MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Papierniczy prekursor z Bydgoszczy

Justyna Król
Tomasz Czachorowski
Za burtę wypadli głównie ci, którzy byli zbyt pewni swojego sukcesu, przekonani, że to swoiste eldorado, w którym przyszło nam zaczynać, będzie trwać wiecznie - z Wiesławem Pacholskim*, prezesem firmy VauPe, rozmawia Justyna Król

Koniec roku to czas podsumowań, zaś jego początek to z kolei okres nowych planów i podejmowania wyzwań… Czy miniony rok zakończył Pan z sukcesami?
O sukcesach należy mówić ostrożnie, bo rzeczywistość lubi je weryfikować. Żyjemy w czasach, gdy nie ma nic stałego, zwłaszcza jeśli mowa o biznesie. Dzisiaj jest tak, ale jutro może być zupełnie inaczej. Lepiej albo też i gorzej - i trzeba się z tym liczyć. Można i z pewnością należy planować, ale pamiętając i o tym, że nie wszystko, co robimy, jest uzależnione od nas.

VauPe to dziś znana marka z tradycjami. Czy o wyborze branży zdecydował przypadek? W latach 90. często się tak zdarzało…
Dokładnie tak. Myślę, że jak wiele innych biznesów, które zrodziły się w tamtym okresie, i mój nazwać można w jakimś sensie owocem szczęśliwego zrządzenia losu. W życiu parałem się różnymi zajęciami, a z początkiem lat 90. moje jedyne doświadczenie - iście biznesowe - wiązało się z krótkim handlem warzywami. W latach 80. całkowicie przypadkiem trafiłem na firmę austriacką, która zajmowała się produkcją tektury i artykułów biurowych, których na polskim rynku jeszcze nie było. Jej przedstawiciele namówili mnie bym zaczął działać w branży na swoim lokalnym rynku. Tak po prostu. A, że byliśmy mocno zacofani jako kraj, bardzo odstawaliśmy od reszty Europy, bo lata szarzyzny zrobiły swoje, można powiedzieć, że miałem asa w rękawie. W Polsce brakowało wtedy właściwie wszystkiego, a surowiec, na którym ja zamierzałem bazować, pochodził z Zachodu, był więc atrakcyjny już na starcie, bo wysokiej jakości i do tego jeszcze kolorowy. W tamtym okresie rynek jak gąbka chłonął takie pomysły. Pamięta pani szare zeszyty, które były w powszechnym obiegu w latach 80.? W przemyśle papierniczym wiele było do zrobienia.

Fakt, pewnie było łatwiej - już to nieraz słyszałam od biznesmenów, którzy tak jak Pan, właśnie ćwierć wieku temu stawiali pierwsze kroki. Ale rynek w pewnym momencie się nasycił…
Owszem, jednak dopiero po długim czasie, odkąd wystartowałem. Przez całe lata 90. właściwie nie odczuwaliśmy konkurencji, chociaż oczywiście istniała. My produkowaliśmy, a kolejki samochodów ustawiały się pod firmą i choć pracowaliśmy na pełnych obrotach, sukcesywnie zwiększając produkcję i zarazem zyski, towaru długo nie starczało dla wszystkich. Rynek był wygłodniały, a my dostarczaliśmy produkt zachwycający kolorytem i ciekawym wzornictwem. Czy myśli Pani, że w tamtym momencie jakakolwiek reklama była potrzebna? Czy ktokolwiek słyszał wówczas o handlowcach? Ten czas nadszedł wraz z XXI wiekiem. Tym, którzy dziś zaczynają, na pewno trudno sobie wyobrazić taką sytuację, niewątpliwie komfortową na starcie, można rzec nawet, że wręcz wymarzoną dla biznesu.

Jednak, aby się utrzymać na rynku, musiał Pan się tej branży wyspecjalizować, być gotowym na zderzenie się z konkurentami.
Ich pojawienie się było do przewidzenia. Pewnie. I czas tę gotowość zweryfikował. Konkurencja właściwie sama się wykluczyła. Myślę, że za burtę wypadli głównie ci, którzy byli zbyt pewni swojego sukcesu, przekonani, że to swoiste eldorado, w którym przyszło nam zaczynać, będzie trwać wiecznie. Brak znajomości reguł rynkowych ich wyeliminował. Kryzys to najlepsza lekcja dla przedsiębiorcy.

A zajrzał on i do Pana firmy?
Ależ oczywiście. Przełom roku 2000 dał nam w kość, na szczęście potem było już tylko lepiej. Biznesu człowiek uczy się cały czas, tutaj nie ma określonej liczby rzeczy do opanowania, aby można było osiąść na laurach. Biznes jest jak żywy organizm. Trzeba być elastycznym względem rynku i dopasowywać się do potrzeb klienta, a wręcz wychodzić mu naprzeciw - każdego dnia od nowa.

Jak to się robi?
Dla mnie liczy się przede wszystkim etyka biznesu - pewne zasady, którymi człowiek powinien się kierować, a bez których można łatwo upaść. Co mam na myśli? Przede wszystkim dążenie do tego, aby w sposób odpowiedzialny traktować i obsługiwać klienta, a co się z tym wiąże, aby na swój biznes zawsze patrzeć długofalowo. Chwilowym sukcesem łatwo się zachłysnąć, takie podejście może szybko zgubić.

Co jest najważniejsze w Pana branży?
Niskie koszty, wydajność, optymalizowanie produkcji… I ludzie, jak w każdej innej branży. Kadra jest bardzo ważna.

Zatrudnia Pan ponad 120 osób. Ilu pracowników liczyło VauPe na początku?
Zaledwie kilku. Dziś mam wielu od lat oddanych firmie pracowników, ale nadal zatrudniamy nowych, choćby w szeregi kadry menedżerskiej. Staram się stawiać na najlepszych - wyszukiwać osoby, które mogą wnieść coś nowego do naszej firmy.

Topowe produkty VauPe to…
Produkujemy segregatory i teczki od lat i cały czas je doskonalimy. Przemysł papierniczy to tylko z pozoru prosta sprawa, ale jeśli kierunek ma być progresywny, poprawek i udoskonaleń jest masa - nieustannie. I u nas tak to właśnie wygląda. Nie zasklepiamy się sami w sobie, myśląc, że jesteśmy mistrzami, bo aby nie wypaść z obiegu, cały czas trzeba być blisko oczekiwań konsumenckich, udoskonalać produkty, biorąc pod uwagę naprawdę wiele aspektów. I przy tym nigdy nie szukając oszczędności w zmniejszaniu jakości, to droga donikąd. My niezmiennie stawiamy na rozwój oraz wiedzę i to nas wyróżnia na rynku. Dla mnie niesamowicie istotna jest też dbałość o detale i mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że pilnujemy tego na każdym szczeblu naszej działalności. Nawet sposób pakowania towaru do transportu - czego mógłby nikt nie zauważyć - nie jest u nas bagatelizowany, bo wychodzimy z założenia, że naszą jakość musi być widać zawsze, także na zapleczu.

Produkujecie bardzo dużo i nie tylko na rynek polski - czy trudno było zdobyć zagranicznych klientów?
Owszem, było to wyzwanie, ale udało się. Eksportujemy nasze wyroby m.in. do Niemiec, Holandii, Austrii, Szwajcarii, Rosji, na Białoruś, Węgry i do Słowenii. By zdobyć te rynki, nasza oferta musiała być tak atrakcyjna, żeby potencjalni klienci mieli powód do zrezygnowania ze swojego dotychczasowego dostawcy - konkurencji tam przecież nie brakuje. Jakość produktów musiała być więc taka sama albo lepsza jak zagranicznych producentów, a ceny jeszcze atrakcyjniejsze.

Dzięki konkurencji firmy walczą o swoją pozycję, pracują nad wizerunkiem, Pana firma zaczęła działać też w drugim sektorze…
Tak, skorzystaliśmy na tym. Nie tylko daliśmy sobie radę ze swoimi potencjalnymi konkurentami, ale też dzięki rosnącej konkurencji na rynku mamy co robić jako ArchivoVP - to siostra VauPe, obsługująca firmy, które starają się wyróżniać na rynku. Dostosowaliśmy naszą ofertę tak, by móc personalizować dla nich produkty i już od wielu lat wykonujemy segregatory firmowe i teczki biurowe na specjalne zamówienie, posiadające indywidualny design, odpowiadający charakterowi danej działalności. Możemy się pochwalić tym, że nie wyprodukowaliśmy jeszcze dwóch takich samych serii segregatorów czy teczek, bo ofertę każdorazowo dopasowujemy do potrzeb klientów - nie korzystamy z gotowców, a działamy kreatywnie.

Ogromnym przedsięwzięciem było odrestaurowanie pochodzącego z końca XIX wieku budynku cegielni, obecnie będącego siedzibą firmy VauPe. Skąd taki pomysł?
Pochodzę z Fordonu i miejsce to pamiętam jeszcze z dzieciństwa, jako tętniący życiem zakład, z którego wychodziły tabuny ludzi. Gdy po latach koło niego przejeżdżałem, budynek dawnej cegielni był zdewastowany, w dużej mierze rozkradziony przez złomiarzy. Straszył, jawiąc się jako takie przemysłowe zgliszcza, ale dla mnie miał duszę. Zawsze mi się podobał, choć nawet nie marzyłem o tym, że kiedyś go kupię.

„Bydgoski Feniks” za najlepiej odrestaurowany obiekt nie trafił w Pana ręce bez powodu. Gdyby nie Pan, tego budynku pewnie już by dzisiaj nie było. A i konserwator zabytków może być dumny.
Fakt, prace przeprowadziliśmy zgodnie z zaleceniami, a nawet ponad nie. Odrestaurowaliśmy 70 procent elewacji, obróbki blacharskie zostały wykonane z miedzi szlachetnej, wymieniliśmy więźbę dachową. Komin, któremu groziła katastrofa budowlana, został odremontowany. Naprawiliśmy też wieżę, pokryliśmy ją ceramiczną dachówką i zawiesiliśmy zegar.

I jak donosiła swego czasu prasa - w miejscu dawnych cegieł, stanęły segregatory. Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu tak dużej firmy?
Na pewno utrzymanie płynności finansowej. Dla mnie to priorytet, płaszczyzna, na której o niepopełnianie błędów dbam z jeszcze większą starannością. Może to panią zdziwi, ale ja mam taką zasadę, że za faktury płacę błyskawicznie. I opłaca mi się to, bo dostawcy doceniają takiego klienta. Ponadto staram się nie konsumować zysków, a reinwestować je. Nie jest to łatwe, ale to podejście, które w moim osobistym odczuciu jest bardzo dobre dla biznesu.

Czy każdy może wypracować sobie taki sukces?
Uważam, że to także w dużej mierze kwestia tego, na jaki grunt i w jakie otoczenie się trafi ze swoim biznesem. Ciężka praca i taktyka są kluczowe, ale bywa, że nie wystarczą, potrzeba też odrobiny szczęścia. To tak jak w sporcie, wielu może trenować i rokować doskonale, ale tylko nieliczni po latach stają na podium. W biznesie też stu zaczyna, a kilku odnosi sukces.

Porównanie do sportu nie jest przypadkowe. Trenował Pan...
Zacząłem biegać w szkole podstawowej. Po pół roku treningów w szeregach Zawiszy zostałem wicemistrzem Polski i wciągnąłem się na dobre. Mam za sobą nie tylko lata jako zawodnik i reprezentant Polski, ale również doświadczenie jako trener. Od zawsze, w sporcie jak i w biznesie, hołduję zasadzie, by jutro robić lepiej to, co dzisiaj zrobiłem dobrze - dążyć do tego. W życiu stawiam na bycie uczciwym względem innych, ale i samego siebie oraz niebranie wszystkiego tak na serio. Wychodzę z założenia, że zawsze najlepiej wypośrodkować i poszukać równowagi. Nie można żyć tylko pracą, tylko pasją, albo tylko rodziną… Sztuką jest łączyć te elementy.

Nie wierzę, że nigdy nie żył Pan tylko pracą…

Był taki moment, gdy był kryzys. Pewnie, że w życiu różnie bywa, mówimy o pewnych ideałach, do których się dąży. Miałem też taki etap, gdy po latach, sport ponownie za bardzo zawrócił mi w głowie. Za namową kolegi zacząłem jeździć na rowerze, startować w maratonach górskich i tak mnie to pochłonęło, że nie miałem czasu na życie rodzinne i pracę, ale na szczęście opamiętałem się. Przeżyłem już trochę, dlatego o owym poszukiwaniu równowagi mówię w pełni świadomie. Życie to sztuka wyborów.

*Wiesław Pacholski

Bydgoszczanin, prezes bydgoskiej firmy VauPe - prekursora w produkcji
segregatorów i teczek na polskim rynku. Był reprezentantem kraju w biegach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Praca sezonowa. Jaką umowę podpisać?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Papierniczy prekursor z Bydgoszczy - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska