Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rowerami na poszukiwanie reliktów dawnej granicy

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
W rowerowym rajdzie granicznym początkowo miało wystartować 40 osób. Ostatecznie wyruszyła niemal setka

<!** Image 3 align=none alt="Image 219006" sub="Nasz peleton na piaszczystej drodze po rosyjskiej stronie granicy. Taka sama ścieżka za Tążyną była już brukowana
[Fot.: Adam Kowalkowski]">

Co robił późniejszy prezydent RP w karczmie pod Otłoczynem? A co Ignacy Prądzyński pod młynem? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdowały się na trasie wielkiego niedzielnego rajdu rowerowego.

<!** reklama>

Na poszukiwanie reliktów dawnej granicy między zaborami miało pojechać 40 osób... Rajd rowerowy, organizowany w ramach Festiwalu Dwóch Cesarzy w Aleksandrowie Kujawskim, wzbudził jednak tak wielkie zainteresowanie, że ostatecznie na starcie pojawiło się ponad 90 osób. Większość stanowili mieszkańcy Aleksandrowa i okolic, jednak w niedzielę rano pod aleksandrowskim dworcem zameldowały się również spore grupy kolarzy z Włocławka i Torunia (z klubów „Cyklista” i „Przygoda”). Zanim więc zaczniemy się dzielić wrażeniami, bardzo serdecznie dziękujemy policjantom z Komendy Powiatowej w Aleksandrowie: Marcie Białkowskiej, Adamowi Krzyżanowskiemu i Pawłowi Serockiemu za eskortę, jaką naszemu peletonowi zapewnili na całej trasie rajdu.

Jej początek, jak już wspominaliśmy, znajdował się przed głównym wejściem do remontowanego właśnie z mozołem aleksandrowskiego dworca. Przed startem przyszli tropiciele niezwykłych historii naszego regionu mieli okazję zobaczyć znajdujące się na stacji apartamenty cesarskie oraz zajrzeć do miejscowej Izby Historycznej. Ta ma swoją siedzibę przed dworcem i jest pełna ciekawych zdjęć, które oglądane są raczej rzadko, ponieważ izba na ogół stoi zamknięta. Skorzystaliśmy z okazji, a później ruszyliśmy na cmentarz prawosławny lub też raczej jego dość smutne resztki, po pas zarosłe samosiejką. Kto by pomyślał, że ta nekropolia stosunkowo niedawno była gruntownie uporządkowana?

Cmentarz powoli znika, ale jego resztki wciąż są między chaszczami widoczne. Po Pieczeni, dużej wsi położonej nad graniczną dawniej rzeką Tążyną, nie zostało natomiast nic.

- W tym miejscu było przejście graniczne na trakcie warszawskim, jednej z najważniejszych dróg w kraju - mówi Anna Zglińska, która wspólnie z dr. Tomaszem Krzemińskim i Adamem Kowalkowskim opowiadała uczestnikom naszej wycieczki o niezwykłej historii zwiedzanych przez nas terenów. - Jeszcze podczas I wojny światowej w tym miejscu odbywały się targi, dziś nie ma tu nic.

Pieczenia została pochłonięta przez powiększany poligon, w zdziczałych sadach wciąż jednak można znaleźć resztki domów. O przeszłości tego miejsca świadczą również... drogi. Po byłej rosyjskiej stronie granicy, w okolicy Pieczeni, brnęliśmy przez piaski, na pruskim brzegu bliźniacza ścieżka nadal była częściowo jeszcze brukowana.

Stacja w Otłoczynie, przy której zrobiliśmy kolejny przystanek, zasługuje na oddzielne wspomnienie. Kolejowe przejście graniczne z okazałymi budynkami, później miejscowość wypoczynkowa, aż wreszcie umocniony odcinek przedpola toruńskiej twierdzy... Oj, tak, tu będzie jeszcze trzeba wrócić.

Niektórzy uważają, że śladów granicy szukać nie należy, że trzeba o niej zapomnieć. Nie mają racji, bo postępując tak, musielibyśmy zapomnieć o własnej historii, czyli pozbyć się swoich korzeni. Zdecydowanie lepiej i ciekawiej jest je zatem poznawać. Tym bardziej, że historia potrafi zaskoczyć. Nas potraktowała w ten sposób za Otłoczynem, podczas postoju obok niezwykle malowniczego młyna Kuta. Na pierwszy rzut oka jest to miejsce na końcu świata, ileż jednak światowych nazwisk jest z nim związanych! Kto po kongresie wiedeńskim osobiście wytyczał w tym miejscu granicę między królestwem kongresowym i Prusami? Ignacy Prądzyński, późniejszy bohater powstania listopadowego. Kto natomiast w tej okolicy przez zieloną granicę uciekał przed carską bezpieką? Stanisław Wojciechowski, późniejszy prezydent II Rzeczypospolitej. Ucieczkę zresztą opisał, wspominając długi i niewygodny pobyt w jakiejś piwnicy przed skokiem, a później bieg ku Tążynie. Trasę zmuszony do ucieczki Wojciechowski pokonał z długą tyczką, jaką miał w razie czego odepchnąć strażnika, gdyby taki się pojawił i próbował go zatrzymać. Strażnika nie było, przyszły prezydent wpadł jednak do granicznej rzeki i później musiał się suszyć w karczmie pod Otłoczynem.

- Najbardziej podoba mi się koniec tej opowieści - mówi historyk, dr Tomasz Krzemiński, który nam relację przedstawił. - „Rano najętą furmanką dotarłem do Torunia, a stąd koleją, przez Poznań, Katowice i Wiedeń, do Zurychu”.

Kolej była wtedy prawdziwym oknem na świat... My tymczasem spod młyna, ruszyliśmy dalej i słuchając różnych historii o przemytnikach, zahaczając o starszy od warszawskich Powązek cmentarz protestancki w Słońsku, przejeżdżając przez sparaliżowany pożarem Ciechocinek, dotarliśmy do gościnnego Ośrodka Sportów Konnych „Rancho pod Olszyną”, gdzie czekało już na nas ognisko i wiele innych atrakcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska