Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubi rozjaśniać życie

Małgorzata Chojnicka
Rozmowa z pisarką Katarzyną Enerlich, przy okazji spotkania w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki w Wielgiem.

Ile jest Pani w Ludmile, bohaterce serii „Prowincja”?Nie aż tak nachalnie dużo. Może najwięcej w pierwszej powieści, bo wtedy autor najwięcej opowiada o sobie. Tak się zawsze dzieje, że początek ma charakter szczególny. Kolejne książki opowiadają już zupełnie inne historie, bo nie mam zapotrzebowania na opowiadanie własnego życia. Natomiast jest tam moja duchowość, bo nie da się oddzielić książki od autora. Jeśli coś gotujemy, to kierujemy się własnym smakiem. Tak też jest z książkami, które się nami wysycają. Duchowość jest zdecydowanie moja, ale historie bohaterki już nie.
Jest Pani jedynaczką jak Ludka?Nie, ale jestem najmłodszą z rodzeństwa. Między mną a siostrą i bratem jest duża różnica wieku. Oni odeszli do szkół, do swojego życia, a ja zostałam sama. W pewnym momencie doświadczyłam jedynactwa. Nie miałam rodzeństwa, z którym mogłabym się bawić. Jestem zatem trochę osobna, ale nie ubolewam nad tym, bo może dzięki temu mam dobry zawód. Pisarstwo czasami określam jako rodzaj autyzmu, specyficznego odizolowania się od świata.
Przez wiele lat pracowała Pani jako dziennikarka. Czy pisanie książek stało się takim przedłużeniem zawodu?W pewnym momencie straciłam pracę jako dziennikarka. Teraz patrzę na to z radością i myślę, że cudownie się stało. Aktualne życie bardziej mi odpowiada. Nie rozstałam się też do końca z dziennikarstwem, bo w dalszym ciągu moje artykuły ukazują się w prasie. Swoje pisarstwo opieram na starych, sprawdzonych metodach dziennikarskich. Mam tu na myśli wywiad z osobą, dokumentację i poznanie prawdziwych emocji. Dziennikarzem nie można być zza biurka i pisarzem - według mnie - również. Liczy się spostrzegawczość, bo o człowieku bardzo dużo powie nawet sposób, w jaki miesza herbatę, nie mówiąc już o książkach, które ma na półce. Zawsze starałam się być dziennikarzem z naszych stron i taką chcę być pisarką.
Bardzo wcześnie zaczęła Pani pisać…W wieku 12 lat zostałam dziennikarką, kiedy mój artykuł ukazał się w „Płomyku”. W ubiegłym roku obchodziłam więc nieoficjalne trzydziestolecie pracy zawodowej, bo wówczas otrzymałam pierwsze honorarium. Jego wysokość stanowiła jedną czwartą miesięcznych poborów mojej mamy. To były konkretne pieniądze. Miałam taki moment w swoim życiu, że w bibliotece w Mrągowie przeczytałam wszystkie, naprawdę wszystkie książki dla dzieci. Wtedy postanowiłam, że zacznę pisać. Nie nastąpiło to oczywiście z dnia na dzień, ale zawsze nosiłam w sobie marzenie, że kiedyś napiszę książkę, którą sama chciałabym przeczytać. Musiały się nadarzyć sprzyjające okoliczności, bo marzenia się spełniają, gdy jest dobry ku temu czas. W moim przypadku zbiegł się on ze zwolnieniem z pracy, które udało mi się przekuć na coś dobrego.
Imała się Pani różnych zajęć?Zrobiłam kurs informatyczny, kosmetyczny i z akwaforty. Malowałam obrazy i sprzedawałam je w toruńskim antykwariacie. Byłam opiekunką osób starszych, ale wiedziałam, że kiedyś będę pisarką. Tylko musi przyjść ten właściwy czas. Miałam bardzo silne poczucie tymczasowości, które odeszło z momentem powstania mojej pierwszej książki.
Z miłością pisze Pani o rodzinnych Mazurach.Zachwyt nad małą Ojczyzną, z którą jestem związana od urodzenia, stanowi element mojej duchowości. Upajam się przyrodą mazurską, w której dorastałam i jestem nią przesiąknięta. Miłość do natury, podobnie jak do książek, zawdzięczam moim rodzicom. W swoich powieściach chcę pokazać, że my jesteśmy cząstką przyrody, a nie odwrotnie. Powinniśmy być wobec niej pokorni. Słuchanie i rozumienie jej praw znacznie ułatwia codzienne życie.
W Pani książkach odkrywamy mazurskie legendy.Od zawsze fascynowały mnie mazurskie legendy. Lubiłam czytać o tym, jak powstała na przykład dana nazwa, albo dlaczego mówi się, że jeziora mazurskie są koralami olbrzymki. Biblioteka w Mrągowie organizowała kiedyś konkursy na opowiadanie legend i baśni mazurskich. Brałam w nich udział, podobnie jak w konkursach wiedzy o Mrągowie i powiecie mrągowskim. Do tej pory mam w domu nagrody, które wówczas zdobyłam. Moi rówieśnicy chodzili wtedy na dyskoteki, a ja zgłębiałam monografię Mrągowa. Jednak tylko w tym byłam taka pilna i w literaturze. Z nauką w szkole bywało różnie, ale wiedziałam, co mnie pociąga.
A skąd zainteresowanie zielarstwem?Moje korzenie sięgają do wsi Mystkówiec Stary, leżącej na skrzyżowaniu Mazowsza i Kurpi, gdzie wychowała się moja mama. Tam poznałam pierwsze nazwy drzew, krzewów i kwiatów. A potem rozwinęło się to w sposób naturalny. Dowiedziałam się, że zamiast polopiryny można napić się naparu z kory wierzby, który zawiera naturalne salicylany. Mama zawsze dawała mi do picia herbatkę lipową z miodem, zbierała też młodą pokrzywę, owoce czarnego bzu. Leczyła mnie domowymi sposobami, a teraz ludzie biegną do apteki, by kupić sobie jakiś reklamowany farmaceutyk. Zawsze naturalne metody były blisko mnie i moi bliscy o tym wiedzą. Nie dziwi ich, że zbieram zioła na polach.
Nie boi się Pani tak trudnych tematów, jak pokazanie alkoholizmu widzianego oczyma dziecka?Nie boję się, bo jak łatwo się domyśleć, to też moja historia. Książka „Kiedyś przy Błękitnym Księżycu” powstała na podstawie historii, opowiadanych mi przez ludzi, ale w niej są również moje doświadczenia. W tej powieści dałam głos moim wspaniałym rozmówcom, którzy chcieli się ze mną podzielić swoimi przeżyciami. W książce jest sama prawda, tylko pod inną postacią bohaterki. Myślę, że jeśli przerobiło się w swoim życiu jakiś temat i zamknęło się za nim drzwi, to już upoważnia do pisania. Nikt nie zarzuci mi, że nie wiem, o czym piszę. Złe dzieciństwo nie usprawiedliwia - ono zobowiązuje. Takie jest przesłanie tej książki, która kończy się optymistycznie. Powinniśmy mimo wszystko żyć pięknie i być szczęśliwymi ludźmi. Lubię życie rozjaśniać, a nie ściemniać.
Nad czym teraz Pani pracuje?Niebawem ukaże się książka inna niż wszystkie. Nie jest ani powieścią, ani zbiorem opowiadań. Zebrałam opowieści tak różne, jakie kiedyś kobiety opowiadały sobie podczas darcia pierza. Będzie to prawdziwy tygiel - legendy, historie, proste potrawy. Wszystko będzie się kręcić wokół pór roku, jak u Reymonta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska