Jak się to wszystko ciekawie układa. Premiera „Panienki z chmur” planowana była pierwotnie na 20 listopada 1929 roku. My przypomnieliśmy o tym w „Nowościach” 20 listopada roku 2019. Zwiastun pierwszego pokazu również wydobywamy dokładnie 90 lat po tym, gdy pojawił się on w prasie.
„Ukazały się już w witrynach „fotory” (fotografje) filmu toruńskiego wytwórni Marwin-Film p. n. „Panienka z chmur” - donosiło „Słowo Pomorskie” 27 listopada. - Premijera tego filmu odbędzie się jeszcze w bież. tygodniu w kinie „Światowid”. Rzecz zrozumiała, że obraz ten, wykonywany całkowicie w Toruniu i całkowicie przez siły toruńskie budzi wielkie zaciekawienie”.
Kilka tych fotografii zachowało się w rodzinnym archiwum pani Jadwigi Tokarskiej, której tato - Bogusław Magiera - wystąpił w filmie jako Lech Szeliga. Kopią jedynego posiadanego zdjęcia podzieliła się również z nami Barbara Marwińska-Hansson, stryjeczna wnuczka twórcy Marwin-Filmu. A my stopniowo, dzielimy się tym wszystkim z naszymi Czytelnikami.
Jak już wspominaliśmy, „Panienka z chmur” ostatecznie nie zleciała na ekran „Światowida” przy ul. Prostej. Po raz pierwszy świat zobaczył ją w kinie „Palace” przy Mickiewicza. Jakie zrobiła wrażenie? Duże. Recenzja, jaka ukazała się w „Słowie Pomorskim”, również była spora. I ciekawa, więc przytaczamy ją w całości.
„Oddawna oczekiwany film „toruński” (zrobiony przez młodocianą wytwórnię toruńską Marwin-film) wreszcie znalazł się w ub. czwartek 5 bm. na ekranie kina „Palace.. Piszący te słowa szedł do kina na 1-szy seans „Panienki z chmur” z pewnem niedowierzaniem, doznał jednak b. miłego rozczarowania: film „Panienka z chmur” całkowicie rehabilituje toruńską twórczość filmową i stawia na nogi jej reputację nadwątloną przez niefortunne poczynania różnych innych wytwórni, które na gruncie naszym sił swoich próbowały. Dusza całego tego przedsięwzięcia p. Bern. Marwiński pomyślnie złożył egzamin jako reżyser i jako organizator, zwłaszcza, gdy się weźmie pod uwagę, że rozpęd swój hamować musiał stosownie do ram nikłych możliwości finansowych.
Oczywiście zastrzec się musimy, że to, co stworzył p. Marwiński, dalekie jeszcze jest od ideału i pod wielu względami nie odpowiada wymaganiom, jakie wybredny, zepsuty przez doskonałe filmy zagraniczne widz stawia dziś obrazowi filmowemu. Wszelako, gdy się weźmie pod uwagę przy słowie „pierwsze koty za płoty”, powiedzieć można, że p. Marwiński, oby tylko nie ostygł w zapale, ma otwartą drogę do postępu.
Teraz o samym filmie. Najpierw o jego wartościach dodatnich, a więc przede wszystkiem o zdjęciach plenerowych (na wolnem powietrzu): takich zdjęć plenerowych nie powstydziłaby się żadna „Ufa”, „Paramount” czy inny potentat filmowy. Dokonano ich w Toruniu (willa dr. Ossowskiego, park „Wiktoria”, Wisła, Klub Wioślarski), w Chełmży, w majętności Pluskowęsy pod Chełmżą. Piękne i pełne uroku są zdjęcia z natury w Pluskowęsach tudzież obrazy nocne. Zdjęcia wnętrz (dokonane w pracowni) nie wszystkie dorównują plenerowym przeważnie jednak są b. dobre.
Zdumienie też ogarnie widza, gdy się dowie, że wszyscy wykonawcy w tym obrazie to adepci sztuki filmowej, próbujący swych sił przed objektywem po raz pierwszy w życiu. Prym dzierży urodziwa Lili Dorey, która w roli bohaterki filmu Ady Roszkowskiej wykazuje nieprzeciętne uzdolnienie: młodociana ta artystka obok warunków zewnętrznych, posiada dużo inteligencji, co pozwoliło jej na właściwe potraktowanie powierzonej jej roli pozornie płochej a w gruncie rzeczy dobrej dziewczyny.
Jej parter Jurek Łącki (Tom Łącki) był bardzo dobrym zakochanym młodzieńcem, który znalazł w sobie dość hartu woli, by nie poddać się opresji duchowej z powodu nieświadomej „niewierności” przedmiotu jego westchnień: spotyka go za to nagroda w epilogu sztuki.
Dobrze zaprezentowała się p. Nelli Rayska (ciotka Aniela), powinna była jednak w rolę swą włożyć nieco więcej groteskowości.
P. Jean Florescu jako ojciec Ady i poważna persona (ziemianin) utrzymał się we właściwych ramach. Reprezentujący humor pp Lech Szeliga i Zygmunt Wielgoszewski (dwaj studenci), nieszczęśliwie ze sobą rywalizujący, lecz szczęśliwie uniknęli szarży, o którą w ich rolach nie było trudno. To samo można powiedzieć o p. Ziółkowskim.
Co do treści obrazu, to powiedzieć trzeba, że nie dorównywa ona wykonaniu: fabuła o założeniu dość mglistem, akcja słabo powiązana, traktowana raczej epizodycznie, stale stoi pod znakiem zapytania „o co chodzi?” Istnem „piątem kołem w uszu” jest tam ksiądz (w pożyczonej sutannie!), któremu nb. dano tam rolę dosyć dwuznaczną. Natomiast wybija się na pierwszy plan w sensie dodatnim scena katastrofy samolotowej, wywołująca u widza nawet pewien „dreszczyk”.
Całość robi wrażenie niezłe.
Premjera tego filmu w kinie „Palace” stała się istną sensacją: kasy kina wprost oblegano. Publiczność oklaskiwała wybijające się sceny, a po I seansie urządziła owację obecnym na sali p. Bernardowi Marwińskiemu i Lili Dorey, której ofiarowano kwiaty.
Wieczorem p. Marwiński podejmował w hotelu „Polonja” nieliczne kółko osób skromną wieczerzą, w czasie której składano gratulacje nowej i pożytecznej placówce. Toasty wznieśli m. inn. dyrekcyj kin toruńskich p. Koch i w imieniu redakcji naszego dziennika red. Wojder”.
Kino „Palace”, późniejszy „Bałtyk”, jest dziś dyskontem. Ducha „Panienki” wywoływaliśmy przy nim podczas święta Bydgoskiego Przedmieścia w 2016 roku. Był przygotowany przez toruńskiego Literołapa słup z reklamą filmu i afiszami z epoki, było również stare kino wyświetlane na fasadzie dawnego kina. Wieczór filmowy trwał do północy.
90. urodzin „Panienki” w tym miejscu wyprawić się jednak nie da. Nie szkodzi. Dzięki uprzejmości władz Instytutu Fizyki UMK odnaleziony w Filmotece Narodowej fragment filmu obejrzymy tam, gdzie stało studio Marwin-Filmu. Szczegóły wkrótce.
Jakie były dalsze losy Marwin-Filmu? Wytwórnia zbankrutowała, a jej twórca, zanim w Warszawie zrobił karierę jako ceniony operator filmowy, został przez byłych wspólników postawiony przed sądem. O bankructwie wytwórni i procesie „Słowo Pomorskie” napisało w marcu 1931 roku.
(...) „Założycielem jej a zarazem głównym dyrektorem, reżyserem, operatorem, etc, był p. Bernard Marwiński, młody człowiek, zresztą najlepszych chęci i dużego zapału, posiadający ponadto sporą dozę znajomości rzeczy, którą zdobył przy pracy w zagranicznych, wielkich wytwórniach filmowych (m.in. w „Ufie”). Dopomagali mu niemniej chętni do pracy bracia jego Alfons i Roman. Sam zapał do pracy jednak nie wystarczył a pieniędzy nie było, wciągnięto więc do spółki kilka osób, które włożyły do interesu różne kwoty 8.000 do 20.000 zł. Operując temi nieznacznemi środkami wytwórni udało się nakręcić jeden film p.t. „Panienka z chmur”. Film ten jednak zawiódł pokładane w nim nadzieje i spodziewanych dochodów nie przyniósł, tak, że na dalsze prace spodziewanych środków nie było. Wynikła wobec tego potrzeba zlikwidowania przedsiębiorstwa. Sprzedane na licytacji przez nadzorcę masy upadłościowej przyrządy i rekwizyty dały zaledwo 2100 zł. Zawiedzeni w swoich nadziejach na znaczne zyski udziałowcy, stanąwszy w obliczu utraty włożonych kapitałów zaskarżyli braci Marwińskich o oszustwo i wyłudzenie. Prokurator wytoczył sprawę sądową. Na ławie oskarżonych zasiedli bracia Marwińscy: Bernard i Roman i protektujący spółce ojciec ich p. Artur Marwiński. Rozprawa przed sądem okręgowym w Toruniu zakończyła się we wtorek 3 bm., przyczem sąd po przesłuchaniu poszkodowanych, jako świadków oraz sądowego likwidatora spółki p. Mazura, wydał wyrok uniewinniający wszystkich oskarżonych. Sąd stanął na stanowisku, że poszkodowani byli wspólnikami a więc mogli mieć dostateczny wpływ na tok pracy spółki a ponadto przewód sądowy nie dostarczył dostatecznych dowodów dla powzięcia orzeczenia, że oskarżeni popełnili oszustwo".
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?