Żywe zainteresowanie wzbudził nasz poniedziałkowy tekst o godnych pozazdroszczenia zarobkach wójtów podtoruńskich gmin. Żywe, bo przecież lubimy - przyznajmy to szczerze - przyjrzeć się czasem, co kto ma, zwłaszcza w wypadku tych, którzy mają to, co mają - z naszych, podatników, pieniędzy. Także i dlatego żywe, że wysokość tych zarobków świetnie pokazuje kilka paradoksów polskiego systemu wynagradzania samorządowców.
Ot, dla przykładu: Jan Surdyka, wójt gminy Zławieś Wielka, zarobił w 2016 roku 202 tysiące złotych brutto, czyli więcej niż prezydent Torunia Michał Zaleski, który zarobił 196 tys. zł, wliczając w to 37 tys. zł nagrody jubileuszowej. Wszystko w zgodzie z prawem i regulującymi te kwestie zasadami. Ale czy także w zgodzie z tak zwanym chłopskim rozumem? Ten każe zastanowić się, jak to jest, że jeden samorządowiec zarządza strukturą o budżecie 1 mld 184 mln zł, drugi strukturą wielokrotnie mniejszą, z budżetem 52,7 mln zł, czyli 22 razy mniejszym, ale obaj zarabiają mniej więcej tyle samo, a nawet ten drugi zarabia ciut więcej.
Czytaj też: UMK przegrał w sądzie ze studentką
Tajemnica podobnych zarobków jest nieskomplikowana. Jedynym ograniczeniem jest górny limit - zarobki wójtów, burmistrzów, prezydentów, także starostów i marszałków województw nie mogą przekraczać siedmiokrotności tak zwanej kwoty bazowej, wpisywanej rokrocznie do ustawy budżetowej. Stały jest też skład tych zarobków: wynagrodzenie zasadnicze, dodatki - za wysługę lat, funkcyjny i specjalny.
Praktycznie nie ma mechanizmu, który by uzależniał zarobki szefów samorządów od liczby kompetencji, za które odpowiadają, i - co ważniejsze - od efektywności ich pracy. Inna rzecz, że długo można dyskutować, jak taką efektywność należałoby mierzyć. Wynikiem finansowym, czyli np. wielkością deficytu? Tylko, że to zniechęcałoby do aktywności inwestycyjnej, ale ta w kraju wciąż nadrabiającym zapóźnienia cywilizacyjne ciągle jest potrzebna. A może skutecznością pozyskiwania pieniędzy ze źródeł zewnętrznych? A może jakimś miksem wskaźników ekonomicznych i społecznych?
Co ciekawe, teoretycznie ten mechanizm motywowania istnieje i konstrukcję ma bardzo prostą: o zarobkach wójtów, burmistrzów, prezydentów itp. decydują rady - gminy, miasta czy powiatu - i to one mogą zwiększyć wynagrodzenie, kiedy są efekty, i zmniejszyć, kiedy wójt czy prezydent starają się za słabo. Proste, ale zupełnie niedziałające. Wypadki obniżenia zarobków przez radnych owszem, zdarzają się, ale raz, że rzadko, a dwa, że częściej są one wynikiem politycznych wojenek, niż rzetelnej oceny. Wójt na zagrodzie równy wojewodzie. I nic tego nie zmieni.
Zobacz też:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?