Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miły barbarzyńca

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
Pierwszy raz na Stary Kontynent Bill Bryson przyjechał w czasach studenckich. Po 20 latach, już jako jego mieszkaniec, odbywa podróż sentymentalną. I bawi nią do łez.

Pierwszy raz na Stary Kontynent Bill Bryson przyjechał w czasach studenckich. Po 20 latach, już jako jego mieszkaniec, odbywa podróż sentymentalną. I bawi nią do łez.

Twierdzi, że na początku - jak każdy Amerykanin - uważał Europę za twór na kształt USA. Jakież więc było jego zdziwienie, gdy podczas pierwszej, studenckiej wyprawy, okazało się, że jest inaczej. Że Europejczycy używają różnych języków (czasem nawet w tym samym państwie!), mają różne historie, mentalność, zwyczaje... W pierwszą podróż za ocean ruszył z niezbyt bystrym kumplem - bez skrępowania przyznaje, że cel mieli jeden: zaliczyć jak najwięcej dziewczyn i jointów. <!** reklama>

W 20 lat później, w 1991 roku, już jako prawie stateczny ojciec i mąż, głowa angielskiej rodziny, rusza w drogę ponownie. Uzbrojony w plecak, portfel i jeden... język (jest to angielski, co, umówmy się, mimo wszystko nieco ułatwia sprawę), mierzy się ze wspomnieniami.

Od razu powiedzmy - jest to książka błyskotliwa, bezkompromisowa i zabawna do bólu brzucha. Po jej lekturze przedstawiciele każdej nacji powinni Brysona... zlinczować. Amerykanin jest niezwykle bystrym obserwatorem. Nic nie umyka jego ciekawości - z narodowymi bzikami na czele (sprawiedliwie konfrontowanymi zresztą z amerykańskimi). Tak więc paryżanie są „najbardziej patologicznie agresywnymi kierowcami na świecie”, a amsterdamczycy od ćwierćwiecza wałęsają się po ulicach i palą trawę - brak zębów i włosów rekompensując liczbą psów i dzieci. W Niemczech nawet zamawianie kawy przypomina składanie raportu wojskowego, a każde odstępstwo od normy jest surowo karane (choćby zignorowaniem zamówienia). Język opowieści jest soczysty i barwny, każda rzecz zostaje nazwana po męsku.

Nasz podróżnik - 20 lat później - jest już jednak bardzo dobrze przygotowany do swojej drogi merytorycznie. Wcześniej gromadzi mapy, przewodniki i informacje. Samotna trasa nie jest już hulaszczo-klubowa, ma głębszy wymiar poznawczy. W programie są więc i muzea, i pomniki przyrody, choć i... czerwone dzielnice rozpusty.

Relacje z tych wszystkich miejsc, okraszane anegdotami, odniesieniami do poprzednich doświadczeń, skojarzeniami z własnym życiem są kapitalne. Akcja toczy się wartko. Niczym w rasowym reportażu, czytelnik ma wrażenie uczestnictwa w wyprawie. Oslo, Paryż, Bruksela, Rzym, Sofia, Kopenhaga - lista jest jeszcze znacznie dłuższa.

Podróż Brysona ma w sobie coś, czego każdy miłujący poznawanie nowych krajów musi mu zazdrościć - nieskrępowany czasem brak celu (choćby pozornie). Autora najlepszej dla mnie książki podróżniczej stać na to, by na dalekiej Północy spędzić tyle dni, ilu potrzeba do pojawienia się zorzy polarnej, albo na to, by radykalnie skrócić pobyt w Kolonii, która zirytowała go całodobowym kinem pornograficznym na dworcu. Każdy by tak chciał! A jednak, on także, stanąwszy w Stambule nad Bosforem, symbolicznie u wrót Azji, ma dość. W domu czekają zarośnięty ogród i dzieci („nazywające tatą każdego dorosłego mężczyznę”). To dom odpowiedzialnego, dojrzałego mężczyzny, który do niego tęsknił. W swej prześmiewczej ironii bezwględny dla Europejczyków, niczym się od nich nie różni.

Bill Bryson, „Ani tu, ani tam. Europa dla początkujących i średnio zaawansowanych”, Wydawnictwo Zysk i S-ka”, Poznań 20

10

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska