Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motor daje poczucie wolności

Małgorzata Chojnicka
Rozmowa z Marcinem Kawczyńskim, prezesem Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych w Lipnie, o jego pracy, życiu prywatnym i motocyklowej pasji.

Rozmowa z Marcinem Kawczyńskim, prezesem Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych w Lipnie, o jego pracy, życiu prywatnym i motocyklowej pasji.<!** Image 2 align=none alt="Image 215061" sub="- Za motocross zabrałem się trzy lata temu, a od dwóch biorę udział w zawodach. Niedawno wygrałem zawody w Gdańsku - mówi Marcin Kawczyński / Fot. Nadesłana">

Lubi Pan swoją pracę?

Lubię. Jest odpowiedzialna i wymaga dużego zaangażowania. Jesteśmy u progu śmieciowej rewolucji i stanęliśmy przed ogromnym wyzwaniem. Postawiliśmy sobie ambitne cele i konsekwentnie je realizujemy. Pociągają mnie nowe wyzwania i nigdy ich nie unikam. Jestem w trakcie pisania pracy doktorskiej z ekonomii i mam nadzieję, że już w niedalekiej przyszłości otworzę przewód.

Jakim jest Pan szefem?

Raczej impulsywnym, ale zdenerwowanie przechodzi mi dość szybko. Mało spraw odkładam na później.

Z powodzeniem startuje Pan w zawodach motocrossowych. Proszę powiedzieć, skąd ta pasja?

Mogę powiedzieć, że moja młodzieńcza fascynacja motocyklami przerodziła się w dorosłą pasję. Trochę jeździł mój tata, ale trwało to dość krótko. W końcu zainteresował się nimi mój starszy brat, a u mnie to już była tylko kwestia czasu. Najpierw miałem motorynkę, a będąc w liceum zbudowałem samodzielnie trójkołowy motocykl. Ile miałem problemów, aby go zarejestrować! W końcu się udało. Był naprawdę imponujący, a mnie do dziś pozostała smykałka do majsterkowania. Na studiach zarobiłem sobie na bandit, a potem były kolejne maszyny. Zawsze coś w nich przerabiałem.<!** Image 3 align=none alt="Image 215062" sub="Marcin Kawczyński z powodzeniem startuje w wielu zawodach motocrossowych / Fot. Nadesłana">

Za motocross zabrałem się trzy lata temu, a od dwóch biorę udział w zawodach. Startuję w klasie MX1C, gdzie ścigamy się na bardzo mocnych maszynach. Reprezentuję Lipnowski Klub Sportowy „Jastrząb”. Miniony sezon zakończyłem w Mistrzostwach Polski Strefy Północnej na siódmym miejscu. Teraz po pięciu rundach jestem na trzeciej lokacie. Niedawno wygrałem zawody w Gdańsku.

Czy żona nie ma nic przeciwko tej niebezpiecznej pasji?

Wiedziała od samego początku, że mam słabość do motocykli. Jeśli jeździ się z głową, nie jest to aż tak niebezpieczny sport. Żona zdążyła się już przyzwyczaić i często towarzyszy mi podczas zawodów. Przynosi mi szczęście, a więc jej obecność jest jak najbardziej wskazana. Czasami też wybieramy się gdzieś motocyklem i wtedy zajmuje miejsce pasażera. Co ważne, nie boi się ze mną jeździć.

Jakim jest Pan kierowcą?

Teraz rozsądnym. Kiedy zaczynałem bywało z tym różnie, ale to już przeszłość. Uważam, że droga to nie tor wyścigowy. On jest miejscem, gdzie można sobie poszaleć. Ryzyka nie da się całkowicie wyeliminować, bo wtedy się nigdy nie wygra.

Co daje Panu jazda na motocyklu?

Poczucie wolności, adrenalinę i ten niesamowity klimat, który można poczuć podczas zlotów czy zawodów. Podczas jazdy totalnie odrywam się od rzeczywistości. Przed skokami zawsze czuję strach, ale nabieram doświadczenia. Trzeba nauczyć się opanowania motocykla w locie. Nawet najlepszym zdarzają się upadki i kontuzje. To także sport, który wymaga żelaznej kondycji. Podczas wyścigu trzeba wytrzymać ponad 20 minut, co jest potężnym wysiłkiem fizycznym. W sezonie trzy razy w tygodniu trenuję na motocyklu i biegam 10 km, a zimą systematycznie korzystam z siłowni i chodzę na basen. Stworzyliśmy nawet taką grupę klubową, by razem trenować.

Pamięta Pan, w jakich okolicznościach poznał żonę?

Oczywiście. Poznaliśmy się na studniówce, chociaż każde z nas było z kimś innym. To jest trochę zabawna historia. Otóż, Ania od razu mi się spodobała, a ona zapamiętała mnie jako niższego od niej chłopaka, który prosił ją do tańca. Moja żona jest wysoka. Jestem od niej wprawdzie trochę wyższy, ale miała oczywiście wysokie szpilki i mogła patrzeć na mnie z góry. Potem połączyło nas wspólne grono znajomych i zaczęliśmy spotykać się już na poważnie. Trochę to trwało, bo pobraliśmy się dziesięć lat temu.

Jakim jest Pan ojcem?

Mam dwie córeczki. Staram się być dobrym ojcem, ale doba ma zbyt mało godzin. Stracony czas udaje się nam nadrobić w weekendy i w wakacje. Dziewczynki czasem jeżdżą ze mną na zawody. Do tej pory mamy ze sobą dobry kontakt.<!** reklama>

Potrafi Pan coś ugotować?

Gotowanie nie jest moją mocną stroną. Jeśli muszę, to ugotuję, ale moim daniom daleko do wyżyn sztuki kulinarnej. Jednak ugotowany przeze mnie obiad można zjeść bez obaw o własne zdrowie. Robię smaczną jajecznicę i potrafię ugotować jajka na miękko, co nie udaje się mojej żonie. Zawsze wychodzą jej na twardo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska