Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryzykowna gra o miliony

Grażyna Ostropolska
W dniu, w którym Zbigniewa Pawłowicza wybierano na szefa Krajowej Rady Dyrektorów Centrów Onkologii, dyrektor Kujawsko-Pomorskiego NFZ Tomasz Pieczka zwołał konferencję prasową i oznajmił, że jego kontrolerzy wykryli w bydgoskim Centrum Onkologii oszustwa na bezprecedensową skalę. Trafił w sedno czy kulą w płot?

<!** Image 3 align=none alt="Image 220631" sub="W kolejkach do poradni w bydgoskim Centrum Onkologii czekają tysiące pacjentów, nie tylko z naszego województwa [Fot. Dariusz Bloch]">

W dniu, w którym Zbigniewa Pawłowicza wybierano na szefa Krajowej Rady Dyrektorów Centrów Onkologii, dyrektor Kujawsko-Pomorskiego NFZ Tomasz Pieczka zwołał konferencję prasową i oznajmił, że jego kontrolerzy wykryli w bydgoskim Centrum Onkologii oszustwa na bezprecedensową skalę. Trafił w sedno czy kulą w płot?

- Środki publiczne przeznaczone na leczenie pacjentów chorych na raka zostały w taki czy inny sposób wyłudzone i proszę, niech Centrum Onkologii wytłumaczy to pacjentom, którym mówi, że nie ma pieniędzy na ich leczenie - zagrzmiał dyrektor Tomasz Pieczka i zapowiedział niezwłoczne zawiadomienie prokuratury.<!** reklama>

Oskarżył Centrum Onkologii im. dr. F. Łukaszczyka w Bydgoszczy o wyłudzenie 6,5 mln zł z kasy NFZ. Miało do tego dojść wskutek fałszowania dokumentacji. Według dyrektora Pieczki, szpital udzielał pacjentom ambulatoryjnej pomocy w zakładzie endoskopii za 200 zł, a potem wystawiał rachunek za ich wirtualną hospitalizację na oddziale chirurgii onkologicznej za 1600 zł. Do domniemanego fałszowania dokumentacji szpitalnej miało dochodzić w ciągu ostatnich 3 lat.

Szef K-P NFZ opiera te zarzuty na wynikach kontroli w CO, zakończonej dzień przed konferencją. Protokół, liczący 650 stron, trafił na biurko dyrektora szpitala w dniu konferencji. Zbigniew Pawłowicz nie zdążył się z nim zapoznać ani ustosunkować do zarzutów, ponieważ pojechał tego dnia do Wrocławia na spotkanie dyrektorów 16 publicznych CO; pośpiech, z jakim Pieczka zwoływał konferencję, mocno go zaskoczył.

- O 8.30 dostaję protokół kontroli, a o 10.00 dyrektor K-P NFZ zwołuje dziennikarzy i, nie czekając na moje wyjaśnienia, feruje wyroki. To bulwersujące i nieprofesjonalne. Ubolewam też nad tym, że pan Pieczka

straszy naszych pacjentów

- mówi dr Zbigniew Pawłowicz. W ciągu 17 lat zarządzania szpitalem przywykł do tego, że w CO rok w rok pojawiają się jacyś kontrolerzy. - Cieszę się z profesjonalnych kontroli, bo pozwalają usunąć nieprawidłowości. Te dotychczasowe odbywały się na zasadzie współpracy; nikt nie zwoływał konferencji prasowych, nikt nas nie straszył. Wyjaśnialiśmy sobie wszystko punkt po punkcie i skala zarzucanych uchybień zmniejszała się - tłumaczy dyrektor. Ostatnia kontrola K-P NFZ, jego zdaniem, była inna. Kontrolerzy zamykali się w pokoju (naprzeciwko gabinetu dyrektora CO), z nikim nie rozmawiali i niczego nie próbowali wyjaśniać.

- Chciałbym im za te 4 miesiące wertowania 6 tysięcy historii chorób podziękować. Uważam, że był to dla kontrolerów funduszu szczególny wysiłek, bo robili to pod dużą presją dyrektora Pieczki, który pod moją nieobecność w godzinach popołudniowych przyjeżdżał do szpitala i kontrolował swoich pracowników. Z czymś takim spotkałem się po raz pierwszy - twierdzi Pawłowicz. Zbulwersowało go stwierdzenie, że gdyby te 6,5 mln zł rzekomo wyłudzonych pieniędzy przeliczyć na uśrednione świadczenie, to można by wykonać dodatkowo 20 tys. badań. - To jest nadużycie, bo przecież K-P NFZ nie zapłacił nam 80 mln zł za wykonane ponad limit świadczenia z ostatnich 3 lat, a gdy zapadł pozytywny dla nas wyrok w sądzie pierwszej instancji, nie był skłonny do ugody i wniósł apelację - zauważa Pawłowicz. Mówi, że polemizować z Pieczką medialnie nie zamierza. - Powiem tylko tyle:

studiowano rubryczki

i nikogo nie interesowało, ile wykryto nowotworów podczas tych kontrolowanych przez NFZ badań ani ilu pacjentom zabiegi endoskopowe pomogły wyjść z choroby. Cóż, może pan Pieczka jest profesjonalistą od germanistyki i od szkoleń ZUS-owskich w szpitalu, ale o specyfice szpitalnego leczenia nie ma pojęcia - ocenia dyrektor CO.

Na pytanie, dlaczego pacjentów endoskopii rozliczano na oddziale chirurgii onkologicznej, mógłby odpowiedzieć, że gdzie indziej nie było można, zgodnie z procedurą ustaloną przez NFZ, ale tłumaczy to tak: - To ja odpowiadam za bezpieczeństwo chorego w CO. Pacjent po badaniach gastroendoskopowych, które były obiektem kontroli NFZ, może leżeć nawet w gabinecie dyrektora, byle był tam bezpieczny, miał właściwą opiekę medyczną, aby nie było powikłań. Uważam, że narzucanie świadczeniobiorcy, że pacjent ma leżeć na konkretnym łóżku i piętrze, a jego dokumentacja musi pochodzić z tego właśnie miejsca, jest nieprofesjonalne.

Dyrektor Pawłowicz zwrócił się do krajowego konsultanta ds. gastroenterologii o przeprowadzenie w bydgoskim CO inspekcji i wyrażenie opinii na temat standardów leczenia w kontrolowanej przez NFZ dziedzinie.

W zakładzie endoskopii słyszymy, że po niektórych zabiegach, przeprowadzanych w znieczuleniu ogólnym, pacjenci trafiali na łóżko w tzw. sali wybudzeń na oddziale brachyterapii, gdzie mieli opiekę anestezjologa i pielęgniarki, a po obserwacji albo ich wypisywano, albo kierowano na inny szpitalny oddział.

- Czy kontrolerzy dotarli do pacjentów, konfrontowali z nimi papierkowe dane? - pytamy Jana Raszeję, rzecznika K-P NFZ.

- Nie musieli, bo kontrolerzy to nie śledczy. Porównali dokumentację medyczną na oddziale chirurgii onkologicznej z tą w zakładzie endoskopii i pesele pacjentów wskazywały na ich

równoczesny pobyt w obu miejscach.

Gdyby faktycznie byli na oddziale chirurgii, to tam, a nie w zakładzie endoskopii, wykonano by im wszystkie zabiegi - tłumaczy rzecznik i potwierdza, że NFZ kieruje zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz - Północ.

W tym czasie, kiedy dyrektor Tomasz Pieczka niczym sędzia ferował wyrok, oskarżając bydgoskie CO o oszustwo, Krajowa Rada Dyrektorów Centrów Onkologicznych powoływała Zbigniewa Pawłowicza na swojego szefa. Dyrektorom 16 publicznych CO przyświeca wspólny cel. Chcą zwiększyć dostępność leczenia onkologicznego i sprawić, że w ośrodkach o najwyższym stopniu referencyjności i w związku z tym lepiej od innych opłacanych

pacjent będzie czekał na leczenie najwyżej 14 dni.

To piękna idea, zważywszy, że dziś w bydgoskim CO czeka się na leczenie lub pogłębioną diagnozę kilka miesięcy, a nawet rok. W kolejce do ambulatorium chemioterapii czeka dziś 1069 chorych, a na tomografię komputerową - 1384 osoby. Jeszcze gorzej jest w przyszpitalnych poradniach. Na wizytę w poradni onkologicznej czeka 3804 pacjentów, a do poradni radioterapii zarejestrowało się 3616.

Podobnie jest w innych CO, bo to one leczą 70-80 proc. chorych na nowotwory w swoim regionie.

Polska wydaje na onkologię około 28 proc. średniej unijnej i to pokazuje skalę niedoboru świadczeń. Według prognoz Światowej Organizacji Zdrowia, liczba nowych zachorowań na nowotwory podwoi się w najbliższym dwudziestoleciu, a rak będzie największym zabójcą XXI wieku. Polscy onkolodzy apelują do polityków o pilne przygotowanie ustawy o Narodowym Programie Zwalczania Chorób Nowotworowych na lata 2016-2030, która „nie będzie kolejnym kompromisem, tylko wypadkową rzetelnej wiedzy medycznej”.

W Kujawsko-Pomorskiem zagrożenie chorobą nowotworową jest największe w Polsce, a na raka umiera tu o 40 proc. więcej chorych niż w Podkarpackiem.

Dyrektor Pawłowicz uważa, że narodowy program (NPZCHN) uchwalony w 2005 roku był dobry, tylko zła była dystrybucja pieniędzy za świadczenia onkologiczne: - Rocznie budżet państwa wykłada na onkologię 250 mln złotych. Dzięki temu powstały dobrze wyposażone publiczne CO z profesjonalną kadrą i wysokim standardem leczenia, m.in. w Bydgoszczy, ale NFZ, kontraktując świadczenia, nie bierze tego pod uwagę. Krajowa Rada Dyrektorów Centrów Onkologicznych, której przewodniczę, uważa, że to płatnik, czyli NFZ, powinien wprowadzić stopnie referencyjności szpitali, ale fundusz mówi, że w Polsce jest wolny rynek i każdy może leczyć. Płaci wszystkim po równo, bo

woli iść na łatwiznę

- tłumaczy dyrektor CO. Uważa, że taka postawa NFZ prowadzi w naszym województwie do paradoksów, bo: - Kontraktuje się świadczenia w ośrodkach, które nie spełniają kryteriów, mimo że CO gwarantujące najwyższe standardy mogłoby tych pacjentów leczyć od początku, kompleksowo i z lepszym skutkiem - twierdzi Pawłowicz. Powołuje się na analizy, które dowodzą, że śmiertelność wśród kobiet chorych na raka, leczonych w bydgoskim CO, wynosi (po 5 latach) - 5,5 proc., podczas gdy tych, które rozpoczęły leczenie gdzie indziej, umiera aż 45 proc.

- Dlaczego narażamy kobiety na ryzyko przedwczesnej śmierci? - pyta Pawłowicz i sam odpowiada: - Po to powołaliśmy Krajową Radę Dyrektorów CO, by to zmienić.

Rada zrobiła wstępną analizę, z której wynika, że w publicznych centrach onkologii leczy się prawie 80 proc. pacjentów z nowotworami. - Chcemy usiąść do rozmów z ministrem zdrowia oraz prezesem NFZ i porozmawiać o dostępności onkologicznego leczenia, bo nie może być tak, że państwo wydaje dziesiątki milionów na zakup sprzętu do radioterapii, a jednocześnie pacjent czeka na leczenie tą metodą 3 miesiące - uważa Pawłowicz. Twierdzi, że wzorce są gotowe. - Kiedy funkcjonowały kasy chorych, była pełna dostępność pacjenta do leczenia promieniami, więc mam pytanie: Co się stało z tym dobrze funkcjonującym systemem, gdy pojawił sie NFZ?

Pawłowicz zapewnia, że Krajowa Rada Dyrektorów CO nie planuje skoku na kasę, tylko chce spowodować, by fundusze przeznaczone na onkologię zostały racjonalnie podzielone i wykorzystane.

Do tematu wrócimy.


Fakty

Protokół niczym bumerang

19.09. dyrektor Zbigniew Pawłowicz zamieścił na internetowej stronie bydgoskiego CO uwagi do protokołu K-P NFZ. Zarzucił kontrolerom błędy formalno-prawne, które, jego zdaniem, dyskwalifikują ten dokument i... odesłał protokół funduszowi.

Szef bydgoskiego CO zauważa, m.in., że K-P NFZ nie respektuje zarządzeń prezesa NFZ i przytacza jedno z nich: „Kontroler jest zobowiązany uzyskać wyjaśnienia na temat okoliczności i przyczyn nieprawidłowości stwierdzonych w toku kontroli od osób bezpośrednio odpowiedzialnych za ich powstanie lub kierowników komórek organizacyjnych, w których stwierdzono nieprawidłowości”.

Pawłowicz twierdzi, że skoro w protokole nie ma na ten temat wzmianki, a z nim nikt się nie konsultował, to należy domniemywać, że zarządzenie prezesa NFZ (nr 23 z 2009 r.) zostało zlekceważone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska