za swój sukces?

Było kilka ważnych wydarzeń. Szpital im. Biziela w Bydgoszczy stał się szpitalem uniwersyteckim (czyli kolejną, po „Juraszu” i po toruńskich szpitalach, bazą dydaktyczną dla studentów UMK - przy.red.). Poza tym, szpital im. Jurasza w Bydgoszczy otrzymuje właśnie pieniądze zapisane w budżecie państwa na jego rozbudowę (ponad 300 mln zł, m.in. na budowę nowej kliniki psychiatrii, dermatologii - przyp. red.), dzięki czemu stanie się jednym z najnowocześniejszych w Polsce.

Szpital im. Biziela bilansuje już swoją działalność. Nie ma konieczności przekształcania jakiegokolwiek szpitala w spółkę prawa handlowego ze względu na wynik finansowy. Udało się zatrzymać narastanie długu w SU nr 1 w ciągu dwóch minionych lat. Jest to, oczywiście, zasługa zarządu szpitala, ale i dobrej jego współpracy z uczelnią. Fundusze, które udało się zdobyć na potrzeby uczelni i na szpitalne inwestycje w ciągu ostatnich dwóch kadencji, to ok. 500 mln zł. Liczę też na to, że Wojewódzka Przychodnia Dermatologiczna stanie się wkrótce kolejnym obiektem uniwersyteckim.

Co zostawia Pani nowemu prorektorowi do zrobienia?

Poza dalszym inwestowaniem w szpitale - głównie „Biziel” wymaga teraz szczególnej troski inwestycyjnej - pilną potrzebą jest stworzenie centrum symulacyjnego. Chodzi o bazę dydaktyczną, o symulatory, na których studenci, zanim zajmą się pacjentami, będą się uczyć medycyny; nie z książek, lecz praktycznie. Niezbędne są również fantomy stomatologiczne, jeśli poważnie myślimy o otwarciu stomatologii.

Gdy tak Pani słucham, to myślę, że prorektor przede wszystkim załatwia kasę...

Coś w tym jest. Uczelnie publiczne są w bardzo trudnej sytuacji finansowej, trzeba szukać pieniędzy, gdzie się da. Kolejna część naszej działalności, też niedoinwestowana, to badania naukowe.

Lepiej jest, gdy na czele szpitala stoi dyrektor - lekarz, czy jednak menedżer?

Lekarz musi być członkiem zarządu lecznicy i tę kwestię reguluje stosowna ustawa. Natomiast w sytuacji, gdy chcemy jednak przekształcać szpital w spółkę prawa handlowego, potrzebne są talenty menedżerskie.

Menedżerowi łatwiej ciąć koszty, co wywołuje z kolei protesty pacjentów...

No cóż, między leczyć a liczyć jest różnica tylko jednej litery, a świat, niestety, trochę zwariował na punkcie liczenia kosztów zdrowia, które nie jest przecież wielkością, lecz wartością...

Pani jest typem menedżera?

W Collegium Medicum od pilnowania kasy jest żelazna pani kanclerz i pani kwestor. One się do tego nadają lepiej niż ja. Trzon władz stanowią kobiety. To są babskie rządy. Nie ma u nas więc mowy o dyskryminacji ze względu na płeć. Nawiasem mówiąc, w zeszłym roku byłam w Chinach na konferencji kobiet rektorów. Jest nas jednak sporo na świecie, w Polsce też niemało. A wracając do mojej pracy, przyznaję, że dzięki naszym paniom mogłam się spokojnie skoncentrować na szukaniu pieniędzy, na nawiązywaniu korzystnych dla uczelni kontaktów.

Gdybym osobiście miała zarządzać kasą, pewnie szybko wydałabym wszystko. Pod tym względem jestem chyba typową kobietą. Nie znam się też na pisaniu rozmaitych wniosków. Najważniejsze to nie przeszkadzać ludziom, którzy mają wiedzę i chęć działania; trzeba natomiast umieć ogarniać całość.

Jakim Pani była prorektorem? Despotycznym czy łagodnym? Wiem, że Pani maluje. Zatem dusza artystyczna czy jednak kobieta twardo stąpająca po ziemi?

Zwykle maluję, gdy mam jakieś trudności życiowe. Właściwie każdy obraz z ostatniego okresu opowiada o jakimś moim frasunku. Co do stylu kierowania uczelnią, jestem po prostu konkretna, ale nie despotyczna. Widać moi wyborcy kiedyś to wyczuli i docenili. W drugim głosowaniu wygrałam stosunkiem głosów 203 do 209. Pierwszy raz też miałam wysokie noty.

A jak Pani godziła obowiązki prorektora i naukowca z życiem rodzinnym...

Życie rodzinne jest dla mnie największą wartością. Mam kochanego męża i trzech wspaniałych synów. Pomagała mi na co dzień nasza kochana sąsiadka i przyjaciółka, która opiekuje się też ogrodem. Poza tym dzieliliśmy się wszystkimi obowiązkami z mężem (prof. Jacek Klawe też jest zwiazany z CM UMK, przyp. red.). Zaś nasz najmłodszy syn miał „rodzinę zastępczą”. To nasi sąsiedzi, nadzwyczaj dobrzy ludzie, którzy dali mu mnóstwo czasu i miłości.

Czy w domu ostatnie zdanie należy do Pani?

Moi panowie słysząc to pytanie pokiwaliby głowami, ale ja wybieram partnerstwo. Nie jestem despotyczna, ale w tym momencie mąż i synowie pewnie ryknęliby śmiechem...

Jak Pani odpoczywa?

Nie mam na to zbyt wiele czasu. Zdarzył nam się rejs na Bornholm, który musiałam przerwać w Łebie, a później goniłam promem rodzinę. Wysiadłam, oczywiście, z powodów służbowych. Moim marzeniem jest wyjazd do Japonii. Tak naprawdę tylko jedna wspólna wyprawa mojej rodzinie się udała. Wybraliśmy się do Brazylii. Na tyle daleko, że nie mogłam stamtąd wrócić do pracy.

Wróci Pani teraz do działalności naukowej?

Z przyjemnością, bo mam ogromne zaległości. Brakuje mi też czasu na rozmowy z młodymi ludźmi, a bardzo chciałabym pokazać im, co ciekawego kryje się w fizjologii. Mam poczucie, że zaniedbałam moich studentów...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska