Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Snajper ściska skarpetę

Jacek Kiełpiński zdjęcia Grzegorz Olkowski
Precyzyjnie odmierzyć odległość do celu. Wprowadzić poprawkę na wiatr. Uwzględnić temperaturę, wilgotność i ciśnienie atmosferyczne. Ogólnie - masa danych z różnych dziedzin i sporo liczenia, nim palec dotknie delikatnego spustu.

Precyzyjnie odmierzyć odległość do celu. Wprowadzić poprawkę na wiatr. Uwzględnić temperaturę, wilgotność i ciśnienie atmosferyczne. Ogólnie - masa danych z różnych dziedzin i sporo liczenia, nim palec dotknie delikatnego spustu.

<!** Image 2 align=none alt="Image 184567" >

- Oczywiście, że szukamy talentów. Takich, którzy mają szósty zmysł - przyznaje major Wojciech Jagielski, kierujący szkoleniem polskich strzelców wyborowych. - Jednak, po pierwsze, zależy nam na wyszkoleniu doskonałych rzemieślników działających dwójkami. Takie są potrzeby armii.

Samotny mściciel? To mit

Słowo snajper wraca do łask. Przestaje się już kojarzyć z brodatym serbskim czetnikiem, który z dachu spalonego wieżowca odstrzeliwuje przerażonych przechodniów, przebiegających przez słynną aleję snajperów w Sarajewie. Zanika podział na prawego strzelca wyborowego i wrednego snajpera.

- Samotny tajemniczy mściciel to mit - przekonuje major Jagielski. - Dziś strzelcy wyborowi, zwani też snajperami, działają w zespołach dwuosobowych i wykonują ściśle określone zadania, nad którymi dowództwo ma pełną kontrolę.

Ośrodek Szkolenia Poligonowego Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu. To miejsce uznano za idealne do doskonalenia kunsztu najlepszych strzelców polskiej armii. Od 1 września ruszyły tu dwumiesięczne kursy dla podoficerów. Trafiają na nie także ci, którzy już są strzelcami wyborowymi i sprawdzili się podczas misji w Afganistanie. Kurs bowiem obejmuje także zajęcia z metodyki, czyli przygotowuje nauczycieli trafiania bez pudła.

- Sześć kliknięć w lewo... - podpowiada przez radio obserwator namierzający cel z pobliskiego budynku.

- Jest - pada odpowiedź leżącego w wyschniętej trawie strzelca, który błyskawicznie koryguje ustawienie lunety.

- Strzał - pada komenda obserwatora. - Trafiony - ocenia, gdy przebrzmi huk wystrzału.

Każdego kolejnego dnia rozmowy członków zespołu stają się coraz krótsze. W końcu słowa zanikają, wystarczy, że strzelec lekkim ruchem buta da sygnał gotowości.

Unikamy słowa „zabijanie”

Dlaczego snajperzy działają dwójkami? Bo gdy jeden koncentruje się na strzale, drugi obserwuje także teren wokół. To on niesie radiostację, a także broń automatyczną, której użyje, gdy wróg niespodziewanie podejdzie zbyt blisko. Ale jest jeszcze jeden powód. Kto wie, czy nie najważniejszy.

- Unikamy słów „śmierć” i „zabijanie” - podkreśla major Jagielski. - Zresztą, tak naprawdę nikt nie wie, czy jest zdolny do zabicia człowieka i jak się zachowa, gdy przyszłej ofierze przyjdzie spojrzeć w oczy. A przez lunetę można je dostrzec z kilkuset metrów. Dlatego mówimy o eliminowaniu celu. Odpowiedzialność za to wyeliminowanie rozkłada się zawsze na dwóch. Obserwator wskazał cel, strzelec nacisnął spust.

Howard E. Wasdin, komandos amerykańskiej formacji SEAL, w niedawno wydanej książce „Snajper” idzie jeszcze dalej. Zapewnia, że w ostatniej fazie, tuż przed strzałem, nie widzi swojej ofiary. Koncentruje się na krzyżu celowniczym w lunecie, za którym wówczas jest już tylko niewyraźna, rozmyta sylwetka. Zabawa akomodacją oka ma mu nie tylko ułatwić poradzenie sobie z wyrzutami sumienia, ale także sprawić, że w ostatniej chwili... nie zostanie dostrzeżony. Bo wierzy, że wielu ma szósty zmysł i potrafi wyczuć, gdy ktoś ich obserwuje. On sam taki zmysł ma. Snajper najbardziej obawia się snajpera.

- Spostrzegawczość to ważna cecha - przyznają polscy instruktorzy. - Kursantom robimy KIMS game, czyli zabawę w odtwarzanie układu rozrzuconych na trawie przedmiotów, ich barwy i cech charakterystycznych. Mają im się przyjrzeć, potem postrzelać przez godzinę, dwie, a następnie narysować, odtworzyć ich położenie. To zabawa dla wszystkich. Każdy może się choć trochę poczuć snajperem - żartują.

Sztuka podchodzenia do celu

W nauce tropienia najlepsi są ponoć Kanadyjczycy. Ich ekipa była na toruńskim poligonie i prezentowała sztuczki, których też spróbować może każdy. Choćby z rozpoznawaniem śladów. Za plecami odwróconych tyłem kursantów instruktorzy skradają się, biegają, noszą na barana, na noszach. Z pozostawionych śladów adepci muszą wyciągnąć odpowiednie wnioski i odtworzyć te czynności. Przy okazji kursanci uczą się zwracania uwagi na własne ślady oraz takiego poruszania, by zostawiać ich jak najmniej.

- Bardzo ważnym zadaniem jest sniper stalking, czyli nauka niewidocznego podchodzenia do celu - tłumaczy major Wojciech Jagielski. - Chodzi o to, by z odległości około kilometra podejść w określony sektor, położony około 200 metrów od obserwatorów.

Skradającemu się snajperowi towarzyszy tak zwany walker. To on dostanie przez radio wiadomość, że snajper został zauważony. Wówczas kursant ten musi przerwać zajęcia. Inny, lepiej się maskujący, gdy dotrze do wyznaczonego sektora, prosi, za pośrednictwem walkera, o prezentację liter. Jeśli czyta swobodnie litery umieszczone na wysokości twarzy obserwatora, jest bliski pełnego sukcesu. Wygra, gdy potrafi oddać dwa strzały ślepą amunicją w kierunku obserwatorów, a oni nadal go nie widzą.

- To naprawdę trudne zadanie - zapewnia jeden z instruktorów. - Takie skradanie przez 800 metrów może trwać i sześć godzin. Oczywiście, na prawdziwym polu walki aż tak bliskie podejście nie bywa raczej potrzebne. Tu ważne jest nabranie zaufania do siebie - skoro udało mi się podejść na 200 metrów, to na 400 nie będzie problemu.

Jednak nie byłoby to możliwe i na 600 metrów, gdyby nie sztuka kamuflażu. Ciuchem roboczym i znakiem szczególnym snajperów na całym świecie jest charakterystyczny, siatkowy strój maskujący ghillie. Tu panuje ogólnie taka moda, ale każdy do maskowania podchodzi indywidualnie, dlatego też i ghillie są różne. Najważniejszy jest skutek, czyli maksymalne wtopienie w otoczenie. Pora roku i teren wymuszają zmianę kolorystyki tej szczególnej kreacji.

By stalking się powiódł, snajperzy muszą sporo czasu poświęcić też na makijaż. Najważniejsza zasada - wypukłe części twarzy, jak nos, kości policzkowe i brodę malują ciemnymi kolorami, a fragmenty bardziej wklęsłe - jaśniejszymi. Efektem ma być spłaszczenie, odrealnienie twarzy.

Ale nie na każdych zajęciach make-up obowiązuje, choćby wtedy, gdy doskonali się to, co w rzemiośle snajpera najważniejsze - celne strzelanie.

- Fiński Sako TRG 22, kaliber 7,62... - jeden z kursantów zaczyna opowieść o broni budzącej szacunek. Propozycja porównania go z polskim Aleksem wywołuje tylko grymas na twarzy. - Alex może i nie ustępuje celnością, ale jest cięższy i dla mnie mniej wygodny.

Każdy z kursantów ma swoją indywidualnie dopieszczoną i delikatnie zmodyfikowaną broń. Kolby oklejone są maskującymi taśmami - widać charakterystyczne zgrubienia w różnych miejscach.

- Podczas tego kursu podoficerowie wystrzelą po tysiąc pocisków - tłumaczy Wojciech Jagielski. - To sporo, ale zawsze za mało. Nie da się ukryć - by dobrze strzelać, trzeba dużo i często strzelać. Interesuje nas powtarzalność. Nie ma nam wychodzić jeden na kilka strzałów. Tylko wszystkie.

Jak się strzela z Sako? Miękko. Odrzut jest przyjemny. Ale nie to zaskakuje najbardziej, a patenty snajperów na opanowanie drżenia ręki. Ciężka lufa oparta jest na dwójnogu albo plecaku, czymś miękkim i stabilnym. Kolba zaś leży na zwiniętej w kłębek grubej skarpecie, wypełnionej ryżem lub kukurydzą, wciśniętej do niewielkiego pokrowca. Gdy palec jednej ręki spoczywa na spuście, druga ściska skarpetę. Ściśniemy mocniej - lufa delikatnie przesuwa się w dół, trochę odpuścimy - lufa kieruje się w górę. Dlatego trafienie z odległości 300 metrów w punkt położony dwa centymetry od środka tarczy nie jest problemem. Zabawa jednak zaczyna się w chwili, gdy odległość staje się większa niż pół kilometra.

- Sako to mercedes wśród karabinów... - szepcze jeden z instruktorów. - Czyż nie jest piękny?

Snajperów do niewoli się nie bierze

Piękny. Ale morderczy. Tak jak, mimo omijania tego tematu, mordercza jest profesja zawodowców szkolonych w Toruniu. Niektórzy z nich w Afganistanie już byli, inni będą. Doskonale wiedzą, że zawód obrali sobie bodaj najbardziej niebezpieczny. Zdają sobie sprawę, że snajperów do niewoli się nie bierze. Zdecydowana większość jeszcze nie ma pewności, czy w tej krytycznej chwili będzie w stanie do człowieka, tak na zimno, z daleka, strzelić. Jeszcze nikogo nie zabili.

- I nie mają zamiaru - zapewnia major Wojciech Jagielski. - W Kanadzie obserwowałem podczas wielu spotkań najlepszych snajperów świata. To zwykli, niczym specjalnym niewyróżniający się ludzie. W tej profesji tacy spokojni, cisi i skromni żołnierze są najlepsi. Bardzo zwracamy na to uwagę. Strzelec wyborowy wyeliminuje cel, gdy dostanie taki rozkaz, ale to nie jest furiat, który marzy o zabijaniu ludzi. Takim dziękujemy. To nie jest komputerowa strzelanka, to życie. Ale czasem ktoś musi umieć zrobić to, co zwykłym śmiertelnikom wydaje się niemożliwe. I to są ci panowie.

Snajperskie ciekawostki

  • Za najlepszego snajpera wszech czasów uchodzi Fin Simo Hayaha, który podczas wojny zimowej zastrzelił 543 żołnierzy radzieckich. Używał fińskiej wersji karabinu Mosin M28. Co ciekawe, nie używał lunety twierdząc, że przyrządy optyczne mogą zdradzić strzelca (chodzi o odbicie światła w soczewce celownika). By tak się nie stało, dziś używa się specjalnej nakładki na lunetę, zwanej plastrem miodu.
  • Ciekawą postacią jest niejaki Juba - iracki strzelec wyborowy, który szerzył spustoszenie wśród żołnierzy amerykańskich. Celował głównie w głowę. Nigdy nie został zidentyfikowany, mówi się wręcz, że nie był to jeden człowiek, tylko grupa irackich strzelców. Do dziś Juba, czyli snajper z Bagdadu, pozostaje legendą.
  • Za najdłuższy celny i do tego śmiertelny strzał uznaje się ten oddany w 2010 roku przez brytyjskiego snajpera kaprala Craiga Harrisona w Afganistanie. Dokładna odległość to 2475 metrów. Polscy snajperzy doceniają, oczywiście, ten fakt, ale przypominają, że w Afganistanie panują doskonałe warunki do takiego strzelania - są tam góry, a więc ciśnienie jest niższe, a powietrze rzadsze. Przy strzałach na taką odległość ma to zasadnicze znaczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska