Podczas sylwestra w Toruniu zniszczono 67 koszy na śmieci

- Chciałem powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tego, jak szybko służby miejskie uporały się z posylwestrowym bałaganem na starówce - mówi pan Marek, mieszkaniec osiedla Koniuchy. - Specjalnie w środę rano wsiadłem na rower i pojechałem na rekonesans.
[break]

Pochwalny głos w tej rubryce należy do rzadkości, warto go jednak odnotować i to z kilku powodów.

- Sprzątanie zaczęliśmy od drugiej w nocy, na ulice starówki wyjechały trzy zamiatarki wspierające dziesięciu naszych pracowników, którzy chodzili po mieście i sprzątali - mówi Piotr Rozwadowski, prezes MPO. - W sumie na samej starówce zebraliśmy po powitaniu Nowego Roku pięć ton odpadów, w tym trzy i pół tony szkła.
Kolejnym powodem dla którego warto było wspomnieć o toruńskich zabawach sylwestrowych i wielkim sprzątaniu po nich, jest rzeź „mandarynek”, do której doszło w sylwestra. Co to za mandarynki i kto się nad nimi znęcał? W ten sposób w MPO nazywane są popularne pomarańczowe kosze na śmieci z tworzywa sztucznego. W sylwestrowe noce są one wysadzane petardami, palone lub w inny sposób demolowane przez ludzi w zbyt szampańskich nastrojach. W tym roku całkowitemu zniszczeniu uległo 67 z nich, a kolejnych 28 zostało uszkodzonych.

- To więcej niż w ubiegłym roku, kiedy to zniszczonych zostało tylko 51 „mandarynek” - dodaje Piotr Rozwadowski.
Jeden taki nowy kosz na śmieci kosztuje 120 złotych, podpalanie czy wysadzanie „mandarynek” tylko w tym roku kosztowało więc Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania ponad osiem tysięcy złotych.
W centrum Torunia po sylwestrowych szaleństwach nie ma już śladu, poza starówką jednak wciąż jest ich wiele. Tu jednak obowiązek utrzymania czystości często spoczywa na barkach spółdzielni mieszkaniowych lub różnego rodzaju innych administratorów osiedli.