Get Well Toruń pokonał w pierwszym finałowym spotkaniu żużlowej PGE Ekstraligi Stal Gorzów 49:41. Aby myśleć o mistrzostwie, musi w najbliższą niedzielę w rewanżu wygrać, zremisować lub przegrać różnicą najwyżej siedmiu punktów.
Podobny przebieg
Mecz miał podobny przebieg do spotkania w Zielonej Górze, przy czym tym razem Get Well wystąpił w odwrotnej roli. Teraz to on zaskoczył na początku rywala (wygrane 3., 4. i 5. biegi po 5:1), który potem, dzięki udanym w większości rezerwom taktycznym, stanął na nogi i uzyskał niezły wynik. Z kolei menedżerowi Jackowi Gajewskiemu akurat tego dnia nie wyszła zmiana Kacpra Gomólskiego na Pawła Przedpełskiego w 9. wyścigu. Ten drugi nie zdobył punktu, a potem zabrakło go na wyścigi nominowane. Choć menedżera broni fakt, że w momencie, w którym podejmował decyzję wydawało się, że będzie miał silną czwórkę na biegi nominowane (trójkę obcokrajowców i Miedzińskiego). Zabrakło mu tym razem szczęścia.
Nie udało się
- Po wygranym przez Pawła i Grega biegu na 5:1 chciałem wykorzystać wewnętrzne pola startowe i dlatego zdecydowałem się na zmianę - tłumaczył Jacek Gajewski. - Raz to się udało, a raz nie. W tym swoim czwartym starcie Paweł przyjechał ostatni, choć przez jakiś czas był trzeci. Cóż, trzeba ryzykować. Chciałem „zbudować” jeszcze większą przewagę, nie udało się.
W nominowanym biegu pojechał ostatecznie Miedziński, który w drugiej połowie meczu zupełnie się pogubił. Bohater z Zielonej Góry zaczął znakomicie - od dwóch pewnych podwójnych wygranych w parze z Chrisem Holderem. Trzy pozostałe wyścigi z jego udziałem zakończyły się jednak wynikiem 4:14. Dodatkowo można mieć zastrzeżenia do jazdy parowej Adriana w tych biegach (choć raz tłumaczy go to, że ratował się przed upadkiem po kolizji z Przemysławem Pawlickim).
Stal to nie kelnerzy
- Oczywiście, że można powiedzieć, że mogliśmy wygrać wyżej - stwierdził Paweł Przedpełski. - Tak zawsze można mówić po każdym meczu, w którym nie zdobyło się kompletu punktów. Dziś były ciężkie zawody i o każdy punkt było bardzo trudno. Nie jechaliśmy przecież przeciwko kelnerom. W Gorzowie mamy szanse, pamiętamy, że niedawno Zielona Góra tam wygrała. Dopóki walka trwa, wszystko jest możliwe.
- Dwa pierwsze moje wyścigi był bardzo udane, miałem dobre wyjścia spod taśmy i byłem szybki na dystansie - mówił Greg Hancock. - Ale z czasem Gorzów zaczął odczytywać warunki na naszym torze i wygrał kilka wyścigów i zaczął zdobywać ważne punkty.
Ktoś musi być ostatni
- Gorzów to jest drużyna, która wygrała rundę zasadniczą - dodał Jacek Gajewski. - I wiadomo było, że w pewnym momencie będzie musiał zacząć jeździć lepiej. W środkowej fazie zawodów trochę się pogubił i dzięki temu udało nam się zbudować przewagę. My w Zielonej Górze przegrywaliśmy po trzech biegach 10 punktami, a jak się skończyło wszyscy wiemy. Gdy w drużynach jadą bardzo dobrzy zawodnicy zdarzają się takie sytuacje, że Hancock czy Zmarzlik przyjeżdżają przywiezieni na 1:5, że Holder przyjeżdża czwarty czy Kasprzak jest dwa razy ostatni. To są takie mecze, że w składach są bardzo mocni zawodnicy, a dzięki zmianom pod taśmą spotyka się światowa czołówka. I zawsze ktoś musi być ostatni.
W 14. biegu groźny upadek mieli Adrian Miedziński i Martin Vaculik. Skończyło się tylko na potłuczeniach.
- Cieszę się, że się skończyło jak się skończyło - skończył Jacek Gajewski. - Gdyby zdarzyło się, że któryś z tej dwójki nie byłby zdolny do tego by pojechać na mecz rewanżowy do Gorzowa, to nasze szanse by bardzo mocno zmalały.
Nasza ocena
Chris Holder - 5
Greg Hancock - 4+
Paweł Przedpełski - 4+
Martin Vaculik - 4
Kacper Gomólski - 4
Adrian Miedziński - 3+
Igor Kopeć - Sobczyński - 2
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?