O żużlowym meczu, którego nie było

Najprawdopodobniej dziś dowiemy się, kiedy odbędzie się rewanżowy mecz półfinałowy Enea Ekstraligi Unibax Toruń - Azoty Unia Tarnów.

O okolicznościach skandalu, do jakiego doszło wczoraj na Motoarenie, piszemy na str. 1. Zaczęło się od tego, że Greg Hancock spóźnił się na mecz o sześć minut i sędzia Piotr Lis, zgodnie z regulaminem, nie dopuścił go do występu w spotkaniu. Ale popełnił kuriozalny błąd, bo policzył sumę kalkulowanych średnich meczowych i wyszło mu, że tarnowianie nie wypełnili minimalnego limitu KSM, wymaganego w regulaminie. I zarządził walkower dla Unibaksu.<!** reklama>

- Może rzeczywiście Greg spóźnił się o kilka minut, ale żeby odwołać spotkanie przy wypełnionych po brzegi trybunach i przy transmisji na żywo w telewizji, to głupota - stwierdził zawodnik gospodarzy Darcy Ward. - Szczerze mówiąc, wolałbym przegrać z Tarnowem niż wygrać w ten sposób. W sobotę mieliśmy trening. Byliśmy zmobilizowani „na maksa” i gotowi do walki o finał. Uważam, że mieliśmy szansę na zwycięstwo w normalnych, sportowych okolicznościach. Wszyscy byliśmy gotowi na znakomite widowisko, ale do niego nie doszło. To wstyd i hańba dla polskiego żużla. Trzy czy cztery minuty decydują o tym, co osiągnąłeś w całym sezonie.

Późnym wieczorem zorientowano się, że sędzia popełnił błąd. Zapanowała konsternacja.

- Nie wiem, chyba będzie powtórka, ale nie wiem, kiedy - bezradnie rozkładał ręce prezes Unibaksu Wojciech Stepniewski. Po kilkudziesięciu minutach stwierdził: - Decyzja chyba zapadnie w poniedziałek.

Ciekawe tylko, kto zwróci klubom koszty, jakie poniosły? Zawodnikom trzeba zapłacić za przeloty, Unibax dodatkowo wydał sporo pieniędzy na organizację spotkania.

Terminarz jest dość napięty i trudno będzie znaleźć nowy termin. Speedway Ekstraliga będzie miała więc ciężki orzech do zgryzienia.