Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To papiery się starzeją, NIE JA

Justyna Król
O tym, ile mam lat, przypominam sobie tylko wtedy, gdy kupuję krem do twarzy z napisem „czterdzieści plus”.

- Kryzys wieku? To nie dla mnie - mówi Joanna Gajownik. - Wkrótce kończę 46 lat. Nigdy sobie ich nie odejmuję, bo każdy kolejny rok niesie ze sobą jakaś mądrość - opowiada bydgoszczanka.

Asia jest graficzką, przez 20 lat zajmowała się projektami reklamowymi, prowadziła własną działalność. - Zawsze jednoosobową. To chyba przez wrodzony perfekcjonizm. Długo uważałam, że jestem niezastąpiona, nie dopuszczałam nikogo do moich projektów. Dopiero mając stałych klientów i regularne zlecenia, przy mniej ważnych zadaniach prosiłam o pomoc. Dziś profesjonaliście jestem w stanie nawet w całości coś zlecić, jeśli brakuje mi czasu - mówi 45-letnia Joanna.

DOJRZAŁOŚĆ W KAWAŁKACH

Asertywność, zwłaszcza ta zawodowa, przyszła do niej z wiekiem.
- Jako dwudziestoparolatka brałam wszystkie zlecenia i całkowicie dopasowywałam się do wizji klienta. Po trzydziestce nabrałam odwagi, by wyrażać swoje zdanie, dyskutować, nadal biorąc wszystko. Obecnie, gdy nie czuję jakiegoś projektu, potrafię odmówić. Znam wartość swojej pracy - zapewnia.

Asia przyznaje, że był czas, gdy żyła wg pewnych stereotypów. Miała poczucie, że przed 30. należy wyjść za mąż, urodzić dziecko. Tak też się stało.
- Dojrzała czułam się już przed osiemnastką, którą świętowałam, tocząc z przyjaciółmi dysputy filozoficzne. Trochę mnie dziś bawi, gdy patrzę na mojego niemal osiemnastoletniego syna i myślę, że czuje się już dorosły jak ja kiedyś. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że dojrzałość przychodzi w kawałeczkach, po trochu i w każdym wieku. Dla mnie nie ma punktu, który zakończyłby ten proces. Życie i ludzie kształtują mnie cały czas - mówi Asia.

Swoich okrągłych urodzin nie pamięta. Ani dwudziestki, ani trzydziestki, ani czterdziestki…

Z DEKADY W DEKADĘ

- Choć co roku świętuję urodziny, nie celebruję szczególnie konkretnych dat. Myślenie kobiety zmienia się z wiekiem. Jako nastolatka byłam bardzo zakompleksiona. Dopiero gdy miałam lat 28, po narodzinach syna, u boku kochającego męża, poczułam się w pełni kobietą. Trochę zdołował mnie czas ciąży, gdy ciało tyło i puchło, ale uznałam, że to nieuniknione. Po trzydziestce powiedziałam sobie: kobieto, weź się za siebie. Zapisałam się na fitness i bardzo poprawiłam kondycję. Po czterdziestce odpuściłam. Nie mam prawa jazdy, więc dużo chodzę, jeżdżę po mieście rowerem. Z moim wyglądem zaś, choć pewnie czas zrobił swoje, jest mi całkiem nieźle. Widzę zmiany w swej fizyczności. Wyprostowałam zęby. Przeszło mi przez myśl, by sobie chirurgicznie skorygować tzw. worki chomicze na szyi, ale to były tylko chwile. Na co dzień się nie maluję, potrafię bez makijażu iść na ważne, biznesowe spotkanie, a znam kobiety, które nieumalowane nie wychodzą z domu już w wieku dwudziestu lat, choć młoda cera jest naturalnie promienna. Czasem zazdroszczę im tej młodości, ale wiem, że choć moja uroda gdzieś powoli przemija, mam w zamian coś innego - przekonuje Asia.

TWIGGY BYŁA JEDYNA

Asia widzi różnicę między dzisiejszymi dwudziestolatkami a sobą, gdy była w tym wieku.
- Moje roczniki chyba lepiej znoszą swój wiek. Być może to kwestia mediów i Internetu, które kreują wizerunek współczesnej kobiety - idealnie gładkiej, perfekcyjnie umalowanej, uczesanej i ubranej. Kiedyś tego nie było. Twiggy była jedna! Kobiety, które poddają się takiemu myśleniu, mogą być za dwadzieścia lat bardzo nieszczęśliwe, bo czasu oszukać się nie da, grawitacja robi swoje. Ja jestem w stanie pogodzić się z tym, że w pewnych miejscach jest mnie coraz więcej, że skóra na brodzie trochę wisi - zapewnia Asia.

Zaznacza jednak, że i jej się zdarzają takie poranki, gdy nie może na siebie patrzeć w lustrze. Ale szybko mijają. - Kiedyś ulegałam presjom, próbowałam się zmieniać na różne modły. Tuż przed czterdziestką doszłam do wniosku, że w ten sposób w końcu gdzieś zgubię siebie. I wróciłam. Aktualnie tylko zdanie najbliższych się dla mnie liczy. Ubieram się tak, jak lubię, by czuć się dobrze we własnej skórze. To bardzo poprawia samoocenę - zapewnia Asia.

SPEŁNIONE MARZENIA

Po czterdziestce Joanna uznała, że przyszedł czas, by trochę zwolnić, robić więcej dla siebie.
- Kiedyś, jako dwudziestoparolatkowie, siedzieliśmy z mężem nad rzeką, w miejscu gdzie
dziś jest Warzelnia. Maciej powiedział: Fajnie byłoby mieć takie miejsce. Po latach okazało się, że mamy właśnie to miejsce. Prowadzimy tam restaurację - nie jest to jednak żadna gonitwa. Kiedyś potrafiłam siedzieć nad jednym projektem po trzydzieści godzin bez przerwy, zarywając noce. Dziś wiem, że zmęczona jestem mniej efektywna i stawiam na zdrowie. Gdy potrzebuję więcej snu, pozwalam sobie na to. Szukam wewnętrznego spokoju. Realizuję się twórczo, podróżuję, czytam, chodzę do kina. Chciałabym też dzielić się swą wiedzą artystyczną z innymi. Marazm mi nie grozi. Nie lubię się skupiać na bzdurach, takich jak strzykanie w kręgosłupie - opowiada

CZAS NA PLUS

Edyta Jascheck-Wyporkiewicz od zawsze wychodzi z założenia, że człowiek ma tyle lat, na ile się czuje. A ona czuje się na trzydzieści parę…
- O tym, ile mam lat, przypominam sobie, gdy kupuję krem do twarzy z napisem „czterdzieści
plus” - mówi 41-latka z Wilcza pod Bydgoszczą.

- Kobieta zmienia się wraz z upływem czasu też na korzyść. Jako licealistka zaplanowałam, że w roku 2000 chcę mieć już męża i dwoje dzieci, a później obserwując koleżanki, które tuż po ślubie przestawały dobrze wyglądać, obiecałam sobie, że ja zawsze będę o siebie dbać, dla siebie. Jedno i drugie mi się udało. Ale po trzydziestce złapałam się na tym, że stałam się niewolnicą rodziny. Nagle poczułam, że czas zrobić coś dla siebie. Powiedziałam moim bliskim wprost: Wy macie swoje zabawki, ja będę miała swoje, uszanujcie to. I tak się zaczęły kursy, szkolenia - fotograficzne, kosmetyczne, z projektowania ogrodów, florystyki, masażu - oraz podróże, czasem nawet samotne! Z pożytkiem dla wszystkich. Ja nauczyłam się jak naładować baterię, a dzieci, jak robić pewne rzeczy w domu, gdy mamy nie ma. Mąż także
bardzo mnie wspiera - mówi Edyta.

KRYZYS ISTNIEJE

Często słyszy, że wiek jej służy. Sama również powtarza, że to papiery się starzeją, nie ona. O zjawisku kryzysu wieku mówi jednak bez skrępowania. - Mnie aż tak nie dotyka, ale
nie powiem, że nie istnieje - przyznaje Edyta.

- Zresztą raz i mnie dopadł, gdy zaczęłam pracę w zespole samych młodziutkich dziewczyn o pięknej, gładkiej cerze. Nagle zobaczyłam wszystkie moje zmarszczki wokół oczu i zdołowałam się, ale na chwilę. Dziś ukrywam je za okularami i jest OK. Kobiety bardzo przeżywają swój wiek, zwłaszcza moment przekroczenia czterdziestki, potem pięćdziesiątki. Bywa, że są podłamane. Wiele moich koleżanek w ogóle nie obchodziło czterdziestki. Jakby udawały, że to się nie wydarzyło. Przeżywały żałobę po swojej młodości. Nie chciały zaznaczania tych urodzin w kalendarzu, nie przyjmowały prezentów ani życzeń.

ŚMIECH ZAMIAST BOTOKSU

Część z kobiet poprawia sobie humor, wybierając się do SPA, na upiększające bądź relaksujące zabiegi kosmetyczne. Inne decydują się na bardziej inwazyjne kroki - sięgając na przykład po botoks. - Wstrzykiwanie go tu i ówdzie w tym wieku to dziś normalna sprawa - poprawianie owalu twarzy, redukowanie zmarszczek. Ja wieku nigdy tak niwelować nie planowałam, ale był moment, gdy chciałam sobie powiększyć biust. Ostatecznie uznałam, że taka ingerencja w naturę, to nie dla mnie. Wybieliłam kiedyś zęby, to tyle. Na co dzień dbam o siebie, wmasowując w twarz dobrze dobrany krem. Gdy ktoś pyta, ile mam lat, muszę chwilę pomyśleć. Urodzin zwykle nie obchodzę. Trzydziestki nawet nie pamiętam, ale czterdziestkę - owszem. Jakiś etap się skończył, jakiś zaczął, więc zorganizowałam sobie z tej okazji party i było przednio. W gronie moich znajomych była taka fala czterdziestek, te chwile trzeba przeżyć na wesoło - dodaje Edyta.

BABCIA JAK NASTOLATKA

Z wiekiem kojarzy jej się też słowo „babcia”. - Kobieta po czterdziestce zaczyna mieć wizję, że kiedyś - i to może całkiem niedługo - zostanie nazwana babcią, a to ją postarza. Ja nie boję się tej łatki. Z pasją zajmuję się bezstresowym strzyżeniem yorków. Mam swoje własne psiaki oraz kilku stałych podopiecznych - na tej płaszczyźnie już dawno sama ochrzciłam się i babcią, i prababcią. Myślę, że gdy zostanę nią naprawdę, też będę czuła się młodo. Z natury jestem głośna, energiczna, wszędzie mnie pełno. I choć doświadczenia życiowego mi nie brakuje, często miewam też szalone pomysły niczym nastolatka. Nie nazwałabym siebie dojrzałą w stu procentach i wcale na taki etap nie czekam - śmieje się.

W WIEKU AKCEPTACJI

Magdalena Markowska
Absolwentka psychologii UKW oraz Modernizacji Zaawansowanej Szkoły Trenerów Biznesu. Doktorantka na Wydziale Psychologii Polskiej Akademii Nauk. www.lekert-szkolenia.pl:

Według koncepcji Erika Eriksona, na każdym etapie rozwoju człowiek buduje swoją tożsamość i staje przed specyficznymi dla danego okresu wymaganiami, które mogą być związane z kryzysem.
Zadania, które stawia przed nami wiek średni, są szczególne, bo znajdujemy się na tzw. półmetku. Może być to np. wspomaganie dorastających dzieci tak, aby stały się odpowiedzialnymi i szczęśliwymi dorosłymi, uzyskanie i utrzymywanie zadowalającej pracy zawodowej, rozwijanie pasji i zainteresowań czy akceptowanie i dostosowanie się do fizjologicznych zmian wieku średniego. To czas, kiedy odpowiadamy sobie na pytania: Kim jestem? Czy jestem zadowolony z tego, co mam? Jakie są moje pasje? Czy mogę coś w swoim życiu jeszcze zmienić? Kobietom jest szczególnie trudno zmierzyć się z tym okresem życia, ponieważ przemija to, co jest dla nich bardzo ważne: uroda, atrakcyjność fizyczna, zmienia się gospodarka hormonalna, następuje okres przekwitania. Pojawia się zaprzeczenie, niezgoda na przemijanie i bunt, który wywraca bardzo często życie do góry nogami. Wiek średni nazwałabym wiekiem akceptacji: swojej fizyczności, partnera, tego, że dzieci się już usamodzielniły, że jestem tym, kim jestem. W momencie niezadowolenia, pewnego dysonansu poznawczego, pojawia się przysłowiowy kryzys. Jednak to od nas zależy, w którą stronę on nas zaprowadzi. Nasze życie składa się z przewrotów, które mogą być konstruktywne. Dlatego niech towarzyszy nam myśl, że jest to okres normalny i przejściowy, jak każdy w naszym życiu. Cieszmy się nim i wykorzystujmy na wielopłaszczyznowy rozwój - fizyczny, psychiczny, społeczny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: To papiery się starzeją, NIE JA - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska