Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma takiej telewizji, nie ma takich ludzi

Ryszard Warta
Ryszard Warta
Takim go zapamiętamy. Jego twarz, głos znał i zna każdy Polak - mówi prezenter w TVP Info. Nie ma racji. Dwudziestoparolatkowie i młodsi może nawet tego nekrologu nie zauważyli, a jeśli zauważyli, to pewnie niewiele ich zafrapował.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Takim go zapamiętamy. Jego twarz, głos znał i zna każdy Polak - mówi prezenter w TVP Info. Nie ma racji. Dwudziestoparolatkowie i młodsi może nawet tego nekrologu nie zauważyli, a jeśli zauważyli, to pewnie niewiele ich zafrapował. Nic dziwnego. Oni są za młodzi, by tę twarz i ten głos tak dobrze znać. Co innego ci ciut starsi. Oni informacji o śmierci Jana Suzina raczej nie przeoczyli. W końcu odszedł ktoś, kto przez dziesiątki lat gościł w naszych domach. I gościem był mile widzianym.

<!** reklama>Powiedzieć, że to legenda i historia telewizji w Polsce - to banał. Gdy w 1955 roku architekt Jan Suzin, zachęcony prasowym ogłoszeniem rozpoczynał pracę w telewizji, ta była rodzajem eksperymentu, liczba stałych radiowidzów - termin „telewidzowie” pojawił się później - nie przekraczała setki. Wielka popularność przyszła wraz z polskim boomem telewizyjnym lat 60., gdy telewizory trafiły pod strzechy, a samo oglądanie telewizji przestało być doświadczeniem zbiorowym, uprawianym w świetlicach, czy w jednym mieszkaniu na całą kamienicę, a stało się prywatnym domowym rytuałem. W następnej dekadzie był już postacią rozpoznawaną przez miliony. Jan Suzin, Edyta Wojtczak, Krystyna Loska, do pewnego momentu także Eugeniusz Pach, tworzyli ekstraklasę najpopularniejszych prezenterów i jednoczenie najbardziej znanych postaci telewizyjnych.

Gdy w 1996 roku miał swój ostatni dyżur, świat telewizji był już zupełnie inny. W przeszłość odchodziła zresztą sama funkcja prezentera telewizyjnego - przynajmniej w tym klasycznym wydaniu, którego Jan Suzin był doskonałym wzorcem, czyli kogoś, kto na stałe towarzyszy oglądającym, zapowiada poszczególne pozycje programu, opatruje je dyskretnym komentarzem i kto musi mieć tę szczególną telewizyjną charyzmę, dzięki której zjednuje się sympatię widowni. Suzin to miał. Ten niski, ciepły głos, dzięki któremu zresztą tak świetnie czytał listy dialogowe filmów, ta elegancja, klasa, wreszcie staranna polszczyzna, która dla wielu dzisiejszych telewizyjnych głów stanowi materię tajemniczą i zbyt skomplikowaną. Pan Jan nawet gdy mówił zerkając na kartkę, bardziej był naturalny niż gros dzisiejszych prezenterów czytających z promptera, który pozwala im udawać, że wszystko to, co mówią, mówią z głowy.

Swą popularność dyskontował, aczkolwiek z umiarem. Zagrał w kilku filmach, najczęściej samego siebie, choćby w kultowych „Nie lubię poniedziałku” czy „Brunecie wieczorową porą”. Bodaj raz jedyny wystąpił także w telewizyjnym teatrze sensacji, w chandlerowskim „Długim pożegnaniu” z 1982 roku. O mało nie spadłem z krzesła, gdy w tej „kobrze” zobaczyłem Jana Suzina przebranego w mundur amerykańskiego gliniarza z nieodłącznymi czarnymi okularami i pałką w ręku. Rola była cokolwiek przerysowana i na granicy pastiszu, ale chyba właśnie o to chodziło. Trzeba mieć dystans do siebie, żeby na taki żart sobie pozwolić. Jeszcze jedna cecha prawdziwego dżentelmena.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska