Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po starcie w Toruniu emocji nie brakuje. Polacy prowadzą w „Gordonie Bennetcie”!

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
Wytrwali kibice oglądali start piętnastu załóg z toruńskiego lotniska w sobotę wieczorem, już po zapadnięciu zmroku
Wytrwali kibice oglądali start piętnastu załóg z toruńskiego lotniska w sobotę wieczorem, już po zapadnięciu zmroku Materiały prasowe - Bartosz Bujarski
W sobotni wieczór 15 załóg rozpoczęło na toruńskim lotnisku rywalizację w 64. Międzynarodowych Zawodach o Puchar Gordona Bennetta. Jak pokazały kolejne godziny, tegoroczne zawody są wyjątkowo pasjonujące. Szansę na zwycięstwo mają Polacy.

Przypomnijmy: wygrywa nie ta załoga, która będzie w powietrzu najdłużej, ale ta, która pokona najdłuższy dystans od miejsca startu, liczony w linii prostej. Poszczególne osady obrały więc najrozmaitsze strategie, które miały przynieść im sukces.

Warto przeczytać

Po starcie balony przefrunęły nad Wrzosami i kierowały się dalej na wschód. O ile jednak większość załóg zdecydowała się pozostać na niezbyt dużej wysokości w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń, o tyle trzy kolejne, w tym jedna polska, miały nadzieję, że uda im się dotrzeć nad Litwę. Plan okazał się chybiony - wiatr uniemożliwił jego realizację i cała trójka kierowała się na Białoruś, która jeszcze od lat 90., gdy miał miejsce przypadek ostrzelania lecącego nad tym krajem balonu z Pucharu Gordona Bennetta, traktowana jest jako terytorium wyłączone z rywalizacji. W tej sytuacji trzy załogi, świadome tego, że nie uda im się utrzymać wschodniej polskiej granicy, wzdłuż której można by dolecieć aż na Słowację, wylądowały i tym samym zakończyły swój udział w zawodach.

W tym samym czasie dwanaście pozostałych osad krążyło w rejonie Wąbrzeźna i Golubia-Dobrzynia, skąd niemal wszystkie w końcu również zaczęły lecieć na wschód. Wśród nich nie było jednak Krzysztofa Zaparta i Adama Ginalskiego. Drugi polski zespół wyczekał najdłużej, cały czas pozostając w naszym województwie, i, jak się okazało, podjął bardzo słuszną decyzję.

Przez Niemcy w stronę Francji

Nasi reprezentanci nareszcie doczekali się bowiem wiatru wiejącego ze wschodu na zachód, dzięki czemu jako jedyni otrzymali gwarancję, że nie zostaną zmuszeni do przerwania lotu z powodu dotarcia pod granicę z Białorusią, Ukrainą lub obwodem kaliningradzkim. Polacy zawrócili i wydawało się nawet, że ponownie znajdą się na miejscu startu w Toruniu, jednak ostatecznie wiatr poniósł ich przez Chełmżę i Bydgoszcz w kierunku Niemiec.

„Gnają z niebotyczną jak na europejskie zawody prędkością 63 km/h kursem 238 stopni. To jest kurs na Paryż i Nantes oraz szansa na dodatkowe 1200 km” - można było przeczytać na profilu Polaków na Facebooku.

Widząc, jaką przewagę zyskali Krzysztof Zapart i Adam Ginalski poprzez swoje zagranie va banque, inne załogi w większości również zdecydowały się zawrócić, godząc się z tym, że lot na wschód okazał się błędem. Nad Litwą znajdują się tylko Szwajcarzy, którzy w poniedziałkowe popołudnie zbliżali się do Wilna. Pozostałe osady zaczęły ścigać Polaków lecąc w okolicach kolejno Kwidzyna, Pelplina i Tucholi.

W chwili pisania tych słów nasza załoga miała za sobą już blisko 700 km w linii prostej od Torunia i kierowała się na południe w kierunku Stuttgartu. Niestety, w popołudniowych godzinach wiatr nie był już tak sprzyjający, co oznacza, że liczba kilometrów na liczniku może przestać rosnąć, a nawet zacząć maleć, jeśli warunki zaczną spychać reprezentantów Polski z powrotem na wschód.

Za naszą zachodnią granicą są już także osady z Niemiec, Francji i Szwajcarii. Rywalizację kontynuuje tylko sześć z piętnastu balonów, w tym jeden z trzech polskich - w poniedziałek wylądowali m.in. Mateusz Rękas i Jacek Bogdański, zwycięzcy z 2018 roku.

Prognozy meteorologiczne zapowiadają, że prowadzący Polacy będą dalej znoszeni na południe, co oznaczałoby lot w stronę Szwajcarii. Nadzieja na ewentualne dalsze kierowanie się na upragnioną Francję miała pojawić się w nocy z poniedziałku na wtorek.

Toruń jak Tempelhof

Rywalizacja trwa, ale dla toruńskiej publiczności najwięcej emocji przyniósł oczywiście start z naszego lotniska. Zanim w sobotni wieczór balony wzniosły się w niebo, przez dwa dni można było cieszyć się lotniczym piknikiem. Ostatnie słowo trafnie oddaje jego charakter - toruńskie lotnisko chwilami przypominało berliński Tempelhof, tamtejszy port, który przerodził się w park. Nie zabrakło oczywiście licznych pokazów, w tym efektownych akrobacji, fiesty bajecznie kolorowych balonów na ogrzane powietrze, ale dla wielu osób równie ważna była po prostu możliwość spędzenia miłego popołudnia na kocu rozłożonym na świeżym powietrzu.

Jeśli już na coś narzekano, to na zmiany w harmonogramie, jednak godziny poszczególnych atrakcji musiały być dostosowywane do warunków i tego, co najważniejsze, czyli startu zawodów. Sam wylot - uroczysty i przy granych hymnach- nastąpił na tyle późno (około godz. 22), że z powodu chłodu dotrwali do niego nieliczni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska