Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten towar schodzi bez promocji

Dorota Witt
Statystycznie zagrożenia prawie nie ma. W naszym regionie dzieci, którymi się handluje, policjanci liczą na palcach jednej ręki. Problem w tym, że oficjalne dane to tylko czubek góry, której wysokości nie mierzy nikt.

Statystycznie zagrożenia prawie nie ma. W naszym regionie dzieci, którymi się handluje, policjanci liczą na palcach jednej ręki. Problem w tym, że oficjalne dane to tylko czubek góry, której wysokości nie mierzy nikt.

<!** Image 2 align=none alt="Image 196950" sub="Światowa Organizacja Pracy wylicza, że 1,2 miliona dzieci rocznie pada ofiarą handlu. Z danych Prokuratury Generalnej wynika, że w 2011 roku w Polsce wykryto 17 takich przestępstw.">

Kasia. Powiedzmy, że Kasia, tak będzie dla niej lepiej. Więc Kasia, gdy trafiła do Fundacji La Strada, pomagającej ofiarom handlu, miała 15 lat. Lubiła czytać „Bravo” i ładnie się ubrać. Jej ojciec zmarł, matka poszła w Polskę. Zajmowała się nią babcia, która pod opieką miała też dwójkę młodszego rodzeństwa Kasi. - Babcia była cudowna, ale nieudolna wychowawczo - ocenia Joanna Garnier z La Strady. Dziewczyna miała koleżanki i powodzenie, ale chciała prawdziwej miłości i akceptacji. Poznała cudzoziemca, który przysięgał, że pokochał ją na zabój. Ona też go pokochała, więc jego zaproszenie do Niemiec przyjęła bez mrugnięcia okiem. Jej chłopak miał kolegów. Koledzy pochodzili z Bałkanów. Też chcieli się zakochać, więc Kasia poznała ich z 7 dziewczynami ze swojej szkoły. Pojechali razem. I słuch o nich zaginął. - Babcia zgłosiła zniknięcie dziewczynki, ale policjanci orzekli, że przecież Kasia „jest ucieczkowa”, skoro znowu uciekła, to i znowu wróci - opowiada Joanna Garnier. W końcu w poszukiwanie 8 dziewczyn włączyła się niemiecka policja. Kasię znaleziono w jednym z tamtejszych domów publicznych. Bez chłopaka, ale z 2 koleżankami. O innych do dziś nic nie wiadomo. <!** reklama>

Jeden wybór - dom publiczny

- Pierwsze spotkanie z Kasią zapamiętam na długo - wspomina Joanna Garnier. - Poruszyła nas, spektakularnie płakała, mówiła, że chce wrócić do szkoły, do babci, że się poprawi. Nie miała skończonych 18 lat, dlatego nie mogliśmy się nią zająć w naszym schronisku. Sąd nie zgodził się na jej powrót do babci, trafiła do placówki opiekuńczo-wychowawczej. Uciekła stamtąd. Później opiekunka z ośrodka powiedziała mi, że nie lubi takich jak Kasia, bo jej rozwalają grupę.

Dziś dziewczyna jest pełnoletnia, nie wiadomo, gdzie i z kim żyje. O tym, że jest ofiarą handlu dziećmi, nie wiedziała i nie chciała wiedzieć. O nic nie oskarżała swojego chłopaka. Tak naprawdę miała jeden wybór - prostytucję, bo nikt nie wyciągnął do niej ręki, nikt w nią nie wierzył. A sprzedawanie swojego ciała, w jej ocenie, dawało jej dom, miłość, akceptację, pieniądze i ciekawe życie.

Młodzi ludzie dość łatwo dają się werbować sutenerom i innym osobom, które chcą się na nich wzbogacić - to wniosek z niedawnej konferencji dotyczącej handlu dziećmi, którą zorganizował Kujawsko-Pomorski Urząd Marszałkowski. Nie zawsze pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych czy patologicznych, czasem rodzice nie znajdują czasu, żeby wysłuchać dzieci, niekiedy nie akceptują ich wyborów czy wyglądu, nie okazują im uczuć. Nastolatkowie są też zagubieni w świecie, w którym liczą się tylko konsumpcjonizm i stan posiadania. Dlatego szybko ulegają wpływom tych, którzy imponują im modnymi ciuchami i drogimi gadżetami albo obiecują miłość. - Dla Kasi agencja była pierwszym i jedynym prawdziwym domem - ocenia Joanna Garnier. - Dlaczego miała jej tak nie traktować, skoro wszystkie dziewczyny śpiewały jej „Sto lat”, kiedy stała nad pierwszym w życiu tortem w dniu 17. urodzin? My wyciągamy te dziewczyny z agencji i co im możemy zaoferować w zamian? Nieustanną kontrolę, brak zaufania i nakaz chodzenia do szkoły. Dla nich prostytucja jest po prostu atrakcyjniejsza.

Na dziecku zarabia przyjaciel

Handel dziećmi kojarzy się głównie z nielegalnymi adopcjami i porwaniami, ale jego ofiary często początkowo dobrowolnie wyjeżdżają z przestępcami za granicę. Ci, którzy werbują dzieci, zaczynają od zdobycia ich zaufania. Jest to łatwe, zwłaszcza wtedy, gdy werbowaniem zajmuje się osoba bliska: wujek, ciocia czy przyjaciel rodziny, bo im ufa nie tylko dziecko, ale i jego zapracowani rodzice.

- Szkolimy personel hoteli w zakresie seksturystyki. Podczas jednego z kursów przypadkiem poznałam historię 10-letniego chłopca z Holandii - mówi Beata Wojtkowska z Fundacji Dzieci Niczyje. - Po rozstaniu z matką ojciec chłopca w czasie wakacji miał się nim zajmować. Przyjaciel domu zaproponował tacie, że go wyręczy i weźmie chłopca na wycieczkę do Polski. Mężczyzna okazał się pedofilem, który wyjechał za granicę, by móc łatwiej krzywdzić dziecko. Sprawa wydała się, bo chłopcu udało się wybiec z pokoju, żeby znaleźć pomoc.

Na handlu dziećmi najczęściej się zarabia, tak jak w wypadku komercyjnego wykorzystywania seksualnego nieletnich, kiedy miejscem docelowym jest agencja towarzyska. Sprawcy liczą na zyski także wówczas, kiedy ich celem jest zmuszenie dziecka do kradzieży, pracy (często na roli) czy żebractwa. Bywa, że osoba werbująca jest klientem ostatecznym, nie zależy jej na pieniądzach, lecz na pozyskaniu pornograficznych zdjęć i filmów lub gwałceniu dziecka, jak w przypadku wspomnianego 10-latka.

Wiemy, ale policji nie powiemy

Trudno ocenić skalę zjawiska. Policyjne statystyki mówią o 17 zakończonych postępowaniach w całym kraju rocznie. W naszym województwie oficjalnie notuje się jednostkowe przypadki, ale sami policjanci przyznają, że te przestępstwa trudno wykryć. Nieoficjalnie narzekają też na brak chęci współpracy ze strony organizacji pomagających ofiarom handlu dziećmi.

- Tylko do nas w ciągu roku trafia kilkanaście dziewcząt, wyrwanych głównie z zagranicznych domów publicznych, a przecież nie jesteśmy w stanie przechwycić wszystkich ofiar - mówi Joanna Garnier. - Trudno jednak wymagać, żebyśmy ujawniali policji dane tych dziewcząt. Dbamy przede wszystkim o ich anonimowość. Tylko w oparciu o nią mają szansę na budowanie normalnego życia.

Policja i sąd ściśle współpracują jednak z placówkami opiekuńczo-wychowawczymi - to do nich trafiają dzieci, które mogły paść ofiarami handlu. Zwykle długo nie ma co do tego całkowitej pewności. Nastolatkowie albo nie umieją nazwać przestępstwa, albo są pod tak dużym wpływem osoby werbującej, że boją się mówić. Niektóre mówić po prostu się wstydzą.

- Spotykam się z takimi przypadkami w codziennej pracy - przyznaje Krzysztof Jankowski, dyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych. - To są dzieci obcokrajowców, pochodzą z Rumunii i krajów postradzieckich. Te dzieciaki w Polsce zajmowały się głównie żebraniem do kieszeni dorosłych, niekoniecznie rodziców. Ale polskie dzieci nie są wolne od tego typu przestępstw. Mam podejrzenie, że nasi byli wychowankowie, najczęściej dziewczęta, po ukończeniu 18 lat opuszczały Polskę. Ci, którzy oferowali im pomoc, często werbowali ich do pracy za granicą. Przypuszczam, że byli wykorzystywani do usług seksualnych lub niewolniczej pracy.

Jest zgoda na prostytucję dzieci

Polska jest już nie tylko krajem tranzytowym, przez który przejeżdżają handlarze dziećmi, wioząc ofiary z Europy Wschodniej na Zachód. Według raportu Fundacji Dzieci Niczyje, polskie nastolatki są coraz częściej ofiarami handlu, je także wywozi się na Zachód. Polska jest też krajem docelowym, do którego przywożone są dzieci (najczęściej są zmuszane do żebrania) z Ukrainy, Białorusi, Bułgarii, Mołdawii i Rumunii. Dzieci straszy się, że jeśli się zbuntują, ucierpi ich rodzina, zabiera się im paszporty i mówi, że muszą spłacić dług, który rzekomo zaciągnęły na podróż do Polski i wyżywienie.

- 3 na 4 ofiary to dziewczęta między 14. a 18. rokiem życia - informuje Joanna Garnier. - Pamiętam tylko jednego chłopca - 17-latka z Rumunii. W Polsce zmuszano go do żebrania i kradzieży kieszonkowych. Sąd pozwolił, abym odwiozła go do ojca, ale bywa, że pobyt w placówce przedłuża się, a potem okazuje się, że dziecka już tam nie ma, odebrał je wujek. A mnie ciarki przechodzą po plecach, bo wiem, kim mógł być ten wujek. Najbardziej narażone na komercyjne wykorzystanie są dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Jeśli dziewczyna widzi, że matka sobie w życiu nie radzi, to i ona sobie nie poradzi, ale rozpaczliwie szuka wyjścia. Często wtedy zjawia się sutener, bo zdarza się, że mieszka w tej samej dzielnicy, że to rówieśnik i wie, jak podejść nastolatkę. Jeśli rodzina dobrze funkcjonuje, możliwa jest współpraca, ale bywa, że rodzice mówią dziecku: „Przyniosłaś nam wstyd, teraz radź sobie sama”. Ofiary oskarżamy o całe zło - pracowała w burdelu, więc na pewno tego chciała; uprawia seks, więc jest dorosła i nie potrzebuje naszej pomocy; nikogo nie chce oskarżyć, czyli jest zwykłą prostytutką.

- Główny problem tych dzieci to właśnie rodzice, ponieważ często akceptują lub udzielają milczącej zgody na to, co dzieje się z dzieckiem - ofiarą handlu - przyznaje Krzysztof Jankowski. - Istnieje uzasadnione podejrzenie wykorzystywania tak zwanej adopcji ze wskazaniem, jednak udowodnienie tego przestępstwa jest mało prawdopodobne. Inne zagrożenie dla dzieci, choć na szczęście nie notuje się wielu takich przypadków, to milcząca zgoda rodziców na prostytuowanie się nieletnich dziewcząt, a niekiedy korzystanie rodziny z tak osiągniętego dochodu.


opinia

Podkom. Marek Kolinski, ekspert Wydziału Prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy

W przypadku handlu ludźmi istotnym elementem przeciwdziałania temu procederowi jest skuteczne ściganie sprawców, a do tego potrzebna jest praca z ofiarami w klimacie zaufania, jaki można stworzyć dzięki współpracy z organizacjami, które pomagają ofiarom. W naszym regionie skala zjawiska nie jest tak duża jak w województwach przygranicznych. U nas to jednostkowe przypadki w ciągu roku. Często ofiarami tych przestępstw są dzieci, a większość to osoby młode, między 18 a 35 rokiem życia. Sprawcy zwykle działają w grupie, często o charakterze zorganizowanej działalności. Tworzą łańcuch zysków, który kończy się w miejscu docelowym - gdzie osoba miała zostać dostarczona. Nie trzeba się obawiać, że przepisy mówiące o tym, że dzieciom, które nie skończyły 5 lat, trzeba wymieniać paszport nie co rok, a co pięć lat, wpłyną na wzrost takich przestępstw. Największe ryzyko handlu dziećmi występuje przy porodzie, zwłaszcza gdy rodzi się dziecko niechciane. Zniknięcie starszego dziecka, takiego, które funkcjonuje już w rodzinie, dużo trudniej zatuszować, dlatego takie osoby rzadko padają ofiarami handlu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska