Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót do domu po sześcioletniej tułaczce

Jerzy Roth
Andrzej Roth, pracownik SM „Rubinkowo”, ogląda zdjęcia, dokumenty i zapiski pozostawione przez swojego ojca, Jerzego
Andrzej Roth, pracownik SM „Rubinkowo”, ogląda zdjęcia, dokumenty i zapiski pozostawione przez swojego ojca, Jerzego Nadesłane
W dniu zakończenia wojny sięgamy do pamiętnika Jerzego Rotha. We wrześniu 1939 roku miał 12 lat, kiedy jego ojciec Ferdynand wraz z żoną, synem i córką, ewakuowali się do Kowla.

W dniu zakończenia wojny sięgamy do pamiętnika Jerzego Rotha. We wrześniu 1939 roku miał 12 lat, kiedy jego ojciec Ferdynand wraz z żoną, synem i córką, ewakuowali się do Kowla.
[break]
Nigdy tam nie dojechali. W drugim roku wojny zostali zesłani na Sybir, gdzie zmarł ojciec rodziny. Pan Jerzy, zmarły w 2007 roku, podczas zsyłki robił na bieżąco notatki w kieszonkowym pamiętniku, a po wojnie spisał swoje wspomnienia. Przytaczamy ostatnie kartki jego opowieści.

Koniec zsyłki!

Wojna przenosiła się coraz bardziej na Zachód. Pewne było, że Niemcy ją przegrają, a my wrócimy do domu. Wreszcie ustalono termin naszego odjazdu na wrzesień 1944 roku. Zaczęliśmy sprzedawać, co się tylko dało, a więc własnoręcznie zrobione meble, ziemniaki, kury, narzędzia. Wiadomo było, że nie jedziemy do Polski, lecz na wyzwoloną Ukrainę, konkretnie do Donbasu,
W podróż ruszyły cztery wozy konne. Wszyscy młodzi szli piechotą. Ruszyliśmy leśnymi, wyboistymi drogami do brzegów rzeki Czułym. 50 kilometrów jechaliśmy przez dwie doby. Wrzesień był ciepły i pogodny. Później nastąpiła przesiadka na barkę i jazda na stację kolejową Asino. Przed stacją spotkaliśmy zesłańców z sąsiednich regionów tajgi. Było nas razem 200 osób - Polacy, Żydzi, Ukraińcy pochodzący z przedwojennych terenów Polski. Na podstawienie pociągu koczowaliśmy pod gołym niebem przez cztery doby. Paliliśmy ognisko, gotowaliśmy strawę i z utęsknieniem spozieraliśmy na wciąż puste tory kolejowe. 20 września zagwizdała lokomotywa. Wieczorem wraz z gratami znaleźliśmy się w wagonach. Rankiem następnego dnia pociąg ruszył. W wagonach upadliśmy na kolana. Wracamy! Koniec zsyłki! Dzięki Ci, Boże!
W wagonie było około 30 osób. Na środku stał piecyk, po bokach drewniane półki z grubych desek. W drzwiach rynna ubikacyjna. Identycznym wagonem wieziono nas na Sybir. Z tym, że teraz nie zamknięto wagonu i nie było strażników. Rano dotarliśmy do Tomska. Tutaj do naszych sześciu wagonów dołączono jeszcze kilkanaście z powracającymi z różnych stron zesłańcami.
Otrzymaliśmy przydział żywności na drogę: cukier w kostkach, kaszę, mąkę i chleb. Młodzież ruszyła do miasta. Niestety, do kupienia była tylko wódka. W wagonach wieczorem świętowano. Pierwszy raz wówczas piłem alkohol. Przyznam, że sprawił mi zadowolenie. Alkohol na trasie naszego pociąg był łatwy do nabycia. Więcej jednak go nie kupowaliśmy.

W ukraińskim Donbasie

Pociąg snuł się powoli w stronę Nowosybirska, a potem Omska. Często stawał na bocznicach przepuszczając ważniejsze pociągi. Podczas postojów wyskakiwały z wagonów grupy zbieraczy drewna i kucharze. Ginęły płoty, drzewa, podkłady. Palono ogniska i gotowano strawy. Trzeba się było spieszyć, gdyż nigdy nie było wiadomo, kiedy pociąg odjedzie. Często staliśmy na większych stacjach, nawet po trzy doby.
W końcu października dotarliśmy na Ukrainę, do zagłębia węglowego Donbas. Ulokowano nas we wsi Zujewka, w pobliżu miasta Stalino. Dwa kilometry od wsi znajdowała się elektrownia wodna. Nasza rodzina, mama, siostra i ja, dostaliśmy pokój z kuchnią. Od listopada siostra zapisała mnie do klasy VIII, dziesięciolatki znajdującej się w Zugresie. Musiałem wędrować codziennie przeszło dwa kilometry do szkoły. Było możliwie ciepło, ale mokro. Miałem tylko jedne buty z Unrry i już mi się rozpadały. Szyłem je drutem. Po każdej wędrówce miałem mokre nogi. Największą trudność sprawił mi język ukraiński, jednak darowano mi to. Miałem nowych kolegów i koleżanki. Podkochiwałem się w niektórych. Później poznałem Polkę na stałe zamieszkałą w Zugresie. Była piękna, lecz wyższa i starsza niż ja. Chodziłem do niej, lecz kochałem się tylko platonicznie. Miała zresztą sporo adoratorów.
Szybko minęła jesień, zima, wiosna 1945 r. Jedzenie w Zujewce można było nabyć łatwiej. Nawet rubel ożył, stał się normalnym pieniądzem. Z odzieżą było gorzej. Dziesięć kilometrów od miasteczka był krawiec. Uszył mi płaszcz z płaszcza ojca. W kopalni przy wsi pracowali głównie niemieccy niewolnicy wojskowi i również wywiezieni w 1945 roku Węgrzy i Węgierki. Od Węgrów kupiliśmy kilka koszul dla mnie.
W okolicy znajdowały się dwa obozy jeńców wojennych niemieckich, rumuńskich i węgierskich. Przechodziłem idąc do szkoły obok ich kolczastych ogrodzeń.

Wracamy do Polski!

Na Ukrainie przeżyliśmy jeszcze jesień, cześć zimy, a w lutym 1946 roku zebrano nas i ogłoszono wyjazd do Polski. Każdy określał dokąd chce jechać. My oczywiście do Torunia, gdzie przed wojną mieszkaliśmy w Dworze Mieszczańskim z widokiem na Wisłę. Przed wyjazdem dano nam do podpisania coś w rodzaju oświadczenia-podziękowania. Głosiło ono, że dziękujemy serdecznie władzy radzieckiej za szczęśliwy pobyt w ZSRR i czułą opiekę nad nami. Cóż było robić - podpisaliśmy.
Na początku marca przekraczaliśmy polską granicę. Do wagonów wkroczyli radzieccy strażnicy, sprawdzali ludzi tylko ilościowo. Rewizji nie robiono.
12 marca byliśmy nareszcie w Polsce. Pociąg stanął i stał do wieczora. Słychać było strzały. Na dworcu zrobiło się pusto. Później okazało się, że padły trupy. Na terenach polskich rozgrywa się jeszcze walka o władzę.
26 marca zszedłem ze stopnia wagonu na stacji Toruń-Miasto i szybko powędrowałem na ulicę Podmurną. Zadzwoniłem do domu sąsiadów, państwa Kręckich. Drzwi na łańcuchu uchyliła ich służąca, Józia, która dobrze mnie znała. Momentalnie jednak zatrzasnęła drzwi krzycząc: jakiś Rusek. Za chwilę zeszła pani Kręcicka. Przedstawiłem się. To ja, Jurek, wróciłem z Rosji. Pani Kręcicka o mało nie padła z wrażenia. Wyglądałem rzeczywiście jak skazaniec. Na głowie uszatka, na grzbiecie stara, przyduża kurtka ojca, na nogach podarte buty. Twarz zarośnięta.
U Kęcickich zrzuciliśmy stare ciuchy, spaliliśmy je. Oczyściliśmy nasze ciała w normalnej łazience, wymyli głowy. Zlikwidowaliśmy wielotygodniowy brud i zalęgłe wszy i gnidy. Największa, bezpłatna, sześcioletnia podróż naszego życia dobiegała końca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska