<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/wojciechowska_narloch_justyna.jpg" >Temu, że oświata to worek bez dna, nie da się zaprzeczyć. Subwencja wypłacana przez państwo nawet w połowie nie pokrywa kosztów utrzymania szkół, więc samorządy naprawdę sporo do edukacji dokładają. Dlatego mniej lub bardziej mądrze racjonalizują wydatki i po prostu oszczędzają.
Z drugiej jednak strony lokalne władze nie chcą dostrzec bardzo prostej zależności, że rację bytu tak naprawdę mają tylko te szkoły, w których są dzieci. Reszta, gdzie nabór z każdym rokiem jest coraz większym problemem, w sposób naturalny powinna zniknąć, wygasnąć, zostać zamknięta. W Toruniu jednak wciąż reanimuje się trupa, żeby nie podejmować niepopularnych decyzji, nie drażnić wyborców, nie narażać się na protesty w branży tak mocno chronionej przez zapisy Karty nauczyciela.
<!** reklama>Tymczasem o losie szkół nie powinny decydować przywileje ich pracowników, ale efekty edukacji, indywidualne podejście do dziecka, przyjazne nastawienie do jego rodziców. Chodzi tu o nic innego, jak wolny dostęp do rynku usług edukacyjnych. U nas jednak zamiast tego mamy rejonizację i żelazne obwody, które wydawałoby się powinny być reliktem przeszłości. Władze miasta - dbając o interes wszystkich szkół niezależnie od tego, jak one uczą - niejako nakazują swoim mieszkańcom, by zapisywali dzieci zgodnie z miejscem zameldowania.
Wybór mają więc tylko ci rodzice, którzy posiadają na tyle dużo pieniędzy, by zdecydować się na jedną z kilku prywatnych szkół, które działają w Toruniu. Szkoda, że tylko w tym przypadku żadne obwody nie obowiązują.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?