13 września 2013 roku rano prywatny śmigłowiec wystartował z lotniska w Borczu. Leciał do Bydgoszczy. Na pokładzie, oprócz pilota i Krzysztofa Mielewczyka, był także jeszcze jeden biznesmen. Wszyscy zginęli, gdy po kilkunastu minutach lotu helikopter spadł na ziemię w miejscowości Wygonin, niedaleko Kościerzyny.
- Postępowanie wykazało, że wypadek spowodował pilot śmigłowca - tłumaczy Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - W dniu lotu warunki atmosferyczne były bardzo niekorzystne i pilot został o tym poinformowany przez służby naziemne. Otrzymał też komunikat, że są one na tyle złe, że - w myśl przepisów - nie pozwalają na bezpieczne lądowanie.
Jak ustaliła prokuratura, pilot potwierdził odebranie obu informacji, ale podjął decyzję o kontynuowaniu lotu. Stracił wówczas orientację w przestrzeni i kontrolę nad śmigłowcem. Śledczy ustali też, iż pilot miał również niewielkie doświadczenie w wykonywaniu lotów, kiedy trzeba głównie polegać na przyrządach pokładowych.
Postępowanie w tej sprawie zostało więc umorzone z powodu śmierci sprawcy katastrofy. Decyzja ta jest nieprawomocna.
Krzysztof Mielewczyk, założyciel firmy „Pierze i Puch”, był w Toruniu znany z interesów prowadzonych w branży spirytusowej i gastronomiczno-hotelarskiej. W 2006 roku kupił od miasta „Stary Browar”, ale nie udało mu się doprowadzić do powstanie luksusowego hotelu.(wap)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?