Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pora zejść na brzeg

Piotr Bednarczyk
Rozmowa z Michałem Słomą, wioślarzem AZS-u UMK Energi Toruń, olimpijczykiem z Londynu, który we wtorek oficjalnie zakończył karierę.

Rozmowa z Michałem Słomą, wioślarzem AZS-u UMK Energi Toruń, olimpijczykiem z Londynu, który we wtorek oficjalnie zakończył karierę.

<!** reklama>

Czy to definitywnie koniec? Ma Pan zaledwie 31 lat...
Na pewno definitywnie kończę karierę. Mam nadzieję, że się nie obudzę pewnego dnia i znowu będę chciał w to brnąć. Skończyłem swoją przygodę i nie ma sensu drugi raz wchodzić do tej samej rzeki. Wolę dać szansę młodszym zawodnikom. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Za dużo musiałbym poświęcać dla wioślarstwa. Mam rodzinę i muszę też patrzeć na to.
Czyli zadecydowały sprawy rodzinne, a nie to, że stracił Pan motywację do uprawiania wioślarstwa?
Na pewno jakiś wpływ również miało to, że trener nie widział mnie w osadzie, w której chciałem pływać. A nie chciałem niczego robić na pół gwizdka. Jeśli miałbym nie zdobywać medali, to wolałem nie robić tego w ogóle. Mógłbym pływać w jedynce, ale tam o sukcesy byłoby bardzo ciężko, na zdobywanie krążków na międzynarodowych imprezach nie byłoby szans. W czwórce z kolei musi trener musi cię widzieć, tak, jak selekcjoner w futbolu. Dlatego podjąłem decyzję o zakończeniu kariery. Nie można tego odwlekać w nieskończoność.
Skąd się wziął pomysł, by trenować wioślarstwo, tak ciężką dyscyplinę sportu?
Oglądałem jako młody chłopak igrzyska olimpijskie w Atlancie. Zastanawiałem się - może sport jest szansą dla mnie, by się czymś wyróżnić? Akurat w Ełku, gdzie mieszkałem, były dwa kluby. Jeden z nich wioślarsko - żeglarski. Początkowo chciałem trenować żeglarstwo, ale trener stwierdził „jesteś wysoki, będziesz wiosłował” i jakoś mnie przekonał. Wciągnęło mnie to. W pierwszym roku trenowałem trzy razy w tygodniu, później już codziennie. To był sposób na życie, byliśmy zgraną paczką, z kilkoma kolegami, z którymi do tej pory mam kontakt. Zawsze po szkole na 16. szło się do klubu i trenowało, a później razem spędzało czas do 19., 20. To był nasz sposób na nudę.
W jaki sposób trafił Pan do Torunia?
Przez uczelnię. W 2001 roku zastanawiałem się, gdzie pójść na studia - do Torunia, czy Gdańska. Byłem ambitny, miałem dobre wyniki w nauce. Nie wybrałem AWF-u, zdecydowałem się więc na administrację na UMK. Pierwszy rok zrobiłem zaocznie, później przeniosłem się już na studia dzienne i udało mi się je ukończyć w 2006 roku. Wówczas było mi dobrze w tym mieście, czułem wsparcie klubu, miasta, pojawili się sponsorzy i podjąłem decyzję, by tu zostać na stałe.
Co Panu dało wioślarstwo?
Nabrałem pewności siebie, nauczyłem się nie załamywać po porażkach. Poznałem wspaniałych ludzi. Skończyłem studia również dzięki wioślarstwu, bo rodziców nie było stać, żeby mi opłacać akademik, ale dostałem stypendium. Początkowo nie były to wielkie pieniądze, ale wystarczyło, żeby się na studiach utrzymać. Prawdę mówiąc, trudno tak w kilku zdaniach wymienić wszystko, co dało mi wioślarstwo.  
Dorobił się Pan na nim?

To za duże słowo. Na pewno wioślarstwo dało mi to, że mogłem się wyedukować, nabrać doświadczenia do przyszłej pracy zawodowej. Już pracuję na UMK, mam nadzieję, że moja kariera zawodowa nabierze rozpędu.  
Na pewno też dzięki wioślarstwu zwiedził Pan kawał świata.
To fakt. Najdalej byłem w Japonii, to był chyba najfajniejszy wyjazd. Zawsze bardzo podobała mi się Szwajcaria, a już zwłaszcza po sukcesie w kwalifikacjach do igrzysk. Ponad pół roku spędziłem też np. w Portugalii. Bywałem w wielu miejscach, myślę, że mógłby być to temat na oddzielny artykuł. Na szczęście podczas wyjazdów widziałem coś więcej, niż tory wioślarskie.
Miał Pan podczas kariery momenty, w których chciał to wszystko rzucić?
Po porażkach często ma się dość wszystkiego. Ale po dwóch - trzech dniach przychodzą takie myśli, że trzeba spróbować jeszcze raz, odkuć się. Zrobić coś inaczej, lepiej. To charakterystyczna cecha sportowców. Trzeba ciągle iść do przodu, nie poddawać się.
Najprzyjemniejsza chwila kariery?
Myślę, że kwalifikacja olimpijska to był taki jeden moment, który można byłoby wyciągnąć z mojej kariery. Ale generalnie uważam, że cały okres treningów, startów, był przyjemny, mimo porażek, stresu itp. Więcej było tych momentów dobrych od tych złych. Czasami trzeba coś poświęcić, by czegoś doświadczyć.
A najgorszy moment w karierze, to...
Bez wątpienia przegrane kwalifikacje do igrzysk w Pekinie. Rozpłakałem się wtedy, pamiętam, że Sławek Kruszkowski przytulił mnie do swojego wielkiego ciała... Była to porażka, po której ciężko było się otrząsnąć. O mało nie skończyłem wówczas trenować. Ale dostałem wsparcie od miasta, klubu, ludzie mówili mi „rób to dalej, będzie dobrze” i opłaciło się.
Największy sukces to start na igrzyskach w Londynie? Tylko trzech polskich skiffistów w historii potrafiło się zakwalifikować w tej konkurencji - oprócz Pana jeszcze Teodor Kocerka i Kajetan Broniewski, ale to było dawno...
Na pewno kwalifikacja do igrzysk to był ogromny sukces. Oprócz tego czwarte miejsce na mistrzostwach świata. Miałem dużo czwartych miejsc w karierze, przez to uciekło mi kilka medali MŚ lub ME. Generalnie każdy dobry występ, obojętnie, w jakich zawodach, traktowałem jako duży sukces.
Co teraz będzie Pan robił?
O pracy na UMK wspomniałem, mam nadzieję, że znajdę też dla siebie miejsce w toruńskim sporcie. Jest pole do popisu, mam nadzieję, że uda mi się odnaleźć w nowej rzeczywistości, bo - nie ukrywajmy - dla sportowca, który spędzał ponad 200 dni w roku poza domem, jest to trudne.
Pana kolega z klubu Sławomir Kruszkowski jest toruńskim radnym. A Pana nie ciągnie do polityki?
Jak trenowałem, to nie miałem czasu, nie chciałem się angażować w coś innego. Teraz - życie pokaże. Może będzie to jakaś droga, żeby zmieniać świat na lepszy, zrealizować jakieś pomysły, których sporo nagromadziło się przez lata. Zobaczymy. Na pewno najpierw muszę się odnaleźć zawodowo, żeby potem robić coś więcej. Rodzina jest na pierwszym miejscu, trzeba ją utrzymać. Jeśli to wszystko poukładam, będę mógł pomyśleć, co dalej.

TECZKA OSOBOWA
Urodzony 31 stycznia 1982 r. w Prostkach na Mazurach
Żona - Dorota, syn - Wiktor
Samochód - daewoo lanos
Ulubione danie - schabowy
Ulubiony napój - piwo
Ulubiony film - „Forrest Gump”
Pseudonim - „Słomka”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska