Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ta śmierć miała sens

Jacek Kiełpiński
Choć śledztwo trwa i brane są pod uwagę wszelkie wersje wydarzeń - w toruńskim garnizonie mówią jednym głosem: kapitan Grzegorz Nicke zachował się i zginął jak bohater.

**<!** Image 3 align=none alt="Image 223626" >
Choć śledztwo trwa i brane są pod uwagę wszelkie wersje wydarzeń - w toruńskim garnizonie mówią jednym głosem: kapitan Grzegorz Nicke zachował się i zginął jak bohater.**

Do wypadku podczas ćwiczeń z rzutu granatem doszło, przypomnijmy, 8 października. Od razu w toruńskim Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia, w którym służył kpt. Grzegorz Nicke, zaczęto mówić o czynie bohaterskim. Pośmiertne awansowanie kapitana na stopień pułkownika dowodzi, że najwyższe dowództwo armii podzieliło tę opinię. <!** reklama>

Zarazem na forach internetowych, wśród wyrazów uznania, pojawiły się też złośliwe komentarze, typu: co to za armia, co nawet rzucać granatem nie potrafi.

Rocznie w Polsce wyrzuca się od 100 do 150 tysięcy granatów. Każdy szkolony w Narodowych Siłach Rezerwowych i każdy wojskowy musi przynajmniej raz w roku granatem bojowym rzucić. Po co?

- By się oswoić, by umieć poradzić sobie z niewyobrażalnym dla cywila stresem - tłumaczą mundurowi.

- A cóż to za problem rzucić granatem... - pytają złośliwcy.

- By to zrozumieć, trzeba być na poligonowej rzutni, samodzielnie uzbroić granat, wyrwać zawleczkę, poczuć łyżkę pod palcami, pamiętając, że po jej puszczeniu granat obronny F-1 eksploduje po niecałych czterech sekundach i pięć tysięcy odłamków leci na odległość 200 metrów - tłumaczą wojskowi i nie potępiają szeregowego, któremu granat został niemal w ręku.

Oni mu współczują. Rozumieją, co przeżywa po śmierci kapitana, który nakrył go własnym ciałem.

Byliśmy na rzutni granatów podczas ćwiczeń, widzieliśmy miejsce, w którym ranę odniósł kapitan Grzegorz Nicke i rozmawialiśmy z oficerami ujawniającymi niuanse ćwiczeń z granatem. Trafienie zaledwie jednym odłamkiem świadczy ich zdaniem o perfekcyjnym zachowaniu kolegi, który skacząc na szeregowca musiał być tylko ułamek sekundy ponad skrajem transzei.

- Zaryzykował, mądrze ratując ludzkie życie - komentuje komendant toruńskiego garnizonu major Ireneusz Bandura. - Dziś możemy już tylko pomóc jego rodzinie. Żona i syn pozostaną pod naszą opieką. Grzegorza nie zapomnimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska