Recepta na głowę

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Można zachorować od tej żonglerki zdrowiem. Chorobotwórcze były dotąd działania władz, bijących rekordy świata w niezręcznościach, choć i protestujący dorzucali do pieca. Decyzja o wypuszczaniu w obieg recept „bez peselów” to jednak nowa jakość. Nie da się bowiem ukryć, że to zaboli chorych - i to nie gdzieś tam, w jakimś szpitalu za górami i lasami, ale wszędzie. Nic więc dziwnego, że internet zagotował się od opinii - tyle że ich tonacja jakby lekko się zmieniła.

<!** reklama right>Bo do tej pory medialnie lekarzom szło świetnie. Lud stał za nimi, ba, uchodzili wręcz za tę jedyną grupę, która naprawdę pragnie polskie zdrowie zreformować (choć część chce raczej podwyżek, a nie reformy, słusznie podejrzewając, że wolny rynek byłby dla wielu kubłem bardzo zimnej wody). W konfrontacji z rządem pomagały im kolejne wyskoki i premiera, i jego wiernych urzędników, mających jakąś szatańską skłonność do tego jednego słowa za dużo. Nie udało się też władzy wbić Polakom do głowy, że to oni zapłacą za podwyżki, ba, pomysł referendum podatkowego okrzyknięto jednym z komediowych przebojów roku. Mam więc wrażenie, że receptowy protest bardzo rządzących ucieszy.

Cóż, prywatnie należę do tej grupy naiwniaków, którzy płacą składkę „na zdrowie” rzetelnie i bez szemrania, a do lekarzy chodzą z rzadka, a jak już to prywatnie, bo na publiczne kolejki nie mają czasu. Pewnie więc w razie czego dostanę tę receptę z PESEL-em. W końcu zapłaciłem za nią, i to dwa razy. Tyle że ta recepta to taki skromny symbol publiczno-prywatnej choroby naszej opieki zdrowotnej.