Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siedziałam i płakałam

Mariola Lorenczewska
Mariola Lorenczewska
Kobieta tydzień po porodzie wróciła z bólami do szpitala i przez kilka godzin w położniczej izbie przyjęć czekała na pomoc. Zdesperowany mąż dzwonił na pogotowie i policję.

Kobieta tydzień po porodzie wróciła z bólami do szpitala i przez kilka godzin w położniczej izbie przyjęć czekała na pomoc. Zdesperowany mąż dzwonił na pogotowie i policję.

25-letnia pani Agnieszka na początku kwietnia urodziła córkę. Sam poród przebiegł bez problemów, ale pod koniec straciła dużo krwi po łyżeczkowaniu łożyska. Konieczna okazała się transfuzja, założono jej sporo szwów.

Trzy dni dłużej niż zwykle po porodzie leżała w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Toruniu. Gdy już wróciła do domu i przestały działać środki znieczulające, zaczęły się bóle nie do wytrzymania. Położna, która przyszła z wizytą, stwierdziła, że coś jest nie tak i muszą jak najszybciej szukać pomocy.

<!** reklama>- Z bólu odchodziłam od zmysłów. Bolało tak samo jak przy porodzie. Przed godz. 17 spakowaliśmy małą, bo karmię piersią i pojechaliśmy z mężem na Bielany - mówi pani Agnieszka. - Kolejki w położniczej izbie przyjęć nie było. Tylko jedna pani ze skierowaniem siedziała od godz. 11. Mnie pobrano próbkę moczu i czekałam skręcając się z bólu. Byłam akurat w fazie ataków.

Po dwóch godzinach lekarz zrobił USG macicy, zdjął skrzepy. Kazał dalej czekać, tym razem na recepty, bo miał podobno obchód. Siedziałam więc następne półtorej godziny i płakałam. W międzyczasie chodziłam do samochodu karmić córkę, bo na tej izbie nie ma warunków, żeby noworodka przewinąć. Nikt nawet nie chciał mi podać tabletki przeciwbólowej, a ja w pośpiechu zapomniałam zabrać z domu.

Kobieta już w trakcie ciąży trzy razy była na Bielanach. Leżała na oddziale położniczym i na patologii ciąży. Nie ma zastrzeżeń do traktowania i leczenia. Źle natomiast wspomina kontakt z samą położniczą izbą przyjęć.

- Pod wieczór na początku ciąży dostałam krwotoku i bałam się, że poronię, dlatego przyjechałam na Bielany - wspomina pani Agnieszka. - Położna izby przyjęć krzyczała na mnie, że to nie przychodnia. Po godzinie przyszedł lekarz i stwierdził, że ciąża jest zagrożona.

Marek, mąż Agnieszki, nie może się pogodzić z faktem, że jego żona tydzień po porodzie tak długo musiała czekać i cierpieć.

- Najgorsze było to, że nikogo z personelu nie było w pomieszczeniu, w którym siedziała moja żona. A gdyby zemdlała czy coś innego jej się stało? - pyta mężczyzna, który był tak zdenerwowany, że zadzwonił nawet na pogotowie ratunkowe i policję twierdząc, że nikt nie chce zająć się jego żoną, a on nie wie, co robić. Tam uspokajali i radzili, by poszukał kogoś z personelu.

Dr Marek Maleńczyk, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala na Bielanach, któremu podlega też izba przyjęć zapewnia, że jeśli nawet doszło do jakiejś opieszałości w udzieleniu pomocy tej pacjentce, to tylko dlatego, że personel był zajęty czymś innym.

- Niech ta kobieta przyjdzie. Spróbujemy wszystko wyjaśnić na spokojnie. Pacjenci często są zdenerwowani już wchodząc. To jest izba przyjęć, gdzie powinny zgłaszać się osoby z zagrożeniem życia - tłumaczy dr Maleńczyk.

- Nie dotarły do mnie żadne inne sygnały z podobnymi skargami. A skoro są, to do mnie powinny takie trafiać. Ta pani miała pecha. Robimy ankiety satysfakcji pacjentów. Z nich też nic niepokojącego nie wynika. Oczywiście, pewne konflikty raz na jakiś czas się zdarzają, ale personel stara się, nie jest agresywny. Jesteśmy przecież po to, żeby pomagać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska