Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wielu latach znów w Toruniu z Arką Noego

Paulina Błaszkiewicz
Paulina Błaszkiewicz
Fani Arki Noego sprzed kilkunastu lat mają dziś swoje dzieci, z którymi przychodzą na koncerty zespołu Roberta Friedricha Litzy
Fani Arki Noego sprzed kilkunastu lat mają dziś swoje dzieci, z którymi przychodzą na koncerty zespołu Roberta Friedricha Litzy Grzegorz Olkowski
Rozmowa z Robertem Friedrichem Litzą, liderem zespołów Arka Noego i Luxtorpeda.

Po latach wystąpił Pan w Toruniu z Arką Noego. Mam wrażenie, że nic poza tym, że macie kilka płyt więcej na koncie, od tego czasu się nie zmieniło...
[break]
Najstarsze dzieci, które zaczynały śpiewać w Arce Noego, mają dziś po 26-27 lat. Publiczność się nie zmieniła, jest dokładnie taka jak była, co oznacza, że to, co śpiewamy jest nadal aktualne. Nadal nie ma nas w mediach, telewizji, a mimo to na koncertach mamy tłumy, nawet jeśli są to koncerty biletowane. Arka Noego w tym podziemiu ma się bardzo dobrze.
Na czym polega jej fenomen?
Oprócz szaleństwa, muzyki i tańca na naszych koncertach jest dużo treści i to chyba najbardziej podoba się ludziom. To są piosenki o życiu, relacjach rodzinnych, relacji do Stwórcy - do Pana Boga. Są proste i przyjemne dla ucha melodie i to chyba przekonuje ludzi.
Pan przekonuje podwójną publiczność, bo zarówno słuchaczy dorosłych, którzy słuchają Luxtorpedy, jak i dzieci, które przychodzą na koncerty Arki Noego. Jaka jest różnica pomiędzy tymi słuchaczami? Dostrzega ją Pan?
Piosenki, które ja piszę, są zawsze proste. W Luxtorpedzie, u Kazika czy w Arce Noego treść jest zawsze prosta. Nie trzeba rzeczy trudnych komplikować. Moja dewiza jest taka, że ja nie piszę dla dzieci, tylko piszę dla ludzi, bo przecież mały człowiek zwany dzieckiem też jest człowiekiem. Jako ojciec siódemki dzieci i dziadek czwórki wnuków mogę powiedzieć, że dzieci nie są infantylne. Dzieci są czasem bystrzejsze od dorosłych, którzy są ograniczeni jakimiś sztucznymi barierami. Dzieci tych barier nie mają i one doskonale rozumieją o czym śpiewamy.
Dawni fani Arki Noego dziś przychodzą na koncerty Luxtorpedy?
Mam takie grono słuchaczy mojej działalności, którzy kibicowali i kibicują mi w każdym zespole. Rzeczywiście ci, którzy kiedyś przychodzili na Arkę, dziś pojawiają się na koncertach Luxtorpedy. Ta cała moja twórczość się pokrywa. Zarówno, jeśli chodzi o Arkę jak i Luxtorpedę, jesteśmy społecznością. Nie ma muru, który dzieli artystę i słuchacza, tylko jesteśmy razem.
To trochę jak w rodzinie. No właśnie, Polska jest rodzinnym krajem?
Trudno mi powiedzieć, dlatego że ja obracam się w środowisku rodzin wielodzietnych. Jestem spoza tego świata. Żyję we wspólnocie neokatechumenalnej, gdzie wiele małżeństw ma dużo dzieci. Moja najstarsza córka, która za chwilę urodzi czwarte dziecko, ma męża, który ma trzynaścioro rodzeństwa. Moi zięciowie mają dziesięcioro albo jedenaścioro rodzeństwa, z kolei ja mam tylko siódemkę dzieci.
Tylko?!
No tak. Teraz została w domu tylko czwórka i naprawdę nie wiem, co robić z wolnym czasem. Myślę, że atmosfera, by dawać ludziom odwagę, żeby mieli większe rodziny i więcej dzieci, jest faktycznie mało sprzyjająca. Natomiast ja po latach, już jako dziadek, mogę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwy. Nie dość, że realizuję się artystycznie, to mam też czas na dzieci i wnuki. Cudownie jest mieć dużą rodzinę. Warunki nie tylko w Polsce, ale w ogóle na świecie, tym nowoczesnym świecie, okazują się dla wielu zbyt trudne, a z drugiej strony coraz częściej słyszymy o tym, że człowiekowi brakuje tej rodziny i szczęścia.
I to mówi muzyk? Do czego artyście potrzebna jest rodzina?
Do tego, żeby tworzyć dla drugiej osoby. Egoistyczna twórczość ma krótkie nogi. Widziałem wiele razy takie rzeczy, które się pojawiały na scenie i szybko z niej znikały. Jeśli coś powstaje z myślą o drugiej osobie, bo ma ją pocieszyć, dać jej nadzieję, to wszystko ma ręce i nogi, ale żeby dać drugiemu nadzieję, to samemu trzeba ją mieć, a zyskuje się ją właśnie w rodzinie. W pojedynkę człowiek nie potrafi funkcjonować. Im więcej ma wokół siebie bliskich, tym bardziej uczy się kochać i dzielić. Tak to działa. W tym współczesnym świecie wydaje się, że to „ja”, to najlepsze co może być, a okazuje się, że człowiek, który ma „ja” na pierwszym miejscu, nie realizuje w pełni swojego człowieczeństwa. Dopiero kiedy „ja” stoi za „ty”, człowiek czuje, że żyje.
Wszystko pięknie, ale co z prozą życia? Przecież nie wszystkich stać na to, by mieć dużą rodzinę...
Mógłbym narzekać na to, że rząd dotychczas kompletnie nie dbał o rodzinę i ja jako jedyny żywiciel kilkunastu osób płacę te same podatki, co kawaler. Nie narzekam być może dlatego, że jestem już w tym okresie, kiedy dzieci są odchowane. Patrzę jednak na młode pokolenie, które boi się zakładać rodziny z obawy o byt. To jest jedna z tych rzeczy, które mam nadzieję, że się w naszym kraju zmienią, ale poza tym wydaje mi się, że dziś jest dużo łatwiej. Są na przykład pieluchy jednorazowe. Ja pamiętam, jak własnymi rękami, mydłem „biały jeleń” prałem pieluchy tetrowe, które trzeba było później prasować. To były piękne czasy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska